Forum BleachFiction Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

SKAZA NA NIEBIE - W oczekiwaniu na nieuniknione
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum BleachFiction Strona Główna -> SESJE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
famir




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 2:25, 05 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

To była... bardzo nieciekawa sytuacja. Nie dość, że jego atak chybił to jeszcze zanpaktou poleciało gdzieś hen na ulice. No domiar złego jeden z pustych właśnie go złapał i zaczął wciągać w głąb budynku. Zazwyczajby powiedział "normalna", ale tym razem nasz spec od zanjutsu był bezbronny niczym dziecko skazany tylko i wyłącznie na obronę.
Pusty go wciągnął o piętro niżej.

Jin leżał na brzuchu plecami zwrócony do oponenta. Ten po chwili poderwał z ogromną siłą shinigami do góry trzymając go łapami za kostki. Haishiro poczuł jak jego głowa nawet lekko dotkneła sufitu. Oczywistym było co się stanie jeśli pusty zamachnie się całą siłą i pierdolnie nim głową o podłogę...
-Ty chyba żartujesz?
Rzekł pytaniem retorycznym. Po chwili wyczuł ten moment - pusty włożył całą siłę w łapy i cisnął nim o podłogę. Jin błyskawicznie niemal ułamek sekundy później przyjął pozycję pionową do podłogi i kiedy jego ciało miało się z nią zderzyć przyłożył doń dłonie i wykorzystując siłę z jaką pędziło jego ciało wykonał przewrót w efekcie, którego pusty poleciał na zderzenie ze ścianą w następnym pomieszczeniu - jakiejś kuchni, ale nasz shinigami równieżsię tam przetoczył.

Jin podniósł się znacznie szybciej niż pusty, który wyglądał jak goryl - całe ciało było wychudzone poza bardzo dobrze umięśnionymi ramionami. Jin kierowany instynktem spróbował stalową pochwą rozbić maskę na twarzy oponenta, ale atak nie odniósł skutku... po cholere on rzucał tym zanpaktou? Pusty nie pozostał dłużny i pieprznął go łokciem posyłając go na sąsiedni regał, ale dało to trochę czasu na ułożenie planu. Jin ustawł się prezd oknem i przyjął postawę bojową zachęcacjąc pustego do ataku, ale ten tylko się uśmiechnął i wycelował w niego palce dłoni. "Cero?!" - ta myśl przeszła mu przez głowę, ale dobrze wiedział, że dopiero menosi mają tego typu formę ataku. Tak czy inaczej nie zdąrzył uskoczyć - dziwny promień uderzył go w lewe ramię sprawiając, że zaczęło zwisać a sam shinigami poczuł się jakby... z lekka wolniejszy niż normalnie i z lekka osłabiony. Przeciętny hollow... o ile ramie mogło stanowić problem o tyle inne skutki powinny niedługo minąć. Tak czy inaczej wiedział jedno "potrzebował ZANPAKTOU".

Ruszył drzwiami w lewo wpadając na korytarz a potem zaczął się wspinać jak najszybciej na dach. W czasie wspinaczki po ostatniej drabince hollow złapał go za stopę, ale Haishiro po prostu pierdolnął mu nogą z całej siły co wystarczyło by rozluźnić jego uścisk i w końcu wyjść na dach. Widać było, po jego twarzy, że jest poirytowany i to jak cholera.
-Ani słowa...
Rzucił ostrym tonem nietypowym dla siebie. Haishiro lubił kontrolować sytuacje a fakt, że sytuacja kontrolowała jego wkurzał go niemiłosiernie. Podszedł do krawędzi dachu po czym zaczął się rozglądać aż wkońcu zobaczył swoje zanpaktou gdzieś na drodze.
-Zaraz wracam.
Zaczął skakać między budynkami odbijając się od nich zupełnie w taki sam sposób w jaki to robił jak się wspinał. kiedy był na dole czuł, że odzyskuje kontrolę kiedy jego dłonie zacisnęły się na rękojeści ukochanej broni a jego własny wzrok odbijał się w idealnym ostrzu.
-Wybacz przyjacielu...
Powiedział i przysiągł sobie że już nigdy nie rzuci swoim zanpaktou nieważne jakaby nie była sytuacja. Stanął przed budynkiem i zwolnił wcześniejszą blokadę spowalniającą przepływ jego energi duchowej. był teraz znacznie bardziej wyczuwalny dla pustych, ale o to mu chodziło... mimo tymczasowej bezwładności w jednej ręce chciał zabić tego pustego... właściwie miał ochotę zabić cokolwiek - było to dziwne uczucie jakiego jeszcze nigdy nie doświadczył, ale które było... przyjemne. Chyba miał jednak w sobie coś z XI.
-Zabijmy paru drani...
Rzekł a jego palce zacisnęły się mocniej na rękojeści... Shinigami wszedł do budynku kierując się w stronę schodów prowadzących na dach...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez famir dnia Śro 8:04, 05 Mar 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sierak




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: D.G.

PostWysłany: Śro 12:01, 05 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

No i wszyscy, jak na komendę zaczęli latać. Właściwie to nie dosłownie. Najpierw poleciała dwójka z oddziału jedenastego. Jeden zapoznał swoje plecy z posadzką, a drugi... jak mu było... no, ten kozak co szpanował, że natrzaska tylu pustym zapoznał się bliżej z... powietrzem? Co dziwniejsze Jinowi wywiało po chwili miecz. Kurwa taki show, a Shigekazu nie miał chipsów! Pogrzebał w kieszeni szukając butelki z piwem, oczywiście ją znalazł, choć musiał przyznać, że zapas powoli mu się kończy. Z cichym tsyknięciem otwarł butelkę, po czym zebrał z niej kilka łyków. W tym czasie kolejny shinigami z jedenastego oddziału dostawał po dupie, obecnie będąc wciąganym w podłogę. Widać perspektywa walki bez swojego zanpaktou była dość przerażająca, gdyż Jin parę sekund później wyskoczył z dziury jak poparzony, szukając swojego miecza. Białowłosy wstał, idąc z butelką w ręku w stronę dziury.

Wziął ponownie kilka łyków piwa z butelki, rozglądając się za pustym. O jest! Ale to był przejebanie dziwny pusty, takiego jeszcze nie widział.

-Hadou #31... co ja pieprze? Szkoda mi marnować czegoś takiego na takie coś. Czym by cię tutaj zatłuc...?-

Usiadł na skraju szczeliny, popijając piwo. Udawał zamyślonego, co zdawało się zwiększyć podkurwienie hollow'a, tak przynajmniej uważał Shigekazu po tym, jak ten zaczął drzeć ryja w niebogłosy.

-Dobra, dobra żartowałem. Wiem, czym cię zatłuc. Twór sześciu z ciemnej jak noc stali, obdarowany każdy z rady zniszczenia, sześć uderzeń wysysających duszę, ciało i umysł. Hadou #15, Muttsu Kuroi Tsurugi.-

Wystawił wolną rękę przed siebie, wokół której pojawiło się sześć, szerokich na pół metra i długich na ponad dwa, czarnych jak noc mieczy. Na gest dłonią ostrza poleciały w kierunku hollow, w sumie miały tylko trafić w maskę, ale jak go pokroją również będzie miło.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GameMaster
Administrator



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój

PostWysłany: Śro 23:19, 05 Mar 2008    Temat postu:

Sześć długich, czarnych mieczy popędziło w kierunku Pustego, który znajdował się pod Shideharą Shigekazu . Demon najwyraźniej zrozumiał, że za chwilę stanie się coś złego, bowiem raptownie odskoczył do tyłu. Nie był jednak wystarczająco szybki. Dwa z mieczy wbiły się z brzękiem w posadzkę koło jego nóg, jedno z czarnych ostrzy przeleciało mu kilkanaście centymetrów obok żeber, czwarty miecz przeciął ścięgna jego szyi, piąte i szóste ostrze przybiło go do ściany, przebijając na wylot jego ogromne łapska na wysokości ramion.
Pusty, dygocząc z bólu spojrzał wyżej, na dziurę w dachu, na krawędzi której siedział jego oprawca. Przekrzywiając białą maskę, wpatrując się z nienawiścią żółtymi ślepiami, stracił siły, po czym jego łeb powędrował w dół. Wydał z siebie jeszcze tylko cichy jęk.

Świetlisty promień przeciął rozświetlone promieniami słońca niebo.

Pusty, z dziką satysfakcją spoglądając na rezultat swojego strzału z ostrego jak brzytwa palca wskazującego ponownie opuścił głowę. Po chwili jego ciało, tak makabrycznie ukrzyżowane i przyszpilone do ściany budynku, zamieniło się w pył.

Promień został wymierzony w Shigekazu, z każdym ułamkiem sekund pokonywał kolosalną odległość. Shidehara podjął decyzję. Zasłonił się obiema rękoma, chowając głowę oraz tors przed atakiem. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że atak przewierca na swojej drodze każdy rodzaj przeszkody. Promień z ogromną prędkością leciał w kierunku jego serca, skrytego za obiema rękoma…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Henshu




Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 23:20, 05 Mar 2008    Temat postu:

Shidehara poczuł, jak coś uderza go w ramię. Białowłosy przekoziołkował kilka razy, po czym przewrócił się na betonowym dachu, niedaleko dziury na krańcu której jeszcze przed chwilą siedział.
-Idioto…
Powiedział w stonę Shidehary Soyer, łapiąc się jednocześnie za ramię. Miejsce, które przykrywał dłonią całe było we krwi, najwyraźniej przewiercone na wylot. Cała kończyna wyglądała na sparaliżowaną. Świetlisty promień zniknął gdzieś w chmurach.
-…ten pocisk przewiercał wszystko na swojej drodze.
Dokończył Blowloom, opadając na jedno kolano. Zupełnie nie był zadowolony z takiego obrotu rzeczy.
-Co się z wami kurwa dzieje! – powiedział, ponownie wstając z wysiłkiem. Krew trysnęła, wielkie krople zaczęły uderzać o ziemię pod jego stopami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GameMaster
Administrator



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój

PostWysłany: Śro 23:50, 05 Mar 2008    Temat postu:

HAGESHI

Shinigami z wielkim mieczem na własne oczy widział, jak promień przebił ciało Soyera. Widział również pokiereszowanego Jina, poturbowanego przez towarzysza Shideharę… Czyżby grupka Pusych wyrządziła aż takie problemy? Aż tak źle współpracowali?

Hageshi, spoglądając w cień pod sobą zauważył, że zamienia się on w większą, ciemniejszą kulę, która poszerzała swoje rozmiary z każdą chwilą. Najwyraźniej Abi, która stała koło niego, niczego jednak nie zauważyła. Młody, postawny Shinigami instynktownie wbija z impetem w cień swój Zanpaktou, który wchodzi w betonowy dach niemal do połowy.
Sekundę potem ogromny kształt przygwoździł go do ziemi, spadając mu prosto na plecy. Dało się słyszeć chrzęst złamanej kości. Dzikie wycie Pustego złączyło się ze skowytem bólu młodego Shinigami. Haraka, stojąc obok, z szokiem w oczach spoglądała na zaskakujący atak Pustego z powietrza. Kształtem przypominał on zgarbionego, łysego ptaka, z olbrzymią, wielką prawie jak on sam meduzą na swoich plecach. Jego maska zakończona była krótkim, masywny dziobem. Pusty był koloru zgniłej zieleni. Macki na jego plecach wiły się z obrzydliwym dźwiękiem, szukając pod stertą gruzu swojej ofiary. Silne, śliskie kończyny złapały Hageshiego za ramiona, po czym podniosły do poziomu oczu bestii. Młody Shinigami, odzyskując ostrość wzroku (oraz czucie, co za tym idzie, ogromny ból) widział, jak dziub Pustego otwiera się, po czym wysuwa się z niego ostry, zakończony szponem biały język.
Nagle maska demona, a po chwili całe jego ciało pękło w pół. Obie połowy przewaliły się na ziemię w przeciwnych kierunkach. Pośrodku stała Abi Haraka, trzymając swój krystalicznie przeźroczysty Zanpaktou w prawej ręce.
-Jejku jejku, zdaje się, że to Ty miałeś mnie ochraniać, nie odwrotnie – Powiedziała w kierunku Hageskiego, jednocześnie poprawiając sobie krótką spódniczkę. Shinigami bezwładnie opadł na ziemię, gdy macki również straciły siłę. Naukowiec dobiegła do niego, po czym położyła jego głowę na swoich kolanach. Dotknęła czoła zimną ręką…
-Jak się czujesz? – powiedziała w kierunku Boga Śmierci, zniżając swoją twarz do bezwstydnie bliskiego poziomu z jego, po czym zaczęła przenikliwie spoglądać w jego oczy, jak gdyby szukając w nich czegoś niezwykłego, jakiejś informacji.
----------------------------------------------------------
HAISHIRO JIN

Jin chciał już wejść do klatki chodowej, kiedy dokładnie przed wejściem wylądowały przed nim dwie maszkary. Jeden, kształtem przypominający człowieka, był od niego przynajmniej trzy razy większy, miał przy tym maskę podobną do trupiej czaszki oraz zachodzące na nią długie, czarne włosy. Drugi Pusty wyglądał jak wielki, ośmionożny pająk, spoglądając kilkunastoma żółtymi oczami na swoją przyszłą przekąskę. Co dziwne, demony nie atakowały poturbowanego Shinigami, jedynie stanęły w zwartym szeregu naprzeciw Jina oraz wejścia do budynku. Oba potwory zaryczały przeraźliwie, spoglądając na swojego oponenta. Pająkopodobny stwór co chwila podnosił do poziomu maski swoje haczykowate, ostre kończyny, jak gdyby nie mogąc doczekać się posiłku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez GameMaster dnia Śro 23:56, 05 Mar 2008, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sierak




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: D.G.

PostWysłany: Czw 11:58, 06 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Białowłosy zasłonił się przed promieniem. Nie miał czasu na wypowiedzenie inkantacji, a w skalnej zbroi poruszał się raczej zbyt wolno, by odskoczyć. Pozostało mu tylko to, nagle ktoś uderzył go w ramię odrzucając, a jednocześnie chroniąc przed przewierceniem na wylot. Shigekazu powinien być temu komuś wdzięczny. Jednak teraz co innego przykuwało Jego uwagę. Butelka, z obecnie wylewającym się z niej płynem turlała się po ziemi.

-Moje kurwa piwo! To była ostatnia butelka nieee! Ja pierdziele...-

Prawie krzyknął podchodząc do barierki, udając, że szuka Jina. Tak naprawdę rozglądał się za najbliższym sklepem monopolowym. Jest! Zaraz... owszem był monopol, ale niedaleko monopola stał koleś z jedenastki na trzech pustych.

~Piwo, pomóc mu, piwo, pomóc mu? Hm... a niech stracę...~

-Zaczekajcie, idę pomóc naszemu koledze szukać jego miecza...-

Powiedział z uśmiechem. Nie lubił się dzielić, to też wolał zabawić się samemu, za tarczę używając Jina. No, a w ostateczności był otulony zbroją skalną z wystającymi z niej szpikulcami.

-Ty, który kroczysz wśród cieni i które są twoimi najcenniejszymi dziećmi, obdarz mnie swoją nieprzeniknioną łaską i cząstką swojej potężnej mocy. Ja, skromny sługa, który stara się być bliżej Ciebie, a zarazem Ci godnie służyć. Gdy spojrzę na twoje dzieci, które znajdziesz wszędzie i spoglądają na nie śmiertelnicy bez żadnego poruszenia, mylą się w swym osądzie. Ty, który władasz domeną, od której uciec nie mozna, ale zarazem może być twoim sprzymierzeńcem. Pozwól mi wkroczyć do twojego świata, Władco Cieni. Bakudou #24, Kage Sochi.-

Momentalnie cienie nocy otuliły Jego ciało, przenosząc jakieś dziesięć metrów od radosnego spotkania towarzyskiego, w którym brał udział Jin i trzej puści.

-I've got your back Jin.-

Zagadał Shigekazu do jedenastkowca, karykaturując postawę żołnierza. Korzystając z chwili, w której się pojawił postanowił osłabić napastników, pozwalając ich wykończyć Jinowi. Wyjął swój zanpaktou.

-No, ty sobie chociaż popatrzysz... w jakim gównie jesteśmy.-

Zagadał do swojego miecza, jakkolwiek mogło się to wydawać dziwne, Shigekazu nie zdawał sobie z tego zdawać sprawy.

-Ciężar świata na twoich ramionach, odbądź swą karę. Utrzymaj niebiosa lub wszystko upadnie. Brak odpoczynku dla zmęczenia, Brak snu dla nieszczęśliwych. Bakudou #26, Rekishichizu.-

Grawitacja momentalnie zwiększyła swoje nasilenie, utrudniając pustym poruszanie się.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
famir




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 12:41, 06 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Hm... na początku każdej walki trzeba było postawić analize sytacji - była to podstwawa którą ignorowała reszta idiotów (nie chodzi o obecnych towarzyszy ale o całość) z XI. Mieliśmy dużego pustego... sądząc po gabarytach wolny jak cholera ale za to jak jebnie to.... uuu... Był też pajączek - pewnie szybki i skoczny o średniej sile. Przy takim zestawieniu łatwo było przewidzieć taktyke walki: pająk będzie zajmował się odwracając jego uwage od tego dużego, który w odpowiednim momencie walnie go raz tak mocno że nie będzie wiedział gdzie prawo a gdzie lewo. Na każdą taktyke jest jednak "antytaktyka" a Jin lubował się i w tym jak i w dziwnych zagraniach w czasie walki. Nagle poczuł ogarniający jego ciało gniew, który nie był jego... ta.... czuł jak jak zanpaktou chce... a raczej domaga się zetknięcia z maskami tych dwóch.
-Macie pecha dzisiaj 'panowie'...

Zaszażował na dwójkę - rozwiązanie z porozu głupie zwłaszcza, że pajączek wyraźnie szykował się do skoku, ale nawet oni nie mogli przewidzieć zakończenia tej szarży. Jakieś z dwa metry przed big hollow Haishiro... wbił miecz w ziemie nie puszczając rękojeści w efekcie czego całe jego ciało ruszyło do przodu z ogromną prędkością zataczając półkole, którego środkiem było zanpaktou. W czasie tego przeloty duży pusty został odepchnięty kopnięciem do tyłu... zatoczył się aż walną w ściane budynku, którą rozwalił swoją masą i zniknął w jej wnętrzu.

Jin leżąc na ziemi po ataku zobaczył jak pająk nadlatuje w jego stronę. Odruchowo przetural się na bok ale pająkopodobny pusty zablokował jeko kończyną zanpaktu przygożdżając go do ziemi. Szybki obrót ciała w połaczeniu z kopnięciem w staw kolanowy (lub coś podobnego... kto wie jaką puści anatomie mają) i pociągnięciem oręża w swoją stronę wystarczyło by oswobodzić jedynego przyjaciela w boju. Niestety druga kończyna już leciała w jego stronę - zablokował ją płaską stroną ostrza, ale... trzeba było przyznać że ten osobnik miał krzepe atak jednego odnuża był porównywalny z uderzeń ciężkiej sztanki tak bardzo, że poczuł nawet, że ma trudności z podniesieniem odnuża.
-To wszystko?
Przechylił ostrze na bok a odnuże przesuneło się po nim na ziemie - czasami siła to nie wszystko. Shinigami przeturlał się bezpośrednio pod 8-noga... zanapaktou prawie drżało mu w rękach chcąc wkońcu zanurzyć się we wnętrznościach stwora a Jin nie zamierzał mu odmawiać - zanpaktou przebiło się przez pustego jak przez masło, ale... z rany zaczął wyciekać kwas! Krople kwasu spadały na skrawi jego szat paląc je, ale krzyk agoni pustego wynagradzał te małe niedoskonałości estetyczne.

Jedna z tylkoch odnóg, których nie widział odepcheła go gdzieś dalej zupełnie jakby pusty zaczął się bać, że zaraz zada mu drugoe cięcie. Jin automatycznie się podniósł i stanął przed pustym pajęczkamiem a kate oka dostrzegł że big pusty dochodzi powoli do siebie po zderzeniu ze ścianą, więc postanowił działać szybko - pająk i shinigami skoczyli ku sobie z zamiarem zabicia się na wzajem i zwarli się w locie: pusty ugyzł go w pół sparaliżowaną rękę to tego nie odczuł za bardzo... przynajmniej w kwestii bólu, ale on mu odwdzięczył szeroką raną ciętą w odwłok. Zaraz kiedy wylądował odbił się z powrotem wykonując cięcie w przelocie nad pajęczakiem zadajac mu pojedyńcza raną ciętą.

I nagle czas zwolnił... shinigami wylądował za pustym, który odwrócił się w jego stronę i w tym samym momencie zanpaktou przepełnione nienawiścią do wszystkiego co żywe trafiło w sam środek maski w efekcie silnego pechnięcia. Pusty był wyraźnie zaskoczony kiedy zaczął znikać z tego świata a wraz z jego zniknięciem Jin poczuł jak gniew w nim osłabł znacznie... czas przyspieszył ponownie tylko po to by silne uderzenie posłało Haishiro parę metrów dalej.
-Cholera... zapomniałem o nim...

Podniósł się stając naprzeciw drugiemu humanoidalnego pustego z pozycją do ataku kiedy to... nagle zobaczył jak z dachu spada Shigekazu!
-Gwiazdka z nieba czy co...? Mając na oku pustego skoczył w stronę towarzysza łapiąc go w locie, jednak prędkość z jaką on leciał i osłabione ciało Jin'a dały o sobie znać.... impent siły z jaką leciał inny shinigami sprawiło, że udeżyli o ziemie oboje, ale przynajmniej oboje przeżyli... gdyby Haishiro nie skoczył to skończyłoby się to śmiercią tego drugiego bez wątpienia.
-No to wisisz mi piwo... cholernie duże piwo...

Ledwo się podniósł a pusty już silnym ruchem ręki przygwoździł go do ściany budynku do tego stopnia, że plunął krwią. Nie zamierzał jednak czekać na drugi cios i wyprowadził cięcie w ramie, które go trzymało. Atak się udał i Jin poczuł grunt pod stopami wkońcu, ale pusty wyprowadzał drugi cios. Jin ustawił zanpaktou tak by dłoń wroga się nań nadziała jak na włócznie, ale humanoid odepchnął je płazem dłoni po czym zacisnął swoją dłoń na nim tak mocno, że zaczęły z nań lecieć stróżka krwi. Jin próbował wyciągnąć ostrze, ale nie przyniosło to efektu a pusty odwrócił się o 180 stopni i rzucił nim dalej o ziemie.... chyba w chwili uderzenia o podłoże Jin złamał nos bo zaczeła z niego lecieć krew z nosa.

Haishiro podnósł się i przyjął postawę obronną... zamierzał czekać na atak pustego... uniknąć go i wyprowadzić kontre.
-No proooooszę, mamy tutaj twardziela - rzekł pusty po czym zamachnął się z całej siły. Shinigami kucnął po czym odbił się od ziemi chąc wyprowadzić pchnięcie w głowe, ale tą zasłonił oponent drugą ręką. Trysneła krew, ale pusty wciąż żył. Chwilę później Jin ostrzymał tak mocnego kopa w żołądek, że aż się zgiął w pół. "W walce trzeba wykorzystać wszystko co się da" - tak im mówił kapitan, więc korzystając z faktu że przykucnął instynkowie... przeturlał się pod nogami pustego po czym zadał mu cięcie w plecy... w wyniku ataku powstała spora rana cięta a krew trysneła wysoko. Jin był już na wpół świadomo i całe ciało było strasznie obolałe. Wiedział, że w ten sposób długo nie pociągnie i statkiem sił odskoczył z dala od pustego.

-Chcesz sie bawic w berka?! - zasyczał pusty po czym zaszarżował w jego stronę a Jin.,... schował Zanpaktou do pochwy!
-Dobra... trzeba to zakończyć jakkolwiek by to zakończenie miało wyglądać...
Zacisnął dłoń na rękojeści oręża po czym skupił całe reiatsu jakie mu pozstało w ramieniu i ostrzu miecza. Czuł jak reszta ciała słabnie, ale już postanowił... włoży wszystko w ten atak... Pusty znalazł się tuż przed nim i na jego twarzy pojawiło się zdziwienie na widok spokoju Jin'a... zdziwienie pogłębiło się po tym co się stało chwilę później.

Pusty poczuł jak coś go tnie strasznie głeboko... kątem oka zouważył ostrze będące już ku górze... ostrze, które przecieło go tak szybko i mocno, że z początku nie wiedział co go trafiło. Niestety.. Jin był osłabiony i ostrze poszło po ukosie nie dotykając głowy i innych ważnych części ciała... pusty był straszliwie ranny ale żył a Jin był wyczerpany... ciało pustego przygniotło go do ziemi z taką siłą, że aż zrobiło mu się czarno przed oczami.

Pusty usiadł na nim i zaczął go uderzać w brzuch wrzeszcząc przy tym jak opętany... krew zaczęła wychodzić z ust Jin'a w co raz większych ilościach.
-No i spierdoliłem... przynajmniej kapitan już mnie nie spierdoli... hehehe
I wtedy poczuł jak w jego dłoni zaczęło się coś materializować... coś zmieniać... coś co było na wpółmaterialne. Haishironie myślał co to mogłobyć ale ostatiem sił się zamachnął w kierunku pustego i... to coś przebiło go z taką łatwością jak nóż przebija maso albo jeszcze łatwiej, ale co było potem Jin nie wiedział bo stracił przytomność...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez famir dnia Pią 0:15, 07 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freak




Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 19:28, 06 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Shinigami poczuł ból. Przeszywający, dawno czegoś takiego nie czuł. Mniejsza już z bólem... dawno nie patrzył w oczy Pustych z tak bliska. Ogarnęło go to dziwne wrażenie. Uśmiech spełzł z twarzy. Jego miejsce zastąpiły zaciśnięte zęby. Już miał zamiar interweniować, cokolwiek. Użyć swojej siły, by wydrzeć się z objęć Pustego, którego chciał już po prostu pociąć, najlepiej żywcem, gdyby mógł to wszystko poczuć. Zacisnął mocno dłoń na rękojeści miecza. W tym momencie jednak nie dane już mu było cokolwiek zdziałać. Pusty był unicestwiony. Pokrojony na dwie części, o dziwo nie przez wolę Hageshiego. Coś w rodzaju żalu przemknęło mu przez umysł. Jakby jęk zawodu, świadczący o nieukontentowaniu. Nie miało to jednak większego znaczenia. Dopiero, kiedy Pusty go puścił, zrozumiał, że ma połamaną lewą rękę. Bardzo niedobrze, zważywszy na jego styl walki. Nie musiał jej widzieć, by stwierdzić, że jest w złej kondycji. Uwolniona od potężnej siły zgniotu, którą reprezentował demon, sama o sobie głośno mówiła. Domagając się, oczywiście, naprawy. Nic z tego.
Czuł tylko ból, przebijający się przez nieprzeniknioną, ciemną granicę nieprzytomności. Nie widział nic. Wydawało mu się, że coś słyszy. Miał rację. Kobiecy głos, chyba go rozpoznawał, chociaż... przy tym nieznośnym wysokim tonie, który odbijał się echem w głowie...
Dopiero po chwili zdał sobie z tego sprawę. To musiało być całkiem spore oszołomienie, aczkolwiek wracał do siebie. Z nieustającym bólem w lewej ręce. Nieznośne. Po głowie huczały mu czyjeś słowa. Coś zimnego dotknęło mu czoła. Nawet chciał podziękować. Przez chwilę.
Otworzył oczy. Sam nie wiedział co ma robić. Tak blisko kogoś jeszcze nigdy nie był. Co było rozwiązaniem tej sytuacji ? Nie miał pojęcia.
Otworzył oczy i wpatrywał się w drugą, ładniejszą od swoich, parę oczu. Czuł na twarzy delikatny, pobudzający oddech. Jego głowa spoczywała na czymś miękkim i ciepłym. W jednej chwili zdał sobie sprawę, że czuje się... zawstydzony. Skrępowany. Niezręczny.
I nadal nie wiedział co ma robić.
Otworzył tylko usta, jakby miał zamiar coś powiedzieć, nadal pozostając w afekcie. Przynajmniej na chwilę. Potem wróciły dość natarczywe wspomnienia. Przecież to wszystko dzieje się na polu walki... chyba, że już ich tam nie ma.
-...Nic mi nie jest.- przez dosłownie jedną paraliżującą chwilę gorączkowo wysilał się, nie wiedząc kompletnie co powiedzieć.
-Dam sobie radę.
Po czym poruszył się gwałtownie, z niezbywalnym zamiarem powstania. Ciągle miał zaciśniętą dłoń na rękojeści Zanpakuto.
Należałoby przejść do właściwej części zadania.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GameMaster
Administrator



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój

PostWysłany: Pią 0:13, 07 Mar 2008    Temat postu:

-Nie jestem taka pewna co do Twojego zdrowia…
Odpowiedziała, zupełnie nie pomagając mu wstać. Wręcz przeciwnie, przycisnęła go mocniej do leżącej pozycji, z lekko uniesioną głową na jej kolanach.
-O ile silne zaczerwienienie na twojej twarzy można wyjaśnić w skutek przeżytego szoku i podniesionego ciśnienia, o tyle to nie wygląda za dobrze…
Wskazała w kierunku złamanej ręki, po czym delikatnie położyła na niej swoją dłoń.
-Nie jestem dobra w leczeniu. Gdybyś był już martwy, bez problemu nastawiłabym Ci tą kość… niestety, moja wiedza skupia się jedynie ma eksponatach z krematorium.
Powiedziała z rozbawieniem, spoglądając na walczącego z bólem, młodego Shinigami.
-W końcu szkoda stracić Cię tak szybko. Masz mnie przecież ochraniać.
W tym momencie spojrzała na chwile przed siebie. Był to idealny moment, aby zobaczyć zataczającego się Shideharę, który właśnie zupełnie stracił równowagę i zaczął spadać.
-Chyba sobie żartujecie… Powiedziała przerażona. Rozejrzała się dookoła. Wokół nich pozostała tylko pajęczo podobna maszynka, która wciąż wskazywała zerowe liczby oraz Soyer, trzymający się za ramię, z każdą chwilą tracący coraz więcej krwi. Haraka przyłożyła wolną dłoń do ucha.
-Lina, co z tą pieprzoną anteną? Zdaje się… zdaje się, że straciliśmy kilka osób. Powiedziała poważnym tonem. Reiatsu jednego z moich właśnie wyparowało… Do diabła, może przyślijcie nam kogoś!
Abi oderwała palec od ucha, po czym delikatnie zdjęła głowę Hageshiego ze swoich kolan, aby powoli położyć ją zaraz obok. Młody Shinigami, oczywiście siłą losu, zyskał przez chwilę bardzo dogodny widok na spódniczkę panny naukowiec. Właściwie, to nawet na coś więcej…

-Leż spokojnie. Póki co nie nadajesz się do walki… – Powiedziała do Jikyuu, po czym zmierzwiła dłonią jego długie włosy. Wstała, wyciągnęła coś zza paska swojej spódniczki, po czym podbiegła do Soyera.
-Weź to…
Podała mu dużą, czerwoną pigułkę. -To powinno zatamować krwawienie, przynajmniej na jakiś czas. . Cóż, na zwierzętach to działało, może zadziała również na Shinigami…

Właśnie w tym momencie z bramy dało się usłyszeć ryk, potężniejszy, donośniejszy i przeraźliwszy niż wszystkie wcześniejsze. To było coś naprawdę dużego.
Haraka z determinacją spojrzała w Bramę, po czym wyciągnęła rękę przed siebie. W jej dłoni zmaterializował się Zanpaktou.
-Leżcie spokojnie, postaram się grać na czas. Miejmy nadzieję, że drużyna z przekaźnikiem nie spieprzy sprawy jeszcze bardziej.
Powiedziała, podnosząc ostrze do poziomu swoich oczu, po czym powiedziała w kierunku swojego Zanpaktou:
-Dawno tego nie robiliśmy, nieprawdaż, Rejivaaka?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez GameMaster dnia Pią 0:15, 07 Mar 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Henshu




Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 1:00, 09 Mar 2008    Temat postu:

Sytuacja była koszmarna. Dali się podejść grupie Pustych –to był wstyd. Nie współpracowali – to była porażka. Towarzysze z jego oddziału nie umieli zadbać o własne dupy – to już była hańba. Najpierw ten białowłosy dupek, potem imbecyl z ogromnym mieczem… Każdy z nich dał się podejść jak dziecko. Mieli osłaniać przekaźnik, mieli osłaniać ich przywódczynię, teraz z kolei to ona osłaniała ich. Już dawno powinni zginąć! Soyer…Soyer mógłby walczyć, gdyby nie tylko tamten samolubny, zapatrzony w siebie i cienki dupek, którego życie instynktownie uratował. Takich ciot nienawidził najbardziej. Wygadani, ale biją się jak dziwki po kilku drinkach.

-Umiesz walczyć?! – krzyknął w kierunku Haraki, słaniając się na nogach. Coraz więcej krwi znajdowało się nie w nim, lecz obok niego. Jeżeli dalej tak pójdzie, jeżeli nadal będzie tak krwawił a tabletka od Abi nie zacznie działać, niechybnie zginie na miejscu. Nogi same się pod nim uginały…
-Przykro mi, ale na mnie raczej nie możesz liczyć.
Powiedział, z pewnym żalem w głosie. Był w świetnej formie, tamci Puści nie stanowili dla niego problemu, żadnego wyzwania. Gdyby nie ta rana…
Nie ma „gdyby”. Trzeba działać. Soyer ledwo stał na nogach, ale jeżeli będzie musiał walczyć… Będzie walczył, aż jego ciało odmówi mu posłuszeństwa i samo upadnie. Prędzej się nie podda. Mimo swojego planu nie chciał dekoncentrować pani profesor.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
GameMaster
Administrator



Dołączył: 30 Mar 2006
Posty: 416
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 6 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie Zdrój

PostWysłany: Nie 2:12, 09 Mar 2008    Temat postu:

-Walczyć? - Haraka Abi spojrzała z niekłamanym zdziwieniem na Soyera.

-Jestem z dwunastego oddziału, naszym zadaniem jest poszerzanie wiedzy, nie walka.. – To była prawda. Haraka, choć być może silniejsza niż każdy z obecnych na dachu Shinigami, nie była szkolona w walce. Cała jej technika, cały jej styl… to po prostu wnikliwa analiza, korzystanie ze sprawdzonych umiejętności. Nie potrafiła zabijać poprzez cięcia i uderzenia. Nie potrafiła walczyć. Uśmiercała w nieco bardziej… niekonwencjonalne sposoby.
Coś z tyłu zabuczało. Shinigami w spódniczce odwróciła się gwałtownie, jej twarz lekko się rozluźniła.

-Panowie i panie, w końcu zaczynamy pobierać dane! – Powiedziała, spoglądając na rosnące odczyty pająkowatej maszyny zamieszczonej przy jednym z rogów dachu. Góra, podobna do cyfrowego aparatu, to przybliżała, to oddalała nieznacznie swój obiektyw, spoglądając na nieprzeniknioną ciemność Bramy.
-Teraz tylko wytrzymać kilka minut – Powiedziała już bardziej do siebie, ściskając mocniej swojego Zanpaktou w dłoni. Ponętna jak na swój wiek kobieta wbiła zdeterminowane spojrzenie w przejście używane przez Pustych. Była gotowa. A przynajmniej tak się jej zdawało.

-Pamiętajcie, jesteście zbyt poturbowani, aby włączać się do walki! – Krzyknęła do pozostałych, kontuzjowanym Shinigami na dachu.
Tak, była przygotowana do konfrontacji. Uda się jej, w końcu winna jest tym chłopcom Sake…
Pierwsze kształty zaczęły pojawiać się znad ciemnej materii. Sekunda po Sekundzie coraz większy kawałek Pustego znajdował się w ludzkim świecie. Faktycznie, był ogromny. Czworonożny, kształtem przypominający byka, był chyba największym Pustym, jakiego kiedykolwiek widziała. Same jego rogi były niemal dokładnie takiej samej długości co calutka Abi.

-Fiuuu… będzie ciężko… – Powiedziała, patrząc na swojego Zanpaktou. Powietrze przeciął dudniący ryk gigantycznej maszkary, która stanęła na tylnich nogach, po czym ponownie wylądowała na wszystkich kończynach, powodując przy tym niemałe drgania. Bestia rozpędziła się w kierunku Haraki, dudniąc swoimi ogromnymi kopytami. W powietrzu zawirowały snopy iskier, kiedy jej Rejivaaka zderzyła się z białymi rogami Pustego. Abi, będąc w zwarciu z tą zwalistą kupą mięśni, siłą rzeczy została spychana przez ogromne monstrum. Sama nie była pewna, czy wystarczy jej sił, aby potężne rogi nie przedostały się przez jej gardę.
Została spychana coraz bardziej. Wiedziała, że Pusty chce ją zrzucić z dachu budynku. Wiedziała, że od krawędzi dzieli ją już raptem kilka metrów. Napięła mięśnie nóg, zaczęła przeć do przodu… Wszystko na nic. Nadal, jak kukła ślizgająca się po lodzie, była spychana w kierunku krańca dachu. Wiedziała, że od przepaści dzieli ją około kilkadziesiąt centymetrów.

-Byakuya! – krzyknęła, wskazując palcem w oko Pustego. Nie było to trudne, byli w tak bliskim zwarciu, że czuła jego parszywy oddech na swojej twarzy. Snop duchowej energii przeciął minimalną odległość między nimi, po czym uderzył w cel. „Byk” odskoczył jak oparzony, kiedy jego morda zamieniła się na chwilę w dymiący owal.

-Nawet nie zawyjesz? –- powiedziała ze złością w głosiem, wpatrując się w Pustego przed sobą. Dzieliła ich odległość kilku metrów. Jeden dobrze wymierzony atak i bestia zwali się z nóg. Wiedziała o tym. Choć każdy z nich był inny, wiele czułych punktów było w tym samym miejscu. Przywilejem naukowca było znać je wszystkie.
Saraka Abi, podnosząc do góry swojego przeźroczystego Zanapaktou, ruszyła szarzą na swojego przeciwnika, ten nie pozostał jej dłużny. Ruszył w kierunku seksownej naukowiec z obniżoną głową, z rogami na wysokości jej brzucha.~”Za wolno!” Przeszło przez myśl HaracE. Widziała lukę s swojej postawie, nie było szans żeby…

Z masywnego Pustego naprzeciwko nic nie zostało. Na jego miejscu stał teraz spiczasty, ogromny, biały but, nad nim łopocząca, czarna peleryna, udekorowana ogromną białą maską ze spiczastym nosem na samej górze. Czerwone, napawające strachem oczodoły spojrzały poniżej.

Menos Grande.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez GameMaster dnia Nie 2:15, 09 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Serito




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 1:21, 10 Mar 2008    Temat postu:

Serito poczuł ulgę. Nareszcie zrobił coś pożytecznego, czym napewno było sprowadzenie "odsieczy" .~"Cholernie dumno to brzmi ... Nie mogę ich teraz zawieść... Abi-sama ... Wytrzymaj jeszcze trochę" pomyślał, zaciskając mocniej uścisk na rękojeści swojego Zanpaktou. Zastanawiał się, czy jakby był z nimi skończyłby równie źle

-Nobu, leć szybko sprawdź jaka sytuacja jest na górze! Spróbuje im pomóc na ile mogę i odrazu do Ciebie dołącze ! Szybko !

Białowłosy podbiegł do dwóch leżących shinigami - ten "alkoholik" wyglądał jakby stracił przytomność, za to stan jego towarzysza pozostawiał wiele do życzenia - krew na twarzy ... nie dobrze ... Serito nie znał się na technikach leczniczych ale wiedział, że może zrobić parę rzeczy by zwiększyć szansę na przeżycie tego ciężej rannego ... Pochylił się nad nim i sprawdził dłonią oddech. Ledwo go wyczuł - był płytki ale jednak wyczuwalny. Następnie odchylił jego głowę do góry, łapiąc za żuchwę. Wiedział już, że przyczyną jego zgonu nie będzie uduszenie własną krwią.
Kolejną czynnością jaką wykonał było odcięcie rękawów swojego kimona i pocięcie go na pasy o szerokości jego dłoni. Najpierw zrobił z nich opatrunek na ramię nieszczęśnika po czym obwiązał miejsce tuż nad zranieniem, by dodatkowo spowolnić upływ krwii. Ostatni kawałek obwiązał wzdłuż dłoni rannego i jeden z jej końców zaczepił o klamkę okna będącego na parterze, tak by kończyna pacjenta była ponad poziomem serca .
Więcej nic nie mógł dla niego zrobić, shinigami leżący obok byłe jedynie nieprzytomny i nie potrzebował pomocy .
- Nooo ... Nie możecie tak po prostu umrzeć ! Śmierć w walce jest chwalebna, owszem ale za mało zdziałaliście, by tak po prostu umrzeć ... - powiedział Serito na odchodnym, po czym zaczął biec po schodach. Wbiegł na górę i ujrzał to, co miało go wkrótce zabić ... Menos Grande ... Jak mógł się mierzyć z czymś takim, nie znając dobrze swojego Zana ? Wtedy zobaczył Abi. Ten widok dodał mu otuchy - przynajmniej jeśli ma zginąć, nie umrze w samotności

- Abi-sama, jestem ! - krzyknął w kierunku dowódczyni - Uciekajmy !


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sierak




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: D.G.

PostWysłany: Pon 11:20, 10 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Dobra, nie wszystko poszło po Jego myśli. Wróć! Nic, kurwa nie poszło po Jego myśli. Zamiast rzucić zaklęcie, zatoczył się, cholera, przeholował, balustrada.

~O ja pierdole...~

Tylko tyle zdążył pomyśleć, kiedy leciał na ryj na beton. W locie, odbezpieczył tylko swój miecz i jak to miał w zwyczaju zagadał do niego.

-Jesteśmy w niezłym gównie, heh dobrze się razem pracowało.-

Zamknął oczy w oczekiwaniu na spotkanie z betonem. Jednak, żył? Znaczy się, powinien już leżeć w kilku częściach, a on nie leży? Znaczy się leży, ale w jednej części. Fajnie! Miał farta! Spojrzał na swój zanpaktou, czy to jego zasługa? Miesiące gadania do miecza, od którego i tak nie spodziewał się w najbliższym czasie uzyskać odpowiedzi jednak nie dało skutków. To nie miecz. Uratował go teammate.

Usłyszał ryk, dużo donośniejszy niż przedtem. To było coś dużo potężniejszego, niż przedtem, te oczy. Co to jest?

-O kurwa...-

Szepnął do siebie, ledwo podnosząc się z ziemi. Nie miał siły na kolejne zaklęcia. Miał nadzieję teraz tylko na uniki, skalna zbroja już dawno zniknęła, przynajmniej nie będzie mu krępować ruchów. Złapał za rękojeść swoje zanpaktou, mając jednak nadzieję, że nie będzie musiał go używać.

-Heh, jaki z Ciebie ja mam mieć pożytek, skoro walka kontaktowa, to walka nie dla mnie? Chociaż dobry, aczkolwiek milczący z ciebie kompan...-

Widział zbliżającą się śmierć ze strony Menosa.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nemo
Anna Maria Wesołowska



Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: SSVD

PostWysłany: Pon 16:35, 10 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Zbliżali się ku swojemu celowi, a w głowie Kajitsushu wciąż trwało tornado myśli. Miała dziwne przeczucie najgorszego, jednak postanowiła zrobić samej sobie na przekór, wymuszając wysłanie jej tutaj. Kaji była, po części, dzieckiem rozpuszczonym, które lubiło osiągać to, co chciało. Teraz jednak biegnąć nie była pewna, czy nie doprowadziła samej siebie w ten sposób do zguby...atmosferę można było kroić nożem, przez tą krótką chwilę "spokoju", jaką zdawał się być ich maraton, nie odezwali się do siebie ani słowem. Tsu nie była w nastroju, szczerze mówiąc, bała się że jeśli coś powie lub usłyszy, skończy się na przygnębieniu. A tego wolała uniknąć. Nadzieja zawsze umiera ostatnia, eh?
Dotarli do pierwszych ofiar konfliktu. Sytuacja nie wydawała się aż tak tragiczna, jak przedstawiała to Lina-ot, kilku rannych, zdziesiątkowanie sugerowało że nie będzie czego zbierać, ha ha, i że ściany będą przemalowane na czerwono. Ha ha. Dobre sobie. Tylko ich nastraszyli. Gdy Serito zaoferował się, że zaopiekuje się rannymi, bez słowa kiwnęła głową. Wszystko będzie w porządku! Z poszerzającym się uśmiechem weszła w miejsce, w którym w jej zasięgu wzroku znalazła się Abi.
I otworzyła oczy szerzej, nienaturalnie szeroko.
Nie było tak źle jak raportowali. Było dużo, dużo gorzej.
-M...Menos Grande!
Było to raczej skierowane bardziej do niej samej, niż kogokolwiek innego. Nie wierzyła swoim złotym oczom. Jej serce biło nienaturalnie szybko. Nie. Musiała się otrząsnąć! Inaczej naprawdę...naprawdę zginą!
Wtedy też pojawił się Serito. Uciekać? To miało sens!...nie.
-Nie możemy uciekać! Nie przed zebraniem danych! To...to jest Menos...one nie grzeszą intelektem, ale... Myślała gorączkowo, przemieszczając się Jeśli będziemy w grupie, zginiemy na pewno! To będzie jak zaproszenie do Cero! Musimy się rozproszyć i za wszelką cenę odciągnąć od rannych! Abi, czy jest jakiś sposób, w jaki możemy go zaatakować?! Nie pozwalając mu skupić uwagi na kimkolwiek, może uda nam się zdekoncentrować go na tyle, by zyskać trochę czasu, jednocześnie musimy uważać by nie rozdrażnić go na tyle, by użył na pojedynczego z nas Cero...Podejście do niego...to pewna śmierć!
Biegnąc w losowym kierunku, rozpaczliwym wzrokiem przyglądała się otoczeniu. Szukała czegokolwiek, co mogło przydać się w przeżyciu. Może pobliskie budynki? Zapewniłyby jakąś tam ochronę i spowolniłyby Menosa, ale...co jeśli byli tam śmiertelnicy?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freak




Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 2:30, 11 Mar 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Hageshii wstał. Powoli, jakby ociągając się. Prawda była natomiast taka, że była to tylko ostrożność. O własne kończyny, szczególnie jedną połamaną. Powolne wracanie do postawy stojącej bardzo przypominało powrót do rzeczywistości. Miażdżyło jednym wyrazem. W końcu już nie leżał na ciepłych i miękkich nogach Abi. Musiał wstawać sam, co nieprzyzwyczajonemu Hageshiemu sprawiało delikatne trudności. Przez chwilę podziwiał jej zmagania z Pustym. Tylko chwilę. Teraz został już całkowicie przywrócony rzeczywistości. Sytuacja malowała się coraz gorzej z każdą mijającą sekundą. Można było wręcz wyczuć tykający cicho zegar, który wydawał się być już nieco zardzewiały. Zegar, który wskazywał mijanie każdego. Najgorsze było nie tylko przesuwanie się jego wskazówek, co bardzo niepokojące echa jego rdzewienia. Był już bardzo blisko zatrzymania się, co mogło oznaczać w praktyce tylko jedno. Hageshii jednak szybko zorientował się, jak bardzo mogą być złudne wrażenia, jeśli tylko dać się ponieść chwili przerażenia. Jego własne serce łomotało w miarowym rytmie. W jednej chwili przyśpieszyło. Mógłby powiedzieć, że czuł napływ swego rodzaju adrenaliny. Dla jednych narkotyk, dla innych... cóż. Teraz kwestią nie było to, co czym jest dla kogo. Teraz ryzyko zupełnej anihilacji wzrosło kilkunastokrotnie. Jikyuu jeszcze nigdy nie otarł się tak blisko o swą własną zagładę. Ta myśl wydawała się być nieznośna. Nie do zaakceptowania. Przypominało to jednak wewnętrzną walkę dziecka, które powstrzymuje się by nie tupnąć i powiedzieć "ale ja chcę!", nawet jeśli było dokładnie świadome faktu, że nic nie zrobi, nic nie dostanie. W obliczu śmierci na niewiele można było tak naprawdę liczyć. Zwłaszcza jeśli w grę wchodzą jedynie chęci. Trzeba by podjąć konkretne działania. Nie spostrzegł nawet, jak napłynęła reszta. Nie przedstawił się wtedy oficjalnie, mimo to poznał ich. Oni nawet się przedstawiali. Ciągle pamiętał ich imiona. Wtedy, zupełnie niespodziewanie, jak zagrożenie ze strony Menosa, pojawiła się inna myśl. Najpewniej wywołana była słowami złotookiej dziewczyny. Przypomniał sobie szybko, jak żył do tej pory. Czego mu brakowało...
...To, co postanowił zrobić było morderczo ryzykowne. Co miał jednak do stracenia ? Nie był przyzwyczajony zadawać się z nikim. Jednakowoż nie mógł też pozwolić sobie na to, by misja zakończyła się niepowodzeniem. Nie mogą uciekać. Nie przed zebraniem danych. Te słowa dźwięczały mu w głowie. Zupełnie ignorował resztę niepotrzebny słów i gestów. Formą komunikacji dla młodego Shinigami nie były słowa. Nie tylko i wyłącznie. Można było je okazywać na tysiące różnych sposób. Podjął się próby spojrzenia na ogromne cielsko Pustego. Słyszał o nich różne rzeczy. Nigdy jednak nie mógł "podziwiać" żadnego z tak bliska. Nie było jednak czasu na takie rzeczy. Decyzja i tak została już podjęta. Zdziwił się samemu sobie. Kogo obchodziłby los ledwo poznanych osób ? Czy wyjściem była ucieczka? Odpowiedź na te pytania przyszła szybciej niż zajęłoby ich wymówienie. O pomyłce co do działań nie było mowy. Z drugiej strony ryzyko było ogromne. Mają go jedynie przetrzymać, tak naprawdę. Do zakończenia pomiaru. Jego twarz na nowo przypomniała sobie uśmiech, jaki towarzyszył mu przy rozpoczęciu walki. Kropla potu spłynęła mu z czoła. Ból był jednak całkiem męczący, mimo to... trzeba być twardym w życiu. Nie mógł zliczyć w pamięci, ile razy sam to mówił, albo to słyszał.
Skupił się maksymalnie jak tylko mógł. Powstrzymał naturalny odruch każdej żyjącej istoty w samym sobie. Stłamsił niezbywalną chęć do przeżycia za wszelką cenę.
Zegar ruszył na nowo, z tym samym skrzypnięciem. Tak blisko własnego przeznaczenia bywa się raczej rzadko. I to właśnie tego świadom był najbardziej.
Zebrał całe dostępne mu reiatsu. Efekt wizualnie nie był zachwycający, powodował "jedynie" wiatr i unoszenie się kurzu dookoła. Miał nadzieję, że to wystarczy. Wykalkulował, póki jeszcze mógł, przyszłe wydarzenia. A dokładniej - jego wyobraźnia zadziałała samoistnie, jednakże żaden obraz w jego głowie nie przedstawiał pozytywnej wersji wydarzeń. Zadanie. To jest teraz ważne. W grupie, zgodnie z tym co powiedziała dziewczyna, i tak mają małe szanse. No nic, zostają jeszcze inne problemy, zanim oni dokonają tego cholernego pomiaru. Oby dali radę.
-Lepiej żebyście tego dopilnowali. - mruknął bardziej do siebie, niż do reszty, jednak miał nadzieję, że zrozumieli. Nie miał zamiaru w pojedynkę stawiać czoła kolosowi. To było poza zasięgiem. Wszystko jest zawsze... poza zasięgiem. Wtedy poczuł złość. W czystej postaci. Może żal. Dziwne uczucie. Jednak na pewno pomogło się skupić do granic. Jeśli nawet nie zauważył, że olbrzym zwrócił na niego uwagę, to teraz był tego pewien. Sprawdził. Jeśli nie zwrócił na niego uwagi, trzeba by się zbliżyć. Zrobił by to.
Potem zaś bieg. Obrał sobie nawet dogodny budynek. Musiał odwrócić jego uwagę. Biegł ile tylko miał sił. Tylko dzięki determinacji był w stanie zignorować chociażby każdą możliwą cząstkę bólu przeszywającego jego ramię. Ciągle miał ściśnięte ostrze w ręku. Mógł tak biec. Mógł nie przestawać. Teraz już wiedział, co znaczy naprawdę otrzeć się o własną śmierć. To stanowiło zdecydowanie nową granicę tego, co uważał za rozsądne.
Sam nie był pewien swoich motywacji... ale w tej chwili, to nie było aż tak istotne.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Freak dnia Wto 2:31, 11 Mar 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum BleachFiction Strona Główna -> SESJE Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin