Forum BleachFiction Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

SKAZA NA NIEBIE - W oczekiwaniu na nieuniknione
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum BleachFiction Strona Główna -> SESJE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
GameMaster
Administrator



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój

PostWysłany: Nie 15:17, 02 Mar 2008    Temat postu: SKAZA NA NIEBIE - W oczekiwaniu na nieuniknione

Misja dla: Soyer Blowloom, Haishiro Jin, Hageshi Jikyuu oraz Shidehara Shigekazu.

Abi biegła niestrudzenie przed siebie, co jakiś czas przystając, wyciągając wskazujący palec w powietrze i korygując swoją trasę. A wyglądała przy tym naprawdę seksownie.
-Starajcie się nie zważać na to ogromne reiatsu, po prostu się od tego odetnijcie.
Powiedziała, gdy na nieboskłonie coś widocznie wybuchło, zapłonęło po czym zaczęło spadać w dół.
- O mój … przecież to…
Haraka poruszyła głową, jak gdyby odganiając od siebie złe myśli. Ponownie ruszyła przed siebie, spoglądając w różne strony, spodziewając się najgorszego. Jej trasa przebiegała w pobliżu domów, chowając się w ich cieniach. Starała się ukryć swoja grupę jak tylko potrafiła najlepiej.
-Mam tylko nadzieję, że tamta drużyna niczego nie zawali. To od nich zależy powodzenie naszej misji. O ile samo ustawienie anteny nie powinno sprawiać im problemu, o tyle boje się, że przez tą bitwę może stać im się coś niedobrego. Oceniając po sygnale wydawanym przez Linę, są zupełnie niedaleko jakiejś walki.
Nagle przez powietrze dał się usłyszeć szum, podobny do tego przed Bramą. Haraka odruchowo podniosła palec do poziomu ucha, po czym dotknęła go lekko.
-Kto? To może być ciekawe….
Uśmiechnęła się sama do siebie.
-Nie spodziewałem się, że go tutaj zastanę. Ehh..dawno się nie widzieliśmy. Szkoda, że jesteśmy obecnie w takiej sytuacji. 63, podaj mi aktualne położenie naszych przeciwników. Co? Ja wiem, że zmienia się z minuty na minutę! Niedaleko nas coś spadło i uderzyło w ziemię, nie chciej wiedzieć kogo mi przypominało!
Abi pokazała palcem, aby reszta grupy zaczekała na chwilę.
[i]-Dwa kilometry mówisz? Cóż, zdaje się, że jesteśmy stosunkowo bezpieczni. Tak, wiem, sama widziałam te ataki idioto! Wszystko mam dokładnie nad swoją głową, nie potrzebuję żadnych danych! Bez odbioru!

Kobieta ponownie wróciła do biegu, dając towarzyszom znak, aby podążali za nią.
-słuchajcie, niech nikt się nie wychyla, nawet nie próbujcie zbierać waszego reiatsu. I tak jesteśmy już jak na widelcu. Mamy szczęście, że aktualnie wszyscy są zajęci walką. Z mną!
Abi dobiegła do ślepego zaułka. Rozejrzała się dokładnie, po czym ponownie podniosła palec wskazujący w powietrze.
-hmmm…
Przypatrzyła się dokładnie przestrzeni nad sobą. Niebo było zupełnie czyste, nie było widać żadnej Bramy. Jedynie leniwe, białe, puszyste obłoczki.
-Tutaj jesteś! – Haraka powiedziała bardziej do siebie niż do pozostałych po czym podskoczyła kilka razy, jak gdyby rozprostowując kości.
-Dawno już tego nie robiłam. – powiedziała z uśmiechem, rozpędzając się prosto na jeden z wysokich bloków. Ku zdziwieniu pozostałych zaczęła biec po pionowej ścianie, szybko poruszając seksownymi nogami. Co ciekawsi bez problemu mogli zauważyć kolor jej czarnej bielizny. W końcu dotarła na sam dach, po czym zawołała z góry kilkupiętrowego ,betonowego budynku:
-no szybko, ile można czekać!
Najwyraźniej Abi znalazła to, czego chciała. Zaczęła dotykać przestrzeni przed sobą, jak gdyby było tam coś bardzo cennego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
famir




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 15:32, 02 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

-A nie mówiłem?
Spytał Jin przełożoną z ironią kiedy znaleźli się w świecie materialnym. Potwierdzało to jednak dwie zasady: pierwsza to jak coś może pójść źle to zazwyczaj idzie źle, druga że jak oczekuje się złego to zazwyczaj dostaje się coś znacznie gorszego. Ogromna pokłady reiatsu utwierdzały go w przekonaniu, że reguła numer dwa sprawdza się aż za dobrze. Pierwszą rzeczą jaką Haishiro zrobił była jak on to lubił nazywać "wyciszanie". Cały trik polegał na ograniczeniu przepływu energii duchowej w swoim ciele i znacznym spowolnienu jego cyrkulacji. W efekcie stawało się prawie niewidocznym dla osób, które wykrywały innych za pomocą wyładowań reiatsu. Miało to także jednk lekką wadę, która w tym przypadku jednak zdawała się być zaletą: samemu się znacznie gorzej wyczuwało energie duchową, lecz biorąc pod uwagę okoliczności... powiedzmy że Jin'owi znacznie ulżyło tak jakby ktoś zdjął z jego pleców ogromny ciężar, ale nadal nie było za różowo.
-Chyba się zakochałem...
Powiedział żartem na widok jakże pięknej bielizny panny Abi, po czym ruszył za nią. W przeciwieństwie jednak do poprzedniczki nie biegł po ścianie tylko skakał odbijając się od ścian budynków. Piął się stopniowo do góry aż wkońcu dotarł na sam dach a tam zobaczył...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freak




Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 18:44, 02 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

To wcale nie wyglądało dobrze.
Nawet trochę. Hageshii miał nieodparte wrażenie, że wszystko wymyka się spod kontroli. Pamiętne słowa zastępcy kapitana generała, że to oni prowadzą w tej wojnie, zadźwięczały mu w głowie. Na jakiej podstawie to stwierdził? Sytuacja na polu walki była trochę inna. W dodatku ta lecąca na dół postać... tak więc ciężko było powiedzieć cokolwiek pozytywnego o przebiegu bitwy. W dodatku ilość reiatsu sprawiała, iż trudno było skupić się na czymś więcej jak odcięciem się od przytłaczającego uczucia. Bardzo chciał móc się spotkać w walce z kimś, kto posiada taką moc, ale jeszcze nie teraz. Sporo jeszcze przed nim, zanim stawi czoło komuś takiemu.

Była jeszcze jedna niepotrzebna świadomość. To nieznośne uczucie, gdy coś jest zupełnie niezależne od niego. To było gorsze niż jakakolwiek fala przytłaczającej siły. Pozostawało tylko mieć nadzieję.
Przewodniczka grupy najwyraźniej wiedziała, co trzeba robić. W dodatku z wyglądu była całkiem... całkiem. Na pewno chętniej słucha się rozkazów kogoś takiego, aniżeli starej, brzydkiej, obleśnej baby...
jednak to nie był decydujący czynnik. Na pewno nie determinacji. To było coś innego. Nie był to czas na rozmyślania.
Wyciągnął swoje Zanpakutō. Wyskoczył najwyżej jak tylko mógł i wbił miecz w ścianę, tak by móc znowu wyskoczyć, co wcale nie było takie proste. Wykorzystując tą samą technikę konsekwentnie, ponownie wbijając miecz, by móc się dobrze wybić, "wspinał się" dalej. Po kilku takich skokach był już na górze.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Freak dnia Nie 19:05, 02 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sierak




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: D.G.

PostWysłany: Nie 19:14, 02 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Biegli nie wiadomo gdzie. Znaleźli się w niezłym burdelu, przy czym w tym burdelu to tylko oni mogli zostać wykorzystani. Fakt, że nad nimi toczyła się walka, z której rykoszet posiekał by ich na kawałki nie był zbyt pocieszający.

-W co ja się kurwa wpakowałem...?-

Mruknął sam do siebie białowłosy, jednocześnie szukając butelki w kieszeni płaszcza. Nie, picie podczas takiej akcji było zdecydowanie złym pomysłem, w końcu piwo mogło się wylać, a tego byśmy nie chcieli.
Po chwili dobiegli do jakiegoś budynku, po czym ich przełożona... kurwa, jaką ona miała bieliznę! Shideharu poprzysiągł sobie, nie! On sobie postawił za życiowy cel wyciągnąć ją na sake, upić i się z nią zabawić! Oczywiście o ile nie okaże się wyhodowaną w próbówce... w sumie komu to przeszkadza? Nie zmieniało to jednak faktu, że sposób w jaki wbiła się na wieżowiec był tajemnicą dla białowłosego.
Pozostali również jakoś dali sobie radę. Ale, ale kurwa... on nie był skokszonym koksem z jedenastego oddziału, nie będzie skakał po pieprzonych ścianach, a nuż się poślizgnie. Z drugiej strony mieli nie koncentrować Reiatsu, chociaż... takie reiatsu, jakie oni mieli gówno arrancarów będzie obchodzić. Dobra, jebać, raz kozie śmierć, no bo przecież nie będzie się wpierdalał na górę schodami. Zrobił kilka kroków w bok, by wejść w cień najbliższego budynku.

-Ty, który kroczysz wśród cieni i które są twoimi najcenniejszymi dziećmi, obdarz mnie swoją nieprzeniknioną łaską i cząstką swojej potężnej mocy. Ja, skromny sługa, który stara się być bliżej Ciebie, a zarazem Ci godnie służyć. Gdy spojrzę na twoje dzieci, które znajdziesz wszędzie i spoglądają na nie śmiertelnicy bez żadnego poruszenia, mylą się w swym osądzie. Ty, który władasz domeną, od której uciec nie można, ale zarazem może być twoim sprzymierzeńcem. Pozwól mi wkroczyć do twojego świata, Władco Cieni. Bakudou #24, Kage Sochi.-

I władca cieni pozwolił. Jak zazwyczaj był kuresko gościnny, pozwalając nieznajomym szlajać się po swojej domenie. Jak zwykle przejście przez cienie było raczej mało przyjemne, bo pizgało tam niemiłosiernie, jednak ten rodzaj podróży był w miarę w porządku. Po sekundzie znalazł się na dachu budynku.

-Sorry, nasza fajna przełożono, ale musiałem skoncentrować troszkę reiatsu... no przecież nie będę się tu wpieprzał schodami. A oni i tak mają chyba lepsze zajęcia.-

Zagadał do dowódczyni z uśmiechem wskazując palcem rozpierdól, który toczył się nad nimi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Henshu




Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 0:20, 03 Mar 2008    Temat postu:

Soyer nigdy nie przypuszczał, że wraz z chłopakami z oddziału wdepnie w takie gówno. Nad nimi trwała bitwa. Prawdziwa, pieprzona bitwa. Blowloom wręcz topił się w nieznanym reiatsu. Czy to w ogóle możliwe posiadać taką siłę? Tylko raz w życiu czuł coś podobnego, było to podczas zdrady Aizena Sasuke w Społeczności Dusz. Coś spadło niedaleko nich… choć miał dziwne wrażenie, że to raczej był ktoś. Mimowolnie przeszły go ciarki. Nikt nie był w stanie przeżyć upadku z takiej wysokości.
Mimo wszystko Soyer nadal biegł za ich dowódcą, ni w ząb nie rozumiejąc najciekawszych niuansów pani doktor podczas jej rozmowy z informatorem. Właściwie, miał to w dupie. Liczyło się tylko wykonanie zadania. Nie obchodziło go nic innego. Młody Shinigami w zupełności niemiał ochoty na pogawędkę z jego kapitanem – Zarakim Kenpachi.
Gdy grupa stanęła w ślepym zaułku, po prostu nie dało się nie zauważyć pewnych walorów pani doktor. Abi miała całkiem miły gust, trzeba przyznać. Propozycja sake była cholernie gustowna. Oczywiście o ile uda się wydostać z tego gówna.
Shinigai spojrzał na wdrapujących się kumpli. Inteligencja nigdy nie była silną stroną jego oddziału. Soyer westchnął, po czym podszedł do drzwi prowadzących do klatki schodowej wysokiego bloku. Wywalił je potężnym kopniakiem, po czym wsiadł do windy, wciskając najwyższy możliwy przycisk. Gdy cała maszyneria zaczęła prowadzić go w górę, oparł się na chwilę o ścianę, zamknął oczy i zaczął poważnie zastanawiać się, czy mają jakieś realne szanse powodzenia. Diiiinnn – rozsuwającym się drzwiom towarzyszył elektroniczny zgrzyt. Wychodząc na najwyższe piętro Shinigami rozejrzał się dookoła, aż znalazł specjalny właz prowadzący na sam dach. Uderzył w niego silnym kuksańcem, po czym poprawił drugą ręką. Blacha wygięła się, po czym wyleciała w górę. Po chwili Soyer był już na dachu, dołączając do grupy
[i]-Yo-[ /i] Rzucił w stronę pozostałych, czekając na rozwój wydarzeń.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GameMaster
Administrator



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój

PostWysłany: Pon 0:40, 03 Mar 2008    Temat postu:

Haraka, spoglądając w zadumie na pustkę przed sobą, podniosła brwi i zaczęła stukać palcem wskazującym w swój podbródek.
-Nie sądziłam, że ślady aż tak szybko ulegną rozproszeniu. Zdaje się, że nie mam wyjścia…
Powiedziała, sięgając swoją ręką w kierunku… dekoltu. Po chwili w jej dłoni znalazła się dziwna rękawica, w kolorze identycznym do ludzkiej skóry. Abi założyła ją, mimo wszystko nie kryjąc wyraźnego obrzydzenia, które odmalowało się na jej twarzy. Kobieta wyciągnęła dłoń w rękawicy po czym uderzyła nią w przestrzeń przed sobą. Na waszych oczach pojawiła się drobna, naprawdę wąska szczelina. Jedyne, co dało się zaobserwować z drugiej strony, to czerń.
-Wspaniałe.. – Haraka powiedziała do siebie, zrzucając jednocześnie dziwaczną rękawicę. Ku zdziwieniu wszystkich ta, po konfrontacji z ziemią, zasyczała przeraźliwie, po czym zaczęła wić się jak jakieś zwierze. Dopiero po kilku sekundach ponownie znieruchomiała.
-Panowie, podróż do Hueco Mundo dzisiaj za jedyne pięćdziesiąt procent stałej ceny. Są chętni?
Powiedziała, wpatrzona w szparę przed nią jak w obrazek.
-Lepiej się odsuńcie. Jeżeli się nie mylę, lada chwila…
W tym momencie szczelina wydała z siebie dziwny syk, po czym jak gdyby eksplodowała, wchłaniając powietrze wokół siebie. Abi momentalnie odskoczyła. Nagle szczelina zawyła ponownie. Na dachu wieżowca buchnął tabun dymu, skutecznie zasłaniając każdemu widoczność. Gdy chmara pyłu opadła, przed wami malował się ogromny, kilkunastometrowy owal prowadzący w nieprzenikliwą czerń.
-Zdaje się, że mam, czego chciałam. – stwierdziła Abi, spoglądając w ogromne zakrzywienie w przestrzeni z widoczną fascynacją.
-No panowie, na waszym miejscu za kilka chwil spodziewałabym się tutaj tabunów pustych, wychodzących właśnie przez tą Bramę. Na waszym miejscu przygotowałabym się. Ten ogrom duchowych cząsteczek, które nas otaczają, jest chyba najlepszym z możliwych zaproszeń dla tych istot.
Mówiąc to Haraka zamontowała na skraju dachu dziwną, rozkładaną maszynę, z wyglądu przypominającą połączenie aparatu ze statywem i pająka.
-Teraz wszystko w rękach Liny. Mam nadzieję, że antena jest już zamontowana…
Powiedziała, spoglądając czule na swoją zabawkę. Nagle powietrze przeszył charakterystyczny jęk pustego, dochodzący ewidentnie od strony bramy.
-Zdaje się, że przyjdą szybciej, niż przypuszczałam. Oby drużyna Liny nas nie zawiodła.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez GameMaster dnia Pon 0:43, 03 Mar 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
famir




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 15:44, 03 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Przejście do Królestwa Pustych zostało otwarte. Z jednej strony była to dobra wiadomość, bo wkońcu był to element misji i fakt, żę wkońcu coś się udało był pocieszający. Z drugiej jednak strony to iż zaraz zaatakuje ich (prawdopodobnie spory) oddział pustych odbierała jakoś pierwotne uczucie zadowolenia. Na domiar złego Jin miał tą świadomość, że jak tamta grupa coś spieprzy (a już wcześniej reguła "jak coś może pójść źle to zazwyczaj źle idzie" się potwierdziła) to oni będą mieli przeje... wróć... oni przejebane i tak już mieli. Teraz była to raczej kwestia jak bardzo wysoki będzie poziom przejebalności.

Haishiro zgodnie z zaleceniami przełożone wyjął swoje zanpaktou, le jednocześnie zrobił coś jeszcze. Wyglądało na to, że jego styl walki podobny jest do oficera trzeciej rangi XI dywizji, gdyż w jednej ręce trzymał zanpaktou a w drugiej pochwe w której zazwyczaj spoczywał. Ten styl walki był dla niebo bardzo praktyczny: polegał na obronie i czekaniu aż przeciwnik się odsłoni po to by jednym ruchem zniszczyć przeciwnika. Oczywiście Jin dopiero uczył się tego szybkiego i skuteczngo stylu walki, ale wiedza którą miał musiała mu wystarczyć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sierak




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: D.G.

PostWysłany: Wto 16:12, 04 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

I od razu się żyć człowiekowi odechciewa, jak ma przed sobą bramę pełną pieprzonych pustych. Białowłosy stanął drapiąc się po głowie, zastanawiając się jednocześnie, co powinien zrobić.

-Ej wy z jedenastego! Może ustawcie się jakoś tak, żeby ich zablokować, podczas gdy ja i pani przełożona zarzucimy im jakieś Hadou co?-

Zawołał do reszty. Trzeba się było jakoś zorganizować. Szybko przeleciał po swojej pamięci, czy nie ma czegoś na taką okazję. W sumie miał kilka pomysłów, jednak najsensowniejszym na tę chwilę było jakieś zapuszkowanie siebie, gdyby te pieprzone hollowy do Niego dotarły.

-Ostre niczym miecze skały, powłoko z niezniszczalnej struktury, otul mnie swym pancerzem, oddzielając od świata, Hadou #32, Yurasu Sekijun!-

Momentalnie jego skóra zaczęła twardnieć, zamieniając się w litą skałę. Po kilku sekundach ze skóry-zbroi wyrosły dodatkowo kolce. Dobra, teraz był gotowy do walki. Czekał, aż wyjdzie jakiś mocniejszy hollow, żeby potraktować go Hadou.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freak




Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:47, 04 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Mimo pewnego wysiłku, który z pewnością musiał być włożony w dostanie się na górę, Shinigami nie czuł zmęczenia. To, co miało się stać było całkowicie jasne. Hageshii uśmiechnął się mimowolnie. Wąski uśmiech przerodził się w całkiem szeroki. Być może taki tik nerwowy, który nieudolnie przytrzymywał ? Tylko on znał na to odpowiedź. Pierwsze poważniejsze zadanie, grupa specjalna. Całkiem nieźle. Walka nie zapowiadała się jednak "nieźle". Uczucie niepewności towarzyszyło nieodłącznie wpatrywaniu się w powstałe przejście. Zupełnie jakby patrzeć w głąb przepaści, na której krawędzi niepewnie stąpał obserwator. W gruncie rzeczy nic dziwnego. Nikt nie wiedział jakie licho z tego wypełznie.

Hageshii wyciągnął miecz zza pleców, chyląc się przy tym prawie do skłonu. Oczywiście, istniały jeszcze inne, szybsze metody, ale tak się zdarzyło, że mieli jeszcze chwilę czasu, zanim...
...zdecydowanie, zakolczykowany Shinigami domagał się czegoś od członków oddziału jedenastego. Nie wypadało tego zignorować w żaden sposób.
Kiwnął nieznacznie głową, ciągle uśmiechając się szeroko, jakby miał wyjątkowo wredny plan w zanadrzu.
-Mam pewien pomysł...- zaczął, wyjątkowo głębokim i surowym tonem, jakby ktoś tępym narzędziem drążył na siłę otwór w bryle żelaza -...dość prosty. Ja i ktoś jeszcze - skierował spojrzenie na pozostałych członków swojej dywizji. Właściwie, to spojrzał na każdego, jako, że odezwał się po raz pierwszy od kiedy ich zobaczył.
-Staniemy przed samym przejściem, podczas gdy dwóch pozostałych z was będzie prowadziło wsparcie. Hadou, Kidou... co tam chcecie. Jeden będzie pomagał z flanki, jeśli zajdzie potrzeba. Tej osobie przypadnie najmniej aktywny udział... proponuję, by ktokolwiek, kto by został pozbawiony pełni możliwości walki, zajął tą pozycję, chwilowo jest zbędna.
Z twarzy nie znikał mu charakterystyczny grymas zadowolenia. Uśmiech. Jakże promienisty. Istniało kilka możliwości, jak potoczy się cała walka.
-Chyba, że ktoś szybko wyjdzie z innym pomysłem ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Henshu




Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 16:48, 04 Mar 2008    Temat postu:

Soyer wsadził obie ręce do kieszeni swych szerokich, czarnych spodni. W końcu jakaś chwila przyjemności. Będą mogli natłuc sporej liczbie pustych, być może nawet największej, z jaką miał do tej pory do czynienia.
Blowloom spojrzał na ogromną bramę. Nie bał się. Niezależnie co z niej wyjdzie, to będzie przyjemna walka. Przy okazji postara się ochraniać ich panią kapitan. Ludzie z dwunastki nie potrafili walczyć, choć po tym, co zobaczył obserwując Harakę, nie był do końca pewny co do tego stereotypu.
-Ja zajmę się wszystkim wy możecie mnie wspierać z tyłu. Tylko nie podchodźcie za blisko!
Powiedział w kierunku swoich towarzyszów. Nie był to jednak głos pełen buty i samouwielbienia, raczej zabawna uwaga, wymówiona z radosnym, może nieco zawadiackim grymasem na twarzy.
-Jestem w stanie się założyć, że to właśnie ja załatwię największą liczbę pustych. Możecie liczyć mi punkty, panowie.
Soyer był wyjątkowo pozytywnie nastawiony do całej tej sytuacji. Gdyby tylko nie to przytłaczające reiatsu w pobliżu…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GameMaster
Administrator



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój

PostWysłany: Wto 17:47, 04 Mar 2008    Temat postu:

-Co jest do licha z tamtą pieprzoną anteną! – Warknęła Haraka w kierunku pająkopodobnej maszyny, która uparcie pokazywała na małym wyświetlaczu zerowe wartości, „spoglądając” dokładnie na Bramę.
Jęk pustego ponownie przeszył powietrze, bym bardziej o wiele donośniej niż ostatnim razem. Po chwili zawtórował mu inny, podobny dźwięk, po czym trzeci, czwarty, piąty…
-No panie chudzielec, oby było jak pan mówi – Powiedziała w stronę Soyera, spoglądając na wciąż zerowy odczyt jej maszyny. Przez chwilę zapanowała niezręczna, niemal niemożliwa do wytrzymania cisza. Słychać było jedynie szum lekkiego wiaterku, który powodował trzepotanie prania wywieszonego nieopodal, kilka metrów pod wami. Sekundy zdawały się zamieniać w minuty, minuty w godziny. Cisza, błoga, spokojna, doprowadzająca niemal do utraty zmysłów.

Powietrze przeciął syk.

Z bramy wyskoczyło kilka kształtów, od samego początku lecąc w stronę Shinigami. Był to bardzo szybki ruch, żaden ze stojących na dachu nie był w stanie przyjrzeć się pod oślepiające słońce sylwetkom, które, wyciągając kończyny w ich stronę, chciały najprawdopodobniej dosięgnąć drużynę na dachu. Najbliżej Bramy stali Soyer oraz Hageshii, najwyraźniej jeszcze nie tak dawno temu rywalizując miedzy sobą nad koncepcją planu oraz ilością ubitych oponentów. Cóż, zdaje się, że mieli nadzwyczaj dobrą ku temu okazję, bowiem wszystkie postacie, a było ich może z osiem, opadły w ich kierunku. Podniósł się kolejny, jeszcze wyższy tabun kurzu. Dach zadrżał, gdy wszystkie kształty na nim wylądowały, dokładnie w miejscu, w którym jeszcze chwilę temu znajdowało się dwoje Shinigami z jedenastego oddziału.
Po chwili dało się jednak dostrzec sylwetkę Hageshiiego, który wypadł z tej chmary pyłu twarzą w stronę nieznanych oponentów, ciągnąc za sobą długie paska duszącego kurzu oraz tworząc w betonie szramę, wywołaną masą swego ogromnego Zanpaktou, którego również ciągnął po ziemi. Zdawał sobie sprawę, że ledwie uniknął zmiażdżenia.
Soyer spojrzał na cień pod sobą, jednak było już za późno. Odskoczył do tyłu, ułamek sekundy po swoim towarzyszu, gdy niemal w tym samym czasie w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał, uderzyło jakieś masywne cielsko. Na nic się to nie zdało, czuł juz bowiem kolejną parę ogromnych łapsk na swoich ramionach, chwilkę potem zaczął również czuć przytłaczający ciężar oraz tracić grunt pod nogami.
Wiedział, jak zapada się w betonowy dach, aby po chwili nie czuć pod stopami już nic. Spadał!! Czyżby masywna bestia zrzuciła go z dachu? Nagle grzmotnął plecami o coś twardego, aby po chwili jęknąć z bólu, gdy zwalił się na niego masywny kształt. Dopiero teraz mógł przyjrzeć się, co na nim leżało. Szydercza, biała maska spoglądała w jego oczy. Pusty był nad wyraz masywny, jego budulec wyglądał jednak na zwały tłuszczu niżeli zwarte mięśnie. Kształtem przypominał wielkiego aligatora, z podobną, łuskowatą skórą, był jednak barwy wypłowiałej czerwieni. Jego silne, masywne dłonie oparte były na ramionach Soyera, kiedy pusty otworzył swą paszczę, rycząc mu prosto w twarz. Chwilę potem podniósł jedną ze swoich ogromnych łap, po czym zawiesił ją nad głową, jak gdyby rozpatrując, gdzie najlepiej uderzyć. Jego oczodoły skupiły się na głowie Blowlooma. Łapsko powędrowało w dół…

Chmara pyłu zaczęła opadać. Ku zdziwieniu wszystkich, którzy byli na dachu budynku, nie było na nim już żadnego pustego. Jedynie dziura dosyć dużych rozmiarów w miejscu, gdzie przed chwilą wylądowali

Z Bramy dało się jednak słyszeć kolejne zawodzenia pustych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Henshu




Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 22:18, 04 Mar 2008    Temat postu:

Soyer spoglądał bez zbytecznych emocji w twarz Pustego. Nie raz i nie dwa widział podobne stworzenia. Duże, brzydkie, irytujące. Taka była znamienita większość tych demonów. Ten wcale nie odbiegał od uniwersalnych standardów. Blowloom bardziej przeżywał już ból pleców, najwyraźniej musiał uderzyć w twardą posadzkę znajdującą się na najwyższym piętrze… o ile to truchło nie przebiło go jeszcze niżej. Z powagi sytuacji zdał sobie sprawę dopiero, gdy ogromne łapsko powędrowało w górę, gotowe do zamachu na jego wychudzoną, stosunkowo przystojną facjatę.
-cóż…. Powiedział w kierunku obrzydłej, białej gęby. Łapsko poczęło spadać w dół w tym samym momencie, gdy Soyer szarpnął lewą ręką. Nie był w stanie uwolnić się od miażdżącego uścisku potwora, to było ponad jego siły.
Na całe szczęście nie o to mu chodziło.
Z jego rękawa wyleciało malutkie ostrze, na długość około 20 centymetrów. Błysk szlachetnej stali. Cięcie. Dźwięk przeszywanego powietrza.
Druga łapa, ta przez którą przytwierdzony był do ziemi, aktualnie oderwała się od reszty ciała. Posoka buchnęła w powietrze. To dało Soyerowi cenną okazję. Przewrócił się lekko na bok, podczas gdy druga łapa z impetem uderzyła w posadzkę, w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą leżała jego głowa. Pozostało tam popękane wgniecenie. Takie otwarcie było dla Soyera wystarczające. Jeszcze leząc wbił kopniaka w tereny żołądka demona, po czym podniósł się do pionowej postawy na rękach. Odrzucił Pustego na bok nogą, podskakując jednocześnie, po czym wstając na nogi. Pusty uderzył z impetem w jedną ścian na korytarzu (bo tam okazał się wylądować) po czym zwalił się na ziemię.
-…zdaje się, że na nic ci się zdała ta twoja masa. Chyba zgubiłeś rękę! – powiedział w stronę przeciwnika, wkładając ręce do kieszeni i stając na jego nodze.
-Jeszcze żyjesz, skurwysynie? –z nienawiścią w oczach spojrzał na chwiejnie wstającego „aligatora”. Po chwili był już przy nim, zadając mu cios kolanem pomiędzy żebra… o ile właściwie je miał. Potwór zasyczał przeraźliwie. Soyer uderzył go otwartą dłonią w twarz/maskę, po czym zadał kolejny cios kolanem.
-Ciii….- Powiedział jak tylko potrafił najczulej. Dotknął palcem lewej ręki jego czoła, następnie przebił jego czaszkę ostrzem, które błyskawicznie wyskoczyło z jego rękawa, po czym, jak na zawołanie, wróciło z powrotem.
Wiedział, że w korytarzu był jeszcze drugi, zauważył to będąc jeszcze przygwożdżony. Chwycił za donicę, po czym rzucił w stronę okrągłych ślepi spoglądających na niego z ciemnego zaułka korytarza. Wazon rozbił się o ścianę koło jego pyska, powodując zamierzony efekt. Pusty, warcząc przeraźliwie, ruszył na niego. Soyer jednak, wpierw kucnął, po czym wykonał wysoki wyskok, dokładnie przez tą samą dziurę, którą tutaj wpadł. Ku jego dziwieniu pusty skoczył wraz za nim.
MG
Drużyna nagle spostrzegła. Soyer wyskoczył przez dziurę na dachu. Był cały w kurzu, w jednym miejscu jego strój był podarty, mimo tego nie wyglądał na rannego. Prawdę mówiąc, wyglądało na to, że świetnie się bawił. Sekundę za nim wyleciał również Pusty, wyciągając ostre kikuty w jego stronę, jak gdyby nie mogąc się doczekać na tak wspaniały prezent. Z wyglądu był niczym innym, jak ogromnym nietoperzem z białą, świnką maską.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freak




Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:15, 04 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Hageshii miał to dziwne uczucie, towarzyszące niezaplanowanemu rozwojowi sytuacji. Takie napięcie wewnątrz, które zdecydowanie mówiło o tym, że dużo rzeczy jest nie tak. Pewne wyrażenia aż same cisnęły się na usta. Chciał sam pakować się przed wejście. Co za absurd ? Nie chodziło przecież o liczenie trupów. Jaki to niby miało sens w ich obecnej sytuacji ? Nie odezwał się jednak ani słowem, przynajmniej po ostatniej swojej wypowiedzi. Nie zdążył jednak z kolei postąpić tak, jak chciał tego Shinigami w czarnych spodniach. Stało się coś, co było jednak przewidywalne od momentu otwarcia. Ledwo uskoczył. Ledwo to bardzo dobre słowo.

Potem sytuacja rozwijała się bardzo szybko. Dokładniej, to ten sam, który tak bardzo chciał stać na przedzie, na którego mieli liczyć i tylko wspierać, właśnie leciał w dół z niemałym ciężarem. Gdyby był na to czas, Hageshii z pewnością wzruszyłby ramionami. To nie był jednak trening, nic z tych rzeczy, dlatego też należało sobie odpuścić wszystkie niepotrzebne odruchy. Trzeba było skoncentrować się na wykonaniu zadania. Przesunął się nieco na ubocze, by lepiej móc widzieć sytuację i interweniować, jeśli zajdzie potrzeba. Dziura, niestety, uniemożliwiała wykonanie starego planu. Przeklął w myślach, jednakże nic nie stracił z szerokiego uśmiechu. Otarł szybko pot z czoła, zanim się zorientował, jak niewiele go było. Ustawiając się na uboczu, wziął Zanpakutō i przygotował zamach od prawego boku.

Teraz raczej mógł się bronić z dużą siłą, chociaż jedynym jego problemem było wyczucie moment idealnego na kontratak. Widział Pustego, który skoczył za "bohaterem". Nie ignorował go bynajmniej. Jednakże dał pole do popisu właścicielowi trochę za szerokich spodni. Skoro chodzi mu o zdobywanie 'punktów' oraz ubicie jak największej ilości przeciwników... niech ma. Przynajmniej tego jednego.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
famir




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 0:01, 05 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

-Idiota...
Mruknął pod nosem, kiedy jeden z... jak mu była na imię... cholera chyba Jin musiał brać jakieś tabletki na polepszenie pamięci. Tak czy inaczej nie podobała mu się postawa członka jego dywizji.... tak jak on mógł zachowywać się oficer, ale nie do cholery gościu co jego staż wynosi tyle co zarost na twarzy jakiegoś młokosa. Gdy ów osobnik zaczął spadać w dół z balastem w postaci pustego miał mieszane uczucia... z jednej strony stracenie towarzysza (wszystkie opcje trzeba było brać pod uwagę) mogło byś przykre i odczuwalne, ale z drugiej strony pomyślał "dobrze mu tak". Jak łatwo się domyślić Haishiro nie lubił aroganckich ludzi, któzy mieli o sobie zbyt wysokie mniemanie.

Gdy Soyer-chan wyskoczył z dziury nie zdziwiło go to... w końcu kazdy członek z pod znaku jedynastki mógł sobie mniej lub bardziej poradzić w takiej sytuacji, ale miał nadzieję, że chociaż dostanie po mordzie i to go sprowadzi na ziemie, ale on wyszedł bez szwanku... hm... ciekawe jak mocno podwartościuje to jego ego.... eh... tak czy owak krótkie przemyślenie zostało zakłucone przez pustego, który podąrzył wprost za shinigami... Nie chciał wystawiać jakże "doskonałych" zdolności towarzyszy na próbę odparcia ataku z zaskoczenie więc sam wykonał bardzo ciekawy manewr: złamał mocno za rękojeść zanpaktou i cisnął nim w pustego celująć w białą maskę - prosto w między oczy. Normalnie taki ruch były głupotą bo niby shinigami zostaje bez możliwości obrony i ataku... ale Jin miał jeszcze stalową pochwę której i tak zawsze używał do obrony... tak czy siak ostrze pędziło ze sporą prędkością w łeb pustego który pojawił się za Soyerem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez famir dnia Śro 0:03, 05 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GameMaster
Administrator



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój

PostWysłany: Śro 0:41, 05 Mar 2008    Temat postu:

Soyer spoglądał, jak duży, nietoperzowa ty Pusty wzbił się w powietrze, dokładnie za nim. Nie przypuszczał, że ten zbir będzie potrafił latać. Chciał zyskać nad nim przewagę, niemniej wyszło zupełnie odwrotnie. Kiedy on zaczął ponownie opadać, Pusty jak gdyby w podzięce jeszcze szerzej rozwarł ramiona i pysk.
-No złap mnie skurwielu – powiedział Blowloom, również wyciągając ręce w jego stronę. Już mieli się spleść razem i najprawdopodobniej, wierzgając i dusząc się nawzajem, uderzyć o dach budynku, kiedy Soyer… zobaczył przed sobą własne oczy. Odbicie, niemal lustrzane, pojawiło się przed jego twarzą…
Czysta, niczym nie zmącona stal przecięła ze skowytem powietrze. Ostrze już leciało w stronę Pustego, było coraz bliżej, na chwilę mogło się zdawać, jak gdyby cały świat zamarł w oczekiwaniu na wynik tego rzutu. Nawet ogromne słońce przestało przez chwilę razić.
Zanpaktou przeciął powietrze między Shinigami a Pustym, znajdujących się już tak blisko siebie, że trudno byłoby rozróżnić, czy już się zwarli w morderczym uścisku, czy jeszcze nie. Wytrąciło ich to zupełnie z równowagi. Demon, w strachu przed uświęconym mieczem zmienił tor lotu, pyszcząc przeraźliwie w powietrzu. Soyer natomiast zwalił się na nogi, ledwo lądując bez żadnego złamania.
Odwrócił się tylko w kierunku grupy, a jego oczy bardziej przypominały zwierzęce doły, niżeli przepełnione inteligencją punkty. Był wściekły, nie wiedział jeszcze, kto rzucił tym śmiertelnym ostrzem, ale jego spojrzenie mówiło samo za siebie – „znajdę Cię i zatłukę”.
Gdy ponownie spojrzał w kierunku swojego przeciwnika, ten już nań pikował. Z przeraźliwym skowytem, szeroko rozkładając swoje skrzydła. Soyer był jednak na to przygotowany. Odskoczył do tyłu, zwiększając nieco dzielącą ich przestrzeń, po czym wycelował w Pustego dłonią. Dało się usłyszeć syk, gdy ostrze, już trzeci raz tego dnia, wydobyło się spod fałd jego rękawa. Soyer podskoczył w górę, podczas gdy demon niemal wleciał w niego, łapiąc go w pasie i niosąc do góry. Pusty obnażył rząd równych zębów, po czym chciał wgryźć się mu a szyję. Napotkał jednak smak stalowego, uświęconego ostrza, którego tacy jak oni bali się jak ognia. Mimo wszystko nie przestał ściskać go w pysku, wyginając po woli ostrze w przeciwległym kierunku niż zostało wykute.
-Władco o wielu twarzach, odezwij się, a następnie zamilknij na wieki, wznieć popiół, który zasłoni twe oblicze. Hadou #4, Byakurai!
Niebo przeszyła blada wstęga. Pusty zawył przeraźliwie, kiedy poczuł, jak w jego skrzydle pojawiła się dziura wypalona czarem. Obaj zaczęli lotem wirowym opadać w dół. Przeciwnik chciał zatrzymać w łapach swoją zdobycz, jednak jego nadwyrężone skrzydło nie pozwalało mu nieść ich obu. Puścił więc Soyera ze swojego uścisku. Młody Shinigami wykazał się jednak zdumiewającą szybkością, zdołał bowiem złapać odrażającego stwora za skrzydło. Ciągnąc go ku ziemi. Gdy jego stopy ponownie dotknęły dachu siłą mięśni ściągnął Pustego razem z nim, po czym grzmotnął nim o dach. Lezący demon był bezbronny jedynie przez chwile, ale nawet to wystarczyło Soyerowi. Doskoczył do niego, po czym perfekcyjnym ruchem skręcił mu kark. Pusty rozsypał się w pył na oczach wszystkich.
-Który to rzuc.. – Przeszedł od razu do rzeczy Soyr, Kidy nagle, dokładnie pod Haiskiro wyrosła, krusząc beton dachu, para silnych, demonicznych rąk, która chwyciła Jina za kostki. Poczuł silny zryw
ciągnący go w głąb budynku.

POST STWORZONY OF KOZ WRAZ Z HENSHU
SOYER OTRZYMUJE PUNKT.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez GameMaster dnia Śro 0:42, 05 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum BleachFiction Strona Główna -> SESJE Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin