Forum BleachFiction Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

SKAZA NA NIEBIE - W oczekiwaniu na nieuniknione
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum BleachFiction Strona Główna -> SESJE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
GameMaster
Administrator



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój

PostWysłany: Śro 1:20, 12 Mar 2008    Temat postu:

Ogromny Menos stał na dachu, wpatrując się w istoty pod sobą. Jego czerwone oczodoły skupiły się przez chwilę na każdym z Shinigami znajdujących się na dachu. Przekręcił się powoli w przeciwnym kierunku, spoglądając na cztery sylwetki znajdujące się na ulicy, przed porządnie już zdewastowanym budynkiem. Nie wykonywał przy tym żadnych gwałtownych ruchów, jedynie oceniał każdą z istot, poruszając leniwie czerwonymi, jarzącymi się punktami w ogromnej, białej masce.
Nagle Menos skoncentrował się na jednej postaci. Shinigami ubrana w złote kimono krzyczała coś rozpaczliwie w kierunku Haraki znajdującej się na dachu. Ogromna istota skupiła swoją uwagę na Nobu – Bogini Śmierci o wyglądzie ładnej dziewczyny, która postanowiła rozdzielić się od pozostałych sylwetek przed zdewastowanym budynkiem. Menos błyskawicznie, zupełnie inaczej niż dotychczas odwrócił się w kierunku młodej Shinigami, jego czerwone punkciki osadzone w czarnych, pustych oczodołach zajarzały ze zdwojoną mocą.
Jego ogromna szczęka otwarła się, ukazując małą, czerwoną kulkę energii w samym środku czegoś, co u normalnej istoty powinno się nazywać jamą ustną. Ułamek sekundy potem rozległ się dziwny dźwięk, jak gdyby kumulacja energii wywołanej tamtym czerwonym punktem.

Młoda Shinigami biegła co tchu w przypadkowym kierunku, byle z dala od swoich towarzyszy. Mimo nieustannego wysiłku wciąż znajdowała się w podłużnym cieniu padającym prze Menosa, który górował nad nimi wszystkimi niczym jakaś gigantyczna wieża. Jego ogromu dodawał również fakt, że znajdował się on na dachu budynku, skąd dokładnie widział każdego z Shinigami. Mimo tego jego spojrzenie było skoncentrowane tylko na niej.

Niebo przecięła czerwona wstęga, przez chwilę wszystko nabrało koloru szkarłatu.

Tam, gdzie przed chwilą znajdowała się młoda Shinigami w złotym kimono znajdował się obecnie olbrzymi, zamieniający w ruinę kilka najbliższych budynków oraz ulic krater. Gęsty pył unosił się nad zdewastowanym terenem, na samym dnie znajdowała się jedynie masa gruzu ze zniszczonych budynków, uliczny asfalt rozdrobniony w mak oraz wypalona ziemia. Powietrze nad kraterem wręcz falowało od gorąca. Menos zawył, choć był to wyjątkowo dziwny, groteskowy jęk, który został przerwany w połowie. Mroczna istota ponownie odwróciła się w kierunku istot na dachu.

Jego łapczywe spojrzenie skupiło się na Shinigami, który trzymał w jednym ręku swojego Zanpaktou, drugą rękę miał jednak nienaturalnie wygiętą, zwisającą bez ruchu. Zdawało się, że kumulował swoją energię. Nie trzeba było lepszego zaproszenia dla Menosa. Nagle, w jednej chwili ogromna sylwetka znikła, aby chwilę potem pojawić się w dokładnie tym samym miejscu, zamachując się nogą z dziwaczną stopą, przypominającą biały but na obcasie. Wraz z uderzeniem dało się odczuć ogromny podmuch wiatru, który na nowo podniósł część pyłu znajdującego się na dachu, wywołanego jeszcze wcześniejszymi walkami. Jikyuu nie był przygotowany na tak szybkie uderzenie, nie ze złamaną ręką, ciągłą walką z ostrym bólem oraz próbą kumulacji całego swojego reiatsu. Najpierw poczuł podmuch wiatru. Chwilę potem poczuł ostry ból.

Coś uderzyło w niego z ogromną siłą. Jego ciało, niczym bezwładna lalka poleciało kilka metrów w tył, niemal na sam skraj dachu, kilka razy odbijając się od betonowej ziemi. Dopiero po bolesnym lądowaniu zorientował się, że to nie Menos go uderzył. Była to Haraka Abi, podnosząca się z kolan z wyraźnym bólem na twarzy.
-Ledwo co zdążyłam zablokować jego cios swoim Zanpaktou. Mimo wszystko siła jego uderzenia była zbyt duża, zostałam zmieciona do tyłu. Na Twoje nieszczęście Ci również się oberwało… – Powiedziała, starając się utrzymać równowagę, korzystając przy tym ze swojej broni. Dopiero teraz Hageshii zauważył stróżki krwi cieknące po jej lewej nodze, która była lekko ugięta. Starając się zignorować ból Abi podniosła swojego Zanpaktou do poziomu oczu. Ręka zadrżała jej przy tym, dało się dostrzec krople krwi na jej prawej dłoni.
-Płyń, Rejivaaka. – Powiedziała spokojnym, opanowanym głosem pani naukowiec. Ostrze jej niemal przezroczystego Zanpaktou zaczęło zamieniać się w mgłę, która po chwili okryła cały dach. Pierwsze duże krople deszczu zaczęły opadać na zmęczone twarze wszystkich Shinigami.
-Zyskajcie dla mnie chwilę! –Krzyknęła w kierunku swoich towarzyszy – - Potrzebuję kilkadziesiąt sekund!
Ryk Menosa ponownie przeszył powietrze. Ogromna bestia zaczęła maszerować w kierunku znajdujących się na samej krawędzi dachu Haraki Abi oraz Hageshiiego Jikyuu. W tle pojawił się helikopter z logiem lokalnej stacji telewizyjnej. Leciał dokładnie w waszym kierunku.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sierak




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: D.G.

PostWysłany: Śro 12:59, 12 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Sytuacja była... wykurwiście nie zbyt miła. Shideharu stał ze swoim zanpaktou w dłoni, ledwo kontaktując co się dzieje. Ogromny Menos stał ponad nimi wszystkimi. Mimo, że białowłosy był od niego najdalej, bo przy balustradzie, to i tak nie było to zbyt daleko.
Ledwo stał, nie mówiąc już o rzucaniu zaklęć, w tym czasie Gillian bawił się w najlepsze. Najpierw zmiótł (bo co innego mógł zrobić?) kawałek miasta, zaraz potem wysłał zarówno jednego z jedenastkowiczów, jak i panią profesor w lot wyjątkowo mocno przyspieszony.

Abi stanęła przed pustym, uwalniając swój zanpaktou. Potrzebowała chwili, cholera wie po co? Bądź co bądź jednak potrzebowała tego czasu, ciekawe tylko jak mieli go jej kupić? Ludzie z jedenastego nie mają szans w starciu siłowym z Menosem. Shideharu postanowił "coś" zrobić, cokolwiek.

Usiadł przy ścianie budynku tak, by przypadkowo się nie przewrócić i nie zlecieć na beton, bo teraz już nikt go nie będzie łapał. Złapał swój zanpaktou mocniej lewą dłonią, prawą przystawiając do ostrza.

-To będzie... zapewne ostatnie zaklęcie w moim życiu, jednak... zrobimy to razem, a w razie czego, nieźle się z tobą walczyło...-

Zagadał według swojego zwyczaju do swojego miecza, po czym krzyknął do reszty ekipy.

-Jak to, kurwa przeżyjemy, jesteście mi winni skrzynkę piwa, i to naprawdę dobrego!-

Skoncentrował swoje reiatsu na ostrzu, tak by przez nie przepływało. Może Jego najsilniejsze Hadou nie było szczytem potęgi, jednak nie miał nic lepszego na stanie, w dodatku nie miał nawet pojęcia, czy Jego stan pozwoli mu je rzucić. Czerwona energia w kształcie kuli skupiła się na końcówce miecza. Wycelował w maskę.

-Władco ukryty pod mięsem i kośćmi, wszelkie stworzenia. Trzepot wiatru Yo, który nosi imię człowieka, palące gorąco i zaburzenia, rozszczep morza i wyślij niszczące fale na południe,
Hadou... #33... Shakkahou...-


Jego oczy powoli się zamykały. Wszystko stawało się coraz lżejsze...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sierak dnia Pią 8:16, 14 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Serito




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 19:33, 12 Mar 2008    Temat postu:

- Draniu ... Niewybacze Ci ... - mruknął Serito zaciskając mocniej palce na rękojeści swojego Zana. - Gdybym tylko miał dość siły ...
Przeszyła go fala wściekłości, co było reakcją na bezsilność. Nie chodziło mu bynajmniej o siły witalne, tylko o jego wartość bojową . Nie mógł nic poradzić, gdy Nobu przyjęła na siebie pierwszy atak Menosa. Jeśli ona zginęła ... ~" Nie mogę się tym teraz przejmować ... Nie mogę pozwolić, by wściekłość kierowała moimi ruchami ... Spadające krople deszczu przyniosły spokój, pozwoliły zebrać myśli. Serito wiedział, że ich przeciwnik prócz Cero potrafi także walczyć bardziej standardowo. Abi się jeszcze trzymała, tamten drugi Shinigami również w sumie. Tyle nalegał Linę, żeby go tutaj wysłała a miał teraz jedynie obserwować śmierć swoich towarzyszy ? Nie. Musiał coś zrobić. Co zrobiłby kapitan Ukitake ? Człowiek, ktory cieszył się szacunkiem i sympatią wśród większości Shinigami znany był między innymi z pracy zespołowej napewno zsynchronizowałby swój atak razem z jakimś innym towarzyszem. Ale kim ? Ostatni atak Menosa rozdzielił go od reszty. Widząc ruch potwora skoczył przed siebie. Nie widział próby zablokowania ciosu - gdy się odwrócił, widział Abi gramolącą się z gruzów. Co ciekawe wyczuł jakieś słabe cząsteczki duchowe, dochodzące z ulicy.
Serito nie zastanawiał się nawet do kogo mogła należeć owa energia ale przygotował się do wyprowadzenia ataku. Jego wakizashi wydawało się śmiesznie małe, wręcz niegroźne w starciu z takim olbrzymem. Atakując, nie myślał o tym jak wiele ryzykuje, nie przejmował się ewentualnymi konsekwencjami. Oderwał się od ziemi, starając się minąć Menosa i znaleźć po drugiej stronie dachu.

- Zanpaktou ... Bez Ciebie jestem nikim ... Udziel mi swojej siły ... Bądź przedłużeniem mojego ramienia !


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Serito dnia Śro 19:43, 12 Mar 2008, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Henshu




Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:16, 13 Mar 2008    Temat postu:

- Zanpaktou ... Bez Ciebie jestem nikim ... Udziel mi swojej siły ... Bądź przedłużeniem mojego ramienia !
Nastąpiła chwila niczym niezmąconej ciszy, która osobom pośród gęstej mgły zdawała się być niemal wiecznością. Ciszę przerwał Meno,s odwracając się z charakterystycznym dźwiękiem, jak gdyby naciąganiem skórzanego materiału w kierunku Serito. Spojrzał pod siebie, na młodego Shinigami z wakizashi wyciągniętą w jego stronę. Czerwone punkty zajarzały czerwienią, kiedy ogromna noga z zadziwiającą szybkością oraz siłą uderzyła w miejsce, gdzie stał Serito. Cios wbił kończynę Menosa w beton dachu aż po kostkę. Gigantyczna zmora podniosła z powrotem swoją stopę, po czym przejechała nią po powierzchni dachu, jak gdyby chcąc zetrzeć resztki z Shinigami spod obcasa.

Ty idioto! Na co ty liczyłeś?! –krzyczał Soyer prosto w twarz towarzysza, trzymając go sprawną ręką za kołnierz. Trochę ich poturbowało, jednak zdawało się to być o wiele lepszą perspektywą niż rozgniecenie przez ogromnego Menosa. Blowloom w ostatniej chwili rzucił się panicznie w kierunku Serito, siłą impetu zwalając go z nóg oraz koziołkując wraz z nim kilka metrów od ogromnej dziury w dachu wywołanej stąpnięciem Menosa.
-Na co ty liczyłeś! Tak was trenuje ten Ukitake! TO prawda, mamy zyskać Abi nieco czasu, ale nie w taki sposób! Nie potrzebujemy tutaj samobójców! –Soyer pościł Serito pozwalając opaść mu na betonowy dach.

Mgła stawała się coraz bardziej gęsta.

Blowloom spojrzał na koncentrującą się Harakę. Chociaż każdy z nich był otoczony przez tą dziwną mgłę, mimo wszystko nadal byli podani Menosowi jak na talerzu. Musiał działać, musiał kupić jej kilkanaście sekund. Zwłaszcza, że ogromna istota z Hueco Mundo już rozglądała się w poszukiwaniu następnej ofiary. Jej spojrzenie padło na Abi.
-Niedoczekanie… Soyer zaczął biec z okrzykiem na ustach w kierunku czarnego monstrum. Menos spojrzał na niego swoim wzrokiem, jak gdyby uśmiechając się tymi ogromnymi zębami. Tak jak poprzednim razem, starał się zdeptać swojego przeciwnika, jednak Blowloom z całej siły skoczył na bok, przeturlał się po czym ponownie wstał i zaczął biec w kierunku przeciwnika, zostawiając za sobą głęboką dziurę po nieudanym zamachu na jego życie. Shinigami starał się ignorować ból z otwartej rany. Teraz przynajmniej nie tracił już tyle krwi. Po nieudanym ciosie Menosa potwornie szczupły Shinigami znalazł idealną lukę do uderzenia. Zanpaktou z sykiem wysunął się z jego rękawa, żeby zadać trwałą ranę ciętą na wysokości białej kostki Menosa. Posoka trysnęła w górę. Soyer jednak już ponownie był w ruchu, przebiegając pod nogami przeciwnika, znajdując się za jego plecami. Wyskoczył jak tylko potrafił najsilniej, po czym wbił swoje ostrze w tył Menosa, zawisając w powietrzu. Gdy widział ogromną dłoń z białymi, ostrymi jak brzytwa pazurami odbił się od pleców nogami, wyciągając ostrze z ciała przeciwnika. Posoka trysnęła po raz drugi. Soyer opadł na równe nogi, zaciskając zęby z bólu.
-W takim tempie nigdy nie pokroję Cię na plasterki… Burknął sam do siebie.
- Władco o wielu twarzach, odezwij się, a następnie zamilknij na wieki, wznieć popiół, który zasł… – Shinigami zmuszony był przerwać inkantację, turlając się ba bok po ziemi, odskakując przed silnym kopnięciem, które leciało w jego stronę. Zakręciło mu się w głowie, kiedy turlając się przygniatał swoja ranną rękę, mimo tego ponownie wstał, zaciskając zęby.
Władco o wielu twarzach, odezwij się, a następ… Członek jedenastego oddziału po raz kolejny zmuszony był od odskoku, tym razem w tył. Sekundę temu byłby już tylko ciepłym plackiem, gdyby jego instynkt nie zareagował ze zdumiewającą jak na jego poziom czujnością.
-Jasna cholera, odciągnijcie go ode mnie! – wydał z siebie zdesperowany okrzyk, uciekając przed wyraźnie rozjuszonym Gillianem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Henshu dnia Czw 19:21, 13 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Serito




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 23:49, 13 Mar 2008    Temat postu:

Wszystko działo się bardzo szybko. Już miał zaatakować, gdy Shinigami towarzyszący Abi uratował go przed ciosem Menosa. W gruncie rzeczy spodziewał się ataku ze strony potwora, był nawet przygotowany do ewentualnego uniku ale zarówno on jak i bestia zostali uprzedzeni przez Soyera. Pomimo rany, dalej był w stanie walczyć. Serito nie miał czasu by mu podziękować, ani wyobrazić go sobie walczącego w pełni sił. Zasługiwał na uznanie, ale w tej sytuacji ono nie miało wartości. Musiał mu jakoś pomóc ... Soyer miał rację - zwrócenie na siebie uwagi Menosa nie było najmądrzejsze ale Serito nie wiedział jak walczą jego sojusznicy by wspólnie wyprowadzić uderzenie.

Chudy Shinigami przeszedł do kontrataku. W międzyczasie Shinigami z odziału Ukitake spokojnie odturlał się w kierunku dziury. Tymczasem jego wybawiciel przeszedł do defensywy. Każdy atak Menosa wywoływał uczucie strachu, że znowu zobaczy czyjąś śmierć, jednak za każdym razem Soyer wychodził cało.~" Może uda mi się odwdzięczyć ... Nie zaszkodziłoby przynajmmniej spróbować ... "
Krępująca Droga ! Sai !


~"Chociaż parę sekund, chociaż parę ..."

Serito wypowiedział ze spokojem słowa jednej z prostszych technik, używanych przez Shinigami.sekund Cel zaklęcia, Menos Grande napewno je przynajmniej odczuje - na paraliż albo chociaż utrudnienie w poruszaniu. Czekał na reakcję bestii, tym razem nie gotowy do zaatakowania jej lecz do ewentualnego uniku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Serito dnia Czw 23:53, 13 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GameMaster
Administrator



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój

PostWysłany: Sob 2:40, 15 Mar 2008    Temat postu:

Runy przepełnione demoniczną magią zatańczyły wokół Menosa, zataczając pierścień wokół jego olbrzymiego, czarnego jak noc ciała. Runy zajaśniały emanującą siłą, po czym przyległy do ciała wielkiego Giliana, pulsując demoniczną magią. Czarna zmora spojrzała na ograniczający ją łańcuch symboli, po czym spróbowała rozprostować swoje kredo-białe ręce. Okrąg runów przez sekundę zajarzył się jeszcze mocniejszym światłem, po czym pęknął, rozpadając się na miniaturowe cząsteczki wokół Menosa.
W tym momencie przed twarzą Giliana pojawiła się szczupła sylwetka, przez chwilę znajdując się na poziomie oczu swojego ogromnego przeciwnika, dłonią wyciągniętą w kierunku białej maski.
-… akurai!!- Białe światło wystrzeliło z palców sylwetki, która zaczęła opadać do ziemi. Silna wiązka uderzyła w maskę Menosa, z impetem odchylając go do tyłu. Bestia przeraźliwie zawyła, kiedy jej czoło zamieniło się w snop iskier i dymu. Opadający Shinigami wbił się ostrzem wysuniętym z rękawa w swojego przeciwnika, spadając w ten sposób na sam dół, powodując płytką, długą ranę ciętą. Menos zataczał się przez chwilę osłabiony, aby po kilku sekundach ponownie stanąć na pewnym nogach. Gillian otworzył paszczę, wyszczerzając majestatycznie zęby, pokazując kumulującą się, czerwoną energię w środku. Powietrze zrobiło się czerwone. Chwilę potem w potylicę czarnej zmory uderzyła czerwona, chaotycznie uformowana kula. Łeb ze szpiczastym nosem ponownie stanął w chmurze dymu i płomieni, kiedy jego maska zetknęła się z demonicznym czarem. Zszokowany Menos zawył przeraźliwie, zataczając się i wymachując rękami. Obserwatorzy dostrzegli, że cała mgła, która dotychczas sięgała im raptem do pasa, nagle zgęstniała jeszcze bardziej. Stała się niemal namacalna, ciężka, lepka. Mgła zaczęła unosić się do góry, z sykiem oddalając się od betonowego dachu, pnąc się leniwie na wyższą wysokość. Odsłoniło to poczynania Soyera, który aktualnie ciął Menosa po drugiej kostce, odskakując przy tym od jego chaotycznych, mających na celu złapanie równowagi kroków, który każdy był w stanie zmiażdżyć smukłego Shinigami.
W tym momencie gęstość mgły osiągnęła swoje apogeum. Biała masa zaczęła formować się w długie, gigantyczne macki, które od razu, łapczywie rzuciły się w stronę Menosa. Zdezorientowana istota chwyciła jedną z macek w swoją białą łapę, ta jednak po chwili zamieniła się w parę, aby ponownie zmaterializować się w coś bardziej stałego poza zasięgiem kończyny Gilliana. Macki coraz silniej oplatały Menosa, krępując jego ręce, ograniczając jego ruchowe zdolności. Jedna z takich kilkunastu eterycznych kończyn z siłą uderzyła w lekko już popękaną maskę zmory, po czym wdarło się do jej przełyku. Podobnie zaczęły robić pozostałe widmowe kończyny, rozluźniając uścisk na Menosie, ten jednak i tak zaprzestał poruszania się, jego ciało drgało jedynie w dziwacznych konwulsjach, zdawał się być sparaliżowany tak dużą ilością dziwnej masy, która przedzierała się do środka jego ciała. Gillian puchł z każdą chwilą, stając się bardziej podobny do ogromnej kuli, niż swojego poprzedniego kształtu. Każdy metr Menosa zdawał się rozciągać do niebotycznych rozmiarów, naciągając jego czarną skórę. Ogromny przeciwnik zaczął zajadle wyć, niemniej dziwna materia wciąż rozszerzała się w jego wnętrzu, powodując widoczne ruchy pod jego naciągniętą do granic możliwości tkanką. Menos zawył po raz ostatni. Sekundę potem z jego ciała buchnęły hektolitry krwi, tryskając w powietrze szkarłatem skąpanym w świetle słońca, Czarne, ogromne krople zaczęły opadać na dach, kiedy poszatkowany Menos zgiął się w pół, pozwalając przepadać przez siebie setką promyków światła. Ogromna zjawa zawiła w tej pozycji, niczym pochylona staruszka, w swoim ironicznym, groteskowym uśmiechu. Czerwone punkty w jego oczach wygasły, pozostawiając czarne, puste oczodoły. Jedynie biały dym wciąż unosił się z ogromnego, lekko rozchylonego pyska, znikając dopiero gdzieś pomiędzy obłokami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freak




Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 1:54, 16 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Shinigami bardzo boleśnie poczuł rzeczywistość. Można to było nazwać kolizją z własnymi ambicjami, albo też jakkolwiek, byle określić to, jak beznadziejna była sytuacja. Dokładnie poczuł siłę uderzenia. Sam się zdziwił, ile naprawdę potrafi wytrzymać, chociaż z drugiej strony... dokładnemu wyczuciu siły towarzyszył groteskowy dźwięk pękających kości. Zegar ruszył znowu wolniej. Jego niepokojące tykanie zostało jednak szybko zagłuszone przez dwie nowe fale bólu. Nie wiedział dokładnie, ale być może miał jakieś pośrednie złamania. Nie mógł tego sprawdzić w chwili lotu. Wytarł boleśnie plecy o posadzkę. Prześlizgał dobre kilka metrów. Z każdą kolejną sekundą rosło inne uczucie. Znane mu, czuł je dość często. Było jak starszy brat, który zawsze wracał. Jednak starszy brat chyba był bezdusznym sadystą. Po raz pierwszy w obliczu olbrzymiego Menosa poczuł przebijające się bezpośrednio przez strach uczucie. I chyba tym właśnie był owy zegar. Jego tykanie bardzo niepokojąco zmieniło się w pamięci Hageshiego. Teraz było dźwiękiem przypominającym uderzenia toporem o kamień. O wyjątkowo duży i twardy kamień. W momencie ostatniego "tyknięcia" kamień został zmiażdżony. I ujawnił się niszczyciel. Nie miał bynajmniej topora, za to sprawił, że całym Hageshim zatrzęsło. Wściekłość. Gniew. Po części nawet żal. To wszystko zostało wymieszane w jednym Shinigami. Beznadziejność sytuacji miała na niego ogromny wpływ. Był jednak w pełni świadom swej roli, która uległa zmianie. Teraz trzeba byłoby kupić trochę czasu.
Do tego trzeba było trzymać się na nogach.
Powstał. Raczej - spróbował. Używając swojego Zanpakuto jako podpory. Jednak to było zdecydowanie za mało. Napiął wszystkie mięśnie, które tylko mógł. Po raz pierwszy docenił, że nie były to cięcia, a "jedynie" rany miażdżone. Jedyne, co mógł zrobić to zdać się na swoją determinację. Nic innego nie pozostaje komuś, kto ledwo chodzi. Przełożył miecz tak, by trzymać gardę. Samym czekaniem i trzymaniem postawy jednak zdecydowanie nie kupi ani sekundy czasu. Potrzeba było bardzo konkretnych działań. Tylko teraz kolejny problem. Zauważył, że czas jaki był mu potrzebny na powstanie, został wykorzystany przez innych. I to im się udało. Bestia w środku nie dała za wygraną. Sam chciał przyczynić się do wykonania zadania. Rozsądek często kolidował z chęciami. Nieco rzadziej z zasadami i prawami. Jednak niektóre fakty były nie do pominięcia. To nie on, tylko bardziej ruchliwi kamraci wykonywali swoją rolę. Poczuł dziwne ugryzienie, niematerialne. Z drugiej strony, jeśli chodziło o działanie... lepsze były mniej promieniujące rany cięte. Mimo wszystko ruszył na Menosa. Świadom, że jeden niezręczny ruch go zabije. Być może właśnie wtedy szczęście uśmiechnęło się do Jikyuu. Być może. Na pewno zostawiło bliznę. Jednakże blizny motywowały do dalszego doskonalenia siebie na różne sposoby. Dzisiaj, teraz, nie mógł pomóc i odegrać swojej roli, spełnić swojego obowiązku. Nawet tego i aż tego nie był w stanie zrobić. Jednak będą następne okazje, a to daje pole manewru.
Wraz z ostatnim wnioskiem przyszedł inny moment. Menos został bardzo skutecznie zaatakowany. Hageshii w swego rodzaju zdziwieniu oglądał całą sytuację, bardzo podobną zresztą do oglądania filmu ze swoim udziałem. Nie dziś, może jutro. Oby. By móc działać "jutro" trzeba było przetrwać, dlatego też śmierc Giliana powitał z niejaką ulgą, o ile można było to tak nazwać. Oby główny ich cel pobytu tutał został osiągnięty, inaczej wszystko na nic.
Oparł się jeszcze raz o swoje Zanpakuto. Poczuł się dziwnie stary i nawet uśmiechnął się do siebie. Przez nadal odczuwalny, ogromny ból, uśmiech był groteskowo wykrzywiony. Zimny pot pojawił się na jego czole, a on sam nawet prawie się zaśmiał na myśl, by spróbować go wytrzeć złamaną ręką.
Jedno zagrożenie mniej


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sierak




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: D.G.

PostWysłany: Śro 21:51, 19 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Wszyscy napierdalali Gilliana niczym irakijskie bojówki powietrzne. Jeden walnął jakimś Byakuraiem, inny innym cholerstwem, jeszcze inny zwiedzał niebo po nieudanej próbie pocięcia menosa. Tak naprawdę białowłosy zastanawiał sie, ile czasu jeszcze minie, zanim pokaźnych rozmiarów pusty pierdolnie w Niego jakimś cero czy innym gównem. Jeżeli Abi nie da rady to... to są w porządnej dupie. A mgła gęstniała. Shideharu ledwo widział już cokolwiek przez pieprzoną chmurę, która zasłaniała. Miał nadzieję, że przez zasłonę nagle nie przelezie promień gilliana rozpierdalając wszystko po drodze włącznie z nimi. W sumie to zastanawiał się, na czym by wyszedł gorzej. Po takim cero to tylko szybka i bezbolesna śmierć, a jakby taki kloc zeskoczył z zasranego dachu prosto na Niego, to pomijając ból i w ogóle, można by go było zdrapywać żyletką z ziemi.

Ich przełożona jednak była... kobietą z jajami? Mgła, którą wezwała okazała się być jebitnym staruchopodobnym czymś, które robiło rape od środka. Białowłosy dodał w pamięci, jako rzecz do zapamiętania co by nie denerwować zbytnio Abi, bo jej koleżanka byłaby chyba z tego nie zadowolona, a co za tym idzie on byłby nie zadowolony.

~Ciekawe, kurwa, jaka jest jej ostateczna forma... atak pieprzonych mgłowych staruszek!?~

Zastanawiał się, kiedy kawałki menosa latały w powietrzu.

-Zaje...-

Pomyślał, widząc rozleconego gilliana, a w efekcie czego dupną falę juchy spadającą z dachu.

-..kurwa...-

Myślał dalej, ostatnimi siłami zdejmując swój kozacki płaszczyk i chowając go pod plecami, co by się zbytnio nie zaplamił krwią.

-...biście...-

Dokończył, kiedy jucha zleciała na dół obryzgując go całego. No chuj, takie życie wojaka, co więcej na proszek trzeba wydawać. Społeczeństwo dusz powinno im prać rzeczy! No, przynajmniej gillian już nie mógł go zdeptać. Dobra, podparł się rękoma i spróbował wstać.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GameMaster
Administrator



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój

PostWysłany: Czw 2:12, 20 Mar 2008    Temat postu:

Abi odetchnęła głęboko. Dopiero teraz wyraz jej twarzy znacznie się zmienił. Ze zdeterminowanej, zdecydowanej kobiety zamieniła się w zmęczoną, osłabioną, kruchą istotę, która zaczęła poruszać się o chwiejnych krokach, stąpając z wielkim wysiłkiem po pełnej gruzu, pęknięć i pokruszonych cegieł powierzchni dachu. Helikopter z logo telewizyjnej stacji zaczął kręcić kolejne łuki nad budynkiem, najwyraźniej starając się zbadać przyczynę tak dziwnych destrukcyjnych skłonności wyjątkowego pod tym względem bloku w Karakura.

-Zdaje się, że odwaliliśmy kawał dobrej roboty… – powiedziała zmęczonym głosem, siadając na rogu dachu, spoglądając w odczyty pająko-podobnej maszyny. Ogromne macki niemal w zupełności znikły już z pola widzenia, unosząc się w górę, mieszając się ze śnieżnobiałymi chmurami przejrzystego, nieskazitelnego, błękitnego nieba nad Karakura.

-Odczyty zostały pobrane. W końcu. Czas zająć się rannymi… – powiedziała, naciskając mały guziczek na drobnym panelu urządzenia. Maszyna podwinęła swoje kończyny, skuliła się, po czym zamieniła się w małą, niepozorną kulkę, chowając z cichym sykiem wydłużony obiektyw. W tym samym momencie zamknęła się sama Brama, tracąc jakiś dziwny rodzaj połączenia z maszyną. Rozległ się głosny syk, po czym przejście znikło w mgnieniu oka, nie pozostawiając po sobie ani śladu.

-Kto jest ranny, meldować! – zmęczona kobieta odwróciła się tyłem do reszty grupy, nie omieszkując przy tym sensownie napiąć delikatne mięśnie swoich odsłoniętych, długich nóg. Schowała swojego Zanpaktou do pochwy, mówiąc coś szeptem w kierunku jej broni, po czym podniosła dłoń do swojego ucha.

-Lina, już po wszystkim, wynośmy się stąd. Zaraz po was przychodzimy, dzięki za utrzymanie anteny! Dobrze się spisałaś, nie omieszkam napisać o tym raportu, po ostatnich wypadkach w laboratorium powinno Ci to pomóc odzyskać reputację… – powiedziała ze zmęczeniem, choć i rozbawieniem kobieta w obcisłym, diabelnie skąpym uniformie Shinigami. Chwilę potem nastąpiła jednak cisza, tak krępująca i nieoczekiwana. Przerwał ją jedynie podmuch silniejszego, letniego wietrzyka oraz warkot śmigła helikoptera, który niepewnie latał wokół budowli, zachowując jednak bezpieczną odległość.

-Liiina?... –powiedziała już głośniej, ale i mniej pewniej naukowiec. -Lina, do cholery, jesteś tam? Co się stało? Odpowiedz, jesteście tam? Tutaj porucznik dwunastego oddziału, domagam się odpowiedzi! – cisza ponownie zapanowała na zdewastowanym dachu.

-Kurwa mać! krzyknęła w powietrze Haraka, łapiąc się za głowę, jak gdyby w wyniku przypływu migreny. Spojrzała w kierunku, skąd przybyli. Pozostali członkowie grupy nie widzieli jej oczu, mieli to szczęście. Ten widok mógł ich poważnie przerazić.

-Zameldować się, grupa. Chcę znać wasz status, waszą kondycję psychiczną oraz fizyczną. Musimy się jakoś doczołgać do naszego punktu wyjścia. Nie mamy na to całego dnia, zwłaszcza, kiedy prawdziwa walka wciąż trwa. My…my wykonaliśmy już swoje zadanie. A ty! – spojrzała zdeterminowanym wzrokiem w kierunku Soyera.

-Ty sprawdź, co dzieje się z naszą drugą grupą. Wyglądasz na rozgarniętego oraz szybkiego, świetnie się spisałeś. Nie powinieneś mieć problemu z drogą, prawda?
Abi odetchnęła ciężko. Martwiła się o nich. Znała Linę, wiedziała, że ta młódka potrafiła całkiem nieźle wychodzić ze względnie patowych sytuacji. Ale to było coś większego niż ich laboratoryjne roszady… Przecież to dziecko nie potrafiło walczyć…

-Ty! - Krzyknęła na Hageshiiego. -Ty zrób mi masaż. Tylko delikatnie… Serito zajmie się z kolei poszukaniem reszty… a przynajmniej tego, co z nich zostało. W obecnych czasach nasz oddział medyczny potrafi czynić cuda, wystarczy tylko donieść im to, co zostało z początkowego produktu.
Haraka usiadła na krawędzi dachu, zakładając nogę na nogęi stukając się palcem w podbródek, spoglądając wyczekująco na Jikyuu. Przypominała teraz bardziej jakieś słodkie zwierzątko, które błagało o coś do jedzenia.

-Sprawdzimy co z resztą, po czym ruszymy zaraz za Soyerem. Ty jednak, panie Blowloom, nie podejmuj żadnych akcji. Dotrzyj co celu, wykonaj zwiad, rozpoznanie, analizę, cokolwiek i pozostań na swoim miejscu. To rozkaz… Ruszaj.
Abu spojrzała w górę, w jasne niebo, zasłaniając swoje czułe oczy jedną dłonią. Ci Shinigami najprawdopodobniej nawet nie wiedzieli, z czym przyjdzie im się jeszcze borykać… Niestety, to było nieuniknione. Wystarczy, że Haraka nie będzie musiała na to patrzeć. Ponadto… ponadto jest jeszcze trochę czasu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Serito




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 2:12, 21 Mar 2008    Temat postu:

Walka była bez wątpienia skończona. Śmierć bestii powinna była przynieść Seritowi ulgę, jednak nie poczuł się lepiej - stracili jednego człowieka. Nobu Kajitsuschu. Nie znał jej w prawdzie ale miał poczucie, że zawinił. Nie przekonał przecież Liny, by wysłała tylko jego w roli wsparcia. A podczas samej walki jego rola ograniczyła się do obserwowania - najpierw konfrontacji Gilliana z Nobu, później z resztą Shinigami. Opamiętanie przyszło zdecydowanie za późno. Szeregowiec od Ukitake nie należał do osób łatwo popadających w rozpacz. Zawsze tłumił w sobie te uczucia uznając je za słabość i tym razem nie pozwolił by wzięły nad nim górę. Zerknął na Abi. Przystąpiła do reorganizowania zespołu.

- Serito zajmie się z kolei poszukaniem reszty… a przynajmniej tego, co z nich zostało.

Słowa dowódczyni dochodziły do Serita jakby z innego pokoju. Miał zdać raport ze stanu osobowego oddziału. Rozkaz to rozkaz, należało go wykonać niezwłocznie. Zbiegł po schodach, a następnie skierował się nad krater, łudząc się że zobaczy chociaż zwłoki Nobu. Widok pozbawił go reszty nadziei - nie było nawet śladu po osobie, z którą jeszcze pół godziny temu mógł porozmawiać. ~" Cholera... Pieprzeni Puści ... Jedna dusza Shinigami za jednego Gilliana ... Jeśli dla mnie, to nie jest równowarte, to co dopiero powie jej siostra ? "

Nie spiesząc się już podszedł pod sam wieżowiec. Przed wejściem widział tych samych Shinigami, co wówczas, gdy dopiero kierowałsię na miejsce walki. Z zadowoleniem stwierdził, że jego wysiłki medyczne poskutkowały, a przynajmniej nie pogorszyły stanu zdrowia Jina. Obok niego stał oparty o ścianę Shigekazu.

- Jeśli możecie, pośpieszcie się. Abi-sama czeka na was

Wyglądało na to, że ranny Shinigami będzie potrzebować pomocy. Serito użyczył mu swojego ramienia i wszyscy załadowali się do windy.Po chwili byli już na górze. Jedno piętro musieli przejść na piechotę ze względu na uszkodzenia, będące wynikiem ostatniej walki.

- To już wszyscy. Melduję obecność Twoich ludzi, nikogo zdaje się nie pominąłem. Ocenę stanu ich zdrowia zostawiam już Tobie. - powiedział Seito po czym dodał ciszej - Zapomniałbym ... Po tej dziewczynie co przyszła wraz ze mną nie zostało dosłownie nic ...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
famir




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 14:35, 21 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Głośny ryk... to jedyny bodziec jaki docierał do jego świadomości podczas jego niedyspozycji fizyczno-mentalnej. Nic mu śię nie śniło... nie miał żadnych wizji... była tylko wszechogarniająca ciemność będąca odzwierciedleniem granicy między tym co żywym a martwe. Po bardzo długiej chwili z tego stanu półegzystencji wyrwał go ogromny ból. Ulżyło mu.... jeśli czuje się ból to napewno jest się jeszcze żywym. Ból narastał stopniowo a wraz z nim wracał po kolei węch, słuch a wkońcu i wzrok. Jin niewiedział co się działo w czasie jego niedyspozyji, ale widocznie była tutaj niezła rozpierducha. Nie mógł uwierzyć, że przespał aż taki pokaz najczystrzej destrukcji i zniszczenia.
-Cholera...
Chwilę później ktoś pomógł mu wstać - obraz jeszcze lekko mu się rozmazywał więc nie mógł określić kto - i doprowadził do reszty towarzystwa.
-Zameldować się, grupa. Chcę znać wasz status, waszą kondycję psychiczną oraz fizyczną...
-No okazem strowia to bym siebie nie nazwał szefowo.

I była to najszczersza prawda - Jin potrzebował profesjonalnej opieki medycznej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freak




Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 23:34, 21 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Shinigami był trochę zaskoczony takim obrotem sytuacji. Nie to, żeby był nierobem, ale był rozsądny. Zgodnie z tym, co słyszał, w walkę należy się mieszać tylko wtedy, kiedy ma się pewność wygranej. Zdecydowanie jednakże, nie zgadzało się to z jego torem myślenia. W jego własnym odczuciu, walka była po to, by móc stać się silniejszym. Jednak nie każdy ma dostęp do ogromnej mocy, dlatego też walka była nie tylko po to, by walczyć. Była po to, by walczyć i przeżyć. To była najkrótsza, ale również najgroźniejsza droga do posiadania mocy. Ze względów oczywistych. Sprawy nabrały jednak dość groteskowego biegu. Tak naprawdę jednak liczyło się tylko jedno. Jedna rzecz. Spełnienie swojej roli. Udało im się wykonać zadanie. Na chwilę poczuł ulgę, która przebiła się przez ból, który, jeśli można byłoby rozrysować, byłby bardzo rozgałęzionymi pęknięciami na równej ziemi. W dodatku, wypełniony czymś gorącym, nieokreślonym. Ból pęknięć i złamań promieniował dość mocno na resztę ciała. W pewnym momencie był bardzo dokuczliwy, a mimo to Hageshii zdobył się na uśmiech. W końcu, jeśli nie licząc tego, że jego przydatność w następnej ewentualnej walce była dość niska, wyszedł z tego cało. To się liczyło. Zalizać rany, przejść do następnej walki. Cykl powtórzyć tyle razy, ile to tylko możliwe. To motywacja.
To życie.
Nic więcej nie było potrzebne.
Haraka stała się... trochę inna po zabiciu Menosa. Szczerze mówiąc, Hageshii nie był w stanie wyobrazić jej sobie inaczej, niż tak, jak ją poznał. Los jednak chciał, by szybko widział ich tymczasowego dowódcę w zupełnie innym świetle. Uśmiech nieco spełzł. W gruncie rzeczy to jej zasługa, że żyją, a to wcale nie mało. Dziwnie jednak nie od razu potrafił zaakceptować rzeczywistość, sytuację, w jakiej się znalazł. To było zupełnie tak, jakby w to nie wierzył. Do tej pory nie miał styczności z niemal żadną grupą, która wykazywałaby nim zainteresowanie. Rzeczywistość jednak nie była brutalniejsza od historii, co było bardzo dziwne. Szybko odsunął od siebie narastające sentymenty. W sumie to nawet uznał to jako chwilowe uniesienie, euforię spowodowaną faktem przetrwania bardzo trudnej sytuacji. Najlepiej będzie szybko ochłonąć. Nie ma mowy o tym, by stracił głowę chociażby na moment. Są obecnie na polu walki, a ich misja jeszcze nie dobiegła końca. Takie coś groziło utratą życia, nie tylko jego. Nie lubił zadawania się z resztą, toteż wolał nie mieć dużo wspólnego z ich ewentualną anihilacją. Niepotrzebne zawracanie głowy. Cel i role były zupełnie inne.
Inna grupa też wykonała swoje zadanie, jak od nich to było wymagane. Tak, jak to było zaplanowane. To dobrze. Mimo tego nie zgadzał się, że pora zacząć lizać rany... jeszcze nie teraz. Szczęściem nie stracił głowy, ale wolał również nie czynić żadnych uwag dowódcy. Przynajmniej na to zasługuje w chwili obecnej, jako wyraz szacunku, rzecz jasna.
Teraz sprawy zaczęły się komplikować.
Druga grupa, owszem, wykonała swoje zadanie, ale nie było z nimi łączności. Przez niezwykły chłód umysłu Shinigami przeszła myśl, że być może wszyscy oddali swoje życie, by tylko wykonać misję. To dobrze. Zupełnie teraz nie liczył się jakiś śmigłowiec, który prawdopodobnie całą sytuację rejestrował. Nie przeszkadzał w tym, by misja trwała nadal.

Haraka, czyli dowódca, wyglądała na niezwykle poirytowaną. Nic dziwnego. Nie przeszkodziło to również w wydaniu dodatkowych rozkazów. Najpierw meldunek. Oczywiście, każdy rozkaz dowódcy należałoby wykonać. Niesubordynacja była surowo karana i Hageshii był tego całkowicie świadomy. I tym razem nie chciał odzywać się niepotrzebnie. Niepotrzebnie odzywają się zazwyczaj osoby mówiące jako pierwsze. Należałoby przejść do konkretów, toteż... wyczekał chwilę. Nikt nie raczył zacząć. Ostatecznie jednak, ten jeden raz mógł zagrać tę rolę i przerwać milczenie. Szło mu jakoś dziwnie ciężko, jednakże kiedy w końcu miał coś powiedzieć, na ratunek przyszły kolejne rozkazy. Całe szczęście. Zwiad, całkiem rozsądny wybór, jeśli chodzi o dobór osobowy. Następny rozkaz.
Następny rozkaz po prostu poruszył Shinigami. Jakoś bardzo wewnętrznie. Nigdy nie miał tendencji do tego, by uzewnętrzniać swoje uczucia, toteż jego brew zadrgała groteskowo i uniosła się nieznacznie. Co to miało znaczyć ? Rozchylił lekko usta ze zdziwienia. W takiej sytuacji ? To wręcz... nierealne.
Pożałował poprzedniego stwierdzenia, jakoby następne rozkazy były użyteczne. Uczucie ulgi towarzyszące niejako zrzuceniem pewnego ciężaru z jego ramion zostało zatarte w jednej chwili.
Wahał się przez moment. W jego głowie pojawiło się to znane uczucie... przemożna chęć rebelii. Przeciwstawienia się rozkazom. Taki był Hageshii. Wolał wszystko robić po swojemu, jego tempem. Rzeczywistość jednak wymagała czegoś zupełnie innego nawet w tym momencie. Jedyne, o czym mógł myśleć, to jak bardzo zaskakujące może być życie. Złapał się na tym, że nie za bardzo słuchał następnych słów Haraki.
Jedyne, co widział teraz, to jej charakterystyczna poza. Dosłownie otumaniał. Czegoś takiego nie można się po prostu spodziewać, z żadnej strony. Postanowił jednak nie okazywać po sobie, jakoby na moment stracił rezon. Kąciki jego ust zadrżały niebezpiecznie, a na czole pojawiła się cienka żyłka, charakterystyczna dla lekkiej irytacji. Westchnął głęboko.
Powoli podszedł do dowódcy. Nie było większego sensu wkładania Zanpakuto na plecy, więc po prostu wbił go obok, by móc w razie czego szybciej go użyć. Zdecydowanie nie podobała mu się jego nowa rola. Nigdy nie robił masażu.
-Jasna cholera. - klął w myślach - Jak to się robi?
Może trzeba było zacząć od czegoś innego ? A tak, niewypełnione rozkazy.
-Jestem cały. Jakoś się trzymam. - zameldował, starając się za wszelką cenę utrzymać poważny, donośny ton.
Jednak by móc, chociażby delikatnie, wykonać masaż, potrzebował obu rąk. Nie miał zamiaru marudzić, rozkaz to rozkaz.
Pomógł sobie zdrową ręką, by wyprostować złamaną. Towarzyszył temu wręcz nieludzki ból. Zniósł go jak tylko potrafił najlepiej. Nie stać go było na marnowanie czasu. Nawet opóźnianie wykonania rozkazu mogło graniczyć z niesubordynacją. Dawno nie miał do czynienia z czymś, co mogło by wskazywać na poczucie humoru od dowódcy, zastanawiał się, czy może nie przesadził. Zdecydowanie jednak nie stać go było na marnowanie czasu. Zastanowił się krótką chwilę jak to wykonać krok po kroku. Zbliżył się bardziej do Haraki i postarał się, by jak najdelikatniej wykonać powierzone mu zadanie. Towarzyszyło mu głębokie skupienie. Sztuki masażu musiał się uczyć na bieżąco, co było zdecydowanie trudne. Jednak szybko poznał, że bardziej od siły ucisku, musi się skupić na czymś zgoła innym - technice. To było zdecydowanie trudniejsze.

Nastrój wywierał wpływ na niego, czuł to. Widział, jak Cero dezintegruje członka oddziału. Dziwnie jednak, atmosferę wyczuwał bardziej jak rękę małego dziecka usiłującego zgnieść kamień. Nie ruszyło go to niemal w żadnym stopniu. Zgodnie z tym, co mówił kapitan XI oddziału... należało dziękować losowi za możliwość dalszego życia, stać się silniejszym. Nie ma co marudzić. Nigdy nie był zintegrowany z żadną grupą. Nie myślał o tym, że kogoś stracił, bo w sumie nikogo nie zyskał wcześniej.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Freak dnia Pią 23:35, 21 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GameMaster
Administrator



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój

PostWysłany: Sob 2:42, 22 Mar 2008    Temat postu:

Potrzebowała tego. Siedząc na popękanym murku spoglądała w niebo, w leniwie poruszające się chmurki. W końcu mogła się skupić. Może było to w pewien sposób wykorzystywanie rangi do własnych celów, może było to nie ma miejscu, ale w końcu mogła się skupić. Stracili przynajmniej jednego członka drużyny… Kolejnych dwóch
było niepewnych, grupa przy przekaźniku nie dawała znaków życia. Haraka
zamruczała, gdy poczuła silne dłonie na swoich plecach.

-Myślałam, że miałeś złamaną jedną rękę... – Powiedziała do mężczyzny z tyłu, chociaż znała prawdę. Nie chciała mu teraz przeszkadzać. I tak był wyraźnie spięty, choć najpewniej sam o tym nie wiedział. Ona to z kolei czuła, jego ruchy były zbyt impulsywne, niejednostajne. Wstydził się? Był zdenerwowany? Zabawne… Haraka zawsze miała słabość do młodych adeptów. Kobieta rozciągnęła swoje długie nogi. Faktycznie… trzy jednostki to mała strata, o wiele mniejsza, niż się spodziewała. Wbili antenę, odciągnęli od niej i maszyny co mniejszych Pustych. Poszło stosunkowo gładko. Pozostali dostaną swoje wyróżnienia, pochwały, ona natomiast jest obecnie w posiadaniu najcenniejszych danych, jakie pragnie Społeczeństwo Dusz.

-Spokojnie…
Powiedziała czule w kierunku Shinigami za sobą. Panorama miasta nie prezentowała się dobrze. Oddział, do którego należy będzie miał po tym wszystkim dużo sprzątania…Haraka odetchnęła z bólem na myśl o przyszłej pracy papierkowej. Ponadto wszystko będzie trzeba zatuszować.

Nagle na niebie pojawiło się kilka jasnych smug, jak gdyby spadających z góry w kierunku ziemi. Jarzyły się niemal anielskim światłem, tworząc niematerialne filary, które sprawiały wrażenie, jak gdyby podtrzymywały ogromny nieboskłon.

-Tak jak przypuszczałam. Negation… Już po walkach. Zdaje się, że nasi znowu wygrali. Ciekawe, czy obyło się bez strat…
Jaśniejące filary w oddali budowały wspaniały widok jeszcze przez chwilę, po czym znikły. Haraka zastanawiała się w tej chwili, co chciał spowodować Aizen tym atakiem. To wszystko wyglądało na bezcelowe, niemniej zbyt dobrze poznała ostatnimi czasy tego zdrajcę, żeby go lekceważyć. Do teraz pamięta kilka spotkań z tym człowiekiem, kiedy jeszcze wydawał się być czułym, inteligentnym i mądrym kapitanem. Lubiła go. Może nie był w jej typie, wykazywał się natomiast ogromnym zrozumieniem. Uwielbiała z nim rozmawiać, toteż nie omieszkała opuścić żadnej okazji ku temu. Sosuke okazał się być mordercą bawiącym się nimi wszystkimi… Abi spojrzała na skuloną maszynę pod swoimi nogami. Już niedługo… Społeczeństwo Dusz ponownie da się mu we znaki. Za pierwszym razem była w laboratorium, kiedy to się stało. Zdążyła zobaczyć tylko Negaton – to samo światło, którego była przed kilkoma sekundami świadkiem.

-Sosuke, co ty chcesz osiągnąć? Naprawdę chcesz wedrzeć się przez boskie progi? – Powiedziała po cichu, bardziej do siebie. Nie czas na tego typu rozmyślania – zganiła się w myślach. Czas działania. Soyer właśnie przeciera szlaki, oni znowu są razem. Pozostaje tylko zebrać drużynę przy przekaźniku, bądź to, co z niej zostało i droga do domu stoi otworem.

-Dziękuję Hageshii, następnym razem dotykaj mnie jednak jak kochankę, nie jak pień drewna! – powiedziała z chytrym, ale i sympatycznym uśmiechem w stronę silnego Shinigami ze złamaną ręką. -Zdaje się, że możemy rusz…

Ktoś wylądował na dachu.

Sylwetka odwróciła się w stronę grupy, która teraz wyglądała bardziej jak po wdepnięciu na minę. Strój Shinigami przepasany był w połowie grubym, białym pasem z emblematem na samym końcu świadczącym o randze porucznika. Jej szyję i ramiona przepasał różowy, długi szal, który aktualnie powiewał w rytm ciepłego, letniego wiatru. Zanpaktou znajdował się zapieczętowany na wysokości bioder, najbardziej charakterystyczną cechą był jednak… ogromny dekolt, na które wpływały bardzo długie, falowane blond włosy. Większość osób bardzo dobrze znała to postać. Matsumoto Rangiku.

-Dobra Abi, możesz mi powiedzieć, co tutaj robisz z tymi nie-wiem-jakim-cudem-stoję-jeszcze-na-nogach Shinigami? – głos Matsumoto w zupełności nie należał do tych przynajmniej minimalnie miłych i pogodnych. Piękna, hojnie obdarzona przez naturę kobieta spoglądała na naukowiec w prawdziwymi płomieniami w oczach.

-Nie twój interes, Rangiku. – zasyczała w odpowiedzi Haraka. -Nie powinnaś być przypadkiem w jakimś sklepie z kosmetykami? - Abi wycelowała w porucznika palcem z niemal dziką, zwierzęcą wrednością.

-Nie potrzebuje kosmetyków, żeby podrywać facetów, ty silikonowy mutancie!
Zawrzało, niemal czuło się wulkan w miejscu zderzenia spojrzeń obu kobiet.

-Zaraz Ci pokażę, dziwko! – Krzyknęły obie jednocześnie, rzucając się sobie nawzajem do gardeł. Dokładnie pomiędzy nimi pojawił się jednak kapitan o śnieżnobiałych włosach. Hitsugaya jak zwykle był spokojny i opanowany, zdradzał jednak oznaki wyczerpania, wycieńczenia i zmęczenia.

-Matsumoto, uspokój się. Sprawdź, czy jest kontakt ze Społecznością. A wy? Kim jesteście? Co tutaj robicie? – kapitan spoglądał z lekko zniecierpliwioną miną na każdego z zebranych, trzymając ręce skrzyżowane na piersiach, chowając dłonie w przeciwległych rękawach. Rangiku została wyraźnie wytrącona z bojowego tempa, toteż odruchowo zakołysała się do tyłu, po czym upadła na ziemię. To samo stało się z Haraką.

-Nienawidzę, kiedy to robisz, kapitanie! Mógłbyś uprzedzać o swoim shuppo, czy coś. – powiedziała Matsumoto marudnym tonem, wstając z podłogi i masując sobie plecy. Haraka natomiast wstała w zupełnej ciszy, po czym spojrzała nieprzeniknionym wzrokiem w kierunku środkowej części Karakura.

-Nie muszę się tłumaczyć Tobie, kapitanie. Moja misja… Abi odwróciła się w stronę niskiego Shinigami w białym płaszczu. …moja misja przewyższa Twoje kompetencje, Hitsaguya.
Zarówno Haraka, jak i Rangiku bardziej przypominały teraz dwie wygłodniałe żmije, czekające tylko na okazję, aby skoczyć sobie do gardeł.

-Spokojnie, Matsumoto. - Hitsaguya uniósł dłoń w zrozumiałym geście. -Niech dziwaki z dwunastki robią swoje. Nie mają prawa działać niezgodnie z rozkazami Komandora ani rady. Poza tym… mamy ważniejsze rzeczy do roboty. A wam…wam przyda się pomoc medyczna. Dam znać medycznemu, niech was przyjmą lepiej, niż wy nas. Gotowa?
Obaj Shinigami zniknęli tak samo szybko, jak się pojawiło na dachu budynku.

-Baloniara… – burknęła jeszcze tylko pod nosem Haraka, po czym spojrzała spokojnym wzrokiem na pozostałych. -Gotowi do drogi? . Cała kompania ruszyła do klatki schodowej, po czym zeszli na sam dół. Towarzyszył przy tym akompaniament jęków, przekleństw, krzyków i zgrzyt zaciskanych zębów, niemniej przynajmniej jakoś się poruszali. Jednynie Abi zdawała się być w szczytowej formie, kręcąc swoimi pośladkami na przedzie kolumny tak samo powabnie, jak zawsze.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
-Matsumoto, łącz z centralą. Mają mieć Komorę resuscytacyjną za kilka minut! –krzyknęła sylwetka o białych włosach, spoglądając w stertę gruzu. Gruzu poprzeplatanego zastraszająco dużą ilością czerwonych stróżek.

-Wiedziałem, że Cię znajdę… – Powiedział już bardziej do siebie. Na jego zdeterminowanej twarzy dało się dostrzec zmęczenie, rozgoryczenie i złość, ale również smutek.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez GameMaster dnia Sob 2:52, 22 Mar 2008, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freak




Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 23:38, 22 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Był w trakcie masowania pleców dowódcy, gdy coś zamruczało. "Coś" w jego głowie wyewoluowało do rangi "kogoś", konkretniej Haraki. Skupił się, może trochę zbyt mocno, na wykonywaniu swojej roboty. Szybko odzyskał jednak grunt pod nogami. Sam się sobie zdziwił, jednocześnie karcąc w myślach. Na tym etapie mógł coś spieprzyć, a to było niepożądane w obecnej sytuacji. Zwłaszcza, że od tego mogło zależeć powodzenie całej misji. Pal licho, jeśli chodziło tylko o jedno życie. Tym razem już wyraźnie skupiał się nie tylko na masażu, ale również na otoczeniu.
Wyraźnie słyszał, co mówi do niego Haraka, jednak też wolał nie odpowiadać na ewentualne uwagi. Wiedział, że i tak, jeśli o masaże, to jego umiejętności są do niczego. W każdym razie co rozkaz, to rozkaz. Nieważne czy coś się potrafi, czy nie. Lepiej jednak było staraniami nadrabiać nieumiejętności. Zawsze to jakaś okoliczność łagodząca. Tak jak odmówienie wykonania, a opóźnienie wykonania rozkazu. Dwie, zupełnie różne rzeczy. Gdyby, tak jak dowódca, rzucił okiem na panoramę miasta, nie miałby już żadnej wymówki na nieprofesjonalne wykonanie rozkazu. Tylko, cholera jasna, przecież masowanie nie było zdolnością bojową. Nie był na tym gruncie wyszkolony i ani myślał szukać instruktora, by się doszkolić. Może doświadczeniem uda się cokolwiek osiągnąć w tym wypadku.
Było jednak coś, czemu udało się odwrócić uwagę Shinigami, chociażby na chwilę. Trzy słupy, które promieniowały jaskrawoniebieskim światłem. Niesamowity widok. Niesamowita moc. Wykorzystał chwilę konsternacji, która zapanowała i spojrzał na swoje ręce. Może niewyszkolenie to jedno, brak doświadczenia drugie... ale czy te ręce na pewno do czegoś się nadawały ? Nie udało mu się zbyt dużo osiągnąć w ostatnich walkach. Może przypadek, może to wynikało z jego postawy. Podziwiał za bezmyślne ataki swoich "towarzyszy". Nie wiedział, jak to jest możliwe, by osoby, które dopiero spotkał, miały tak mało rozsądku w przeprowadzaniu ataków z potężniejszym przeciwnikiem, któremu musieli stawić czoła. Sam był zwolennikiem spokojniejszych działań... jednak w tym jednym momencie zwątpił w słuszność swego przekonania. Po tej chwili jednak postanowił nie zbaczać z tej drogi, przynajmniej na razie.

Ktoś wylądował na dachu.
Poznał charakterystyczną sylwetkę. Osoby, które mają coś osobliwego (odstającego od norm) zazwyczaj szybciej się zapamiętuje. Matsumoto Rangiku była właśnie jedną z takich osób. Zastanawiał się, jak głęboką przepaść musiał jeszcze pokonać, by mieć realną moc. Odgonił jednak od siebie te myśli zadziwiająco szybko. Znowu myślał o wszystkim, tylko nie zadaniu. Skupił się na otaczającej go rzeczywistości, dodając do tego krótkie postanowienie radykalnego cięcia limitu zbierania myśli w nieodpowiednim momencie. Wycenił to jako coś, co ludzie nabywają przebywając sami przez dłuższy okres czasu. Jednak to było w tym momencie całkowicie nieistotne.
Zrodziło się zarzewie kłótni. Totalnie zbędny element, ale jakże normalny. Nie mógł dokładnie tego skatalogować. Wyrażają sobie ukrytą sympatię, czy jawnie okazują wrogość? Kto ich tam pojmie.
Sięgnął po swój miecz i silnym targnięciem wyciągnął z ziemi. W sumie nie było czasu na to, by jeszcze on wtrącał cokolwiek do rozmowy, chociaż właściwie to chyba został jakoś określony. Przez kogoś wyższego stopniem. Zastanowił się, czy powinien zasalutować kapitanowi Hitsugayi. Z uwagi na stan wszystkich znajdujących się teraz na dachu, to był raczej niepotrzebny gest. A może... tylko on tak uważał ? Właściwie to najlepiej było teraz nie rzucać się w wir rozmowy. Zwłaszcza, że faktycznie w pewnym momencie stała się początkiem swego rodzaju walki. Wzruszył tylko ramieniem, kiedy dwójka zniknęła tak szybko, jak się pojawiła.
Ruszył, nie wypowiadając słowa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum BleachFiction Strona Główna -> SESJE Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin