Forum BleachFiction Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

PRZYJACIELE NA ZAWSZE
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum BleachFiction Strona Główna -> SESJE
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Nemo
Anna Maria Wesołowska



Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: SSVD

PostWysłany: Sob 19:11, 12 Kwi 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
***
-Niech Shinchan łaskawie ruszy swój zapijaczony zadek i albo zajmie się sobą, albo zrobi coś konstruktywnego...
...pozdrowienia z głębin Piekła.

***

Uśmiechająca się drapieżnie, ubrana w czerń drobna kobieca postać, której złote oczy notowały kolejne to wydarzenia, przybliżające się do niej z kolejnymi przeskokami, napawała się bodźcami atakującymi jej zmysły. Towarzyszył jej upiór cieni. Od postaci człowieka, którego jej intuicja kazała nazwać Shideharu, obok którego jakiś nieznajomy właśnie zniknął używając Shunpo, uwagę Kaji odwróciła krusząca się ściana baraków. Po jej przeciwnej stronie niż ta, po której znajdował się Shinchan, wyszła dwójka mężczyzn. W małym zaniepokojeniu zmarszczyła czoło, gdy tożsamość jednego z nich-Soyera, nikogo innego niż Soyera-rozpoznała, a drugiego musiała tymczasowo ochrzcić "czerwonowłosym palaczem z ciałem na ramieniu". Co tutaj się działo? To było interesujące pytanie, dobite faktem, iż para zniknęła tylko po to, by pojawić się kilka dachów dalej. Tsuchan pokręciła powoli głową. Shideharu nie zauważył przemieszczania się tamtych. Cichym, jednak pełnym energii głosem wydała rozkaz połączony z pozdrowieniami upiorowi, który udał się w swoją stronę, pozwalając Kaji kontynuować jej mały pościg, pościg, w którym mogła polegać jedynie na zmysłach fizycznych, gdyż bardziej mistyczne poczuwanie rzeczywistości było tutaj zupełnie nieprzydatne, przynajmniej póki nie skupiła uwagi na obszarze, w którym się znajdowali-panowie najwyraźniej wyciszyli swoje Reiatsu, nie chcąc, by ktoś ich odnalazł, jednak przy koncentracji, można było wyłapać ich krople pośród morza rzeczywistości. Śledziła ich dobrą chwilę, na tyle dobrą, że znajdowali się kawałek od miejsca, w którym zaczęli. Wtedy ciszę nocy przecięły dzwony Seireitei. Sygnał, by każdy stanął na nogi w pełnej gotowości bojowej. Twarz śledczej wykrzywił lekki grymas uśmiechu. Wtedy też spostrzegła cel ich ucieczki.
Przejście do Rokungai, dziś nie zablokowane wielkim murem. Oh. Wiedziała co trzeba było zrobić. Czas na krzyk energii, który zwróci na siebie uwagę innych...
Gdy zabierała się do roboty, panowie się odwrócili. Kobieta wylądowała na ziemi, a wtedy zniknął. Shunpo.
Prosta dedukcja dwa do dwa mówiła, iż czerwonowłosy jest szybki. Cholernie szybki, mimo dzielącego ich dystansu kilku dachów. Czuła jego obecność za swoimi plecami, czuła już wręcz jak jego ostrze przebija jej płuco.
Chwyciła instynktownie miecz, wyciągając go i stawiając natychmiastowo blok, odwracając się lekko do tyłu i odskakując ku krawędzi dachu.
Nikogo tam nie było. Mrugnięcie oka później, mężczyzna pojawił się tnąc tylko po to, by zatrzymać się na przygotowanej obronie ze zdziwieniem na twarzy i oku, znikając tak szybko, jak się pojawił. Iskry rozświetliły niebo, gdy jego cięcie z lewej strony zostało zbite obrotowym ruchem dziewczyny, która kontynuowała obrót lądując na ziemi, by wyprowadzić kontrę, która przecięła jednak powietrze. Wtedy pojawił się kilka metrów nad nią, spadając z zanem wyciągniętym przed siebie, tnąc potężnie od dołu. Kolejny błysk rozciął ciemność nocy, gdy dwa ostrza zderzyły się przed twarzą dziewczyny, zginającej ręce i nogi, mimo wszystko nie dającej się zgnieść atakującemu. Facjata czerwonowłosego przez chwilę była doskonale widoczna przez ułamek sekundy, co pozwalało zauważyć przeryte szramą białe oko. Z całości biła pełna koncentracja na walce tylko po to by nagle zniknąć wraz z resztą ciała. Błysk światła księżyca zdradził pędzące ku głowie Kajitsushu ostrze, która wykonała krok w bok, dzięki czemu miecz przeciął kimono na jej ramieniu, powodując tylko pieczenie, któremu nie towarzyszyła żadna krew z ramienia wykonującej właśnie obrót młodej Shinigami, która cięła błyskawicznie z prawej strony napastnika, który kilka centymetrów od swojego ramienia odbił je płazem ostrza, by natychmiastowo po zniknąć, pojawiając się kilka metrów z tyłu, Byakurai!, wysyłając świetlistą błyskawicę w stronę dziewczyny, która zablokowała promień płazem swego miecza, by po chwili oporu morderczej magii pragnącej spenetrować jej klatkę piersiową po tym, gdy przebije jej zana, głębokim zamaszystym ruchem broni cisnęła piorun w budynek obok, w którego ścianie pojawiła się pokaźna dziura wypełniona odrobiną dymu w czasie, w którym dziewczęcie doskakiwało ze ślepej strony wzroku wojownika, opadając nań ze wspomożonym impetem cięciem, zablokowane wyciągniętym mieczem, iskry kolejny raz przeszyły otoczenie, a wokół walczących pojawił się krąg pyłu. Mężczyzna zmuszony został do chwycenia miecza drugą ręką, wyhamował nieco siłę uderzenia, by odskoczyć do tyłu i z zacięciem na twarzy biec, tnąc poziomo na wysokości łydek oponentki, która również zaszarżowała, zany Shinigami zderzyły się ze sobą, wywołując kolejne zawirowania pyłu. Szarżujący przylegli do siebie bronią, z niewielkim odstępem własnych ciał od siebie. Dziewczyna z zacięciem drapieżnej kotki na twarzy zaczęła napierać, tak samo jak czerwonowłosy. Powietrze stało się ciężkie, a pył zaczął wirować w wysokich słupach wokół ścierających się wojowników. Białooki posłał dziewczynie uśmiech pełen zadowolenia z walki, któremu odpowiedziała lekkim uniesieniem warg. Drżały jej ręce. Nie tylko jednak jej. Mężczyzna również odczuwał drżenie swych rąk, tak samo jak ogromny nacisk wywierany przez jego przeciwniczkę, której odpłacał dokładnie tym samym. Obu stronom dokuczało już osłabienie kończyn. Bitewne milczenie przerwały słowa wycedzone przez czerwonowłosego
-Przykro mi, ale jezeli tak dalej pójdzie, będę miał na głowie 10 kapitanów. Nie jest mi to w planach.
Krzyk towarzyszył kumulacji energii, która sprawiła, że przez chwilę dziewczyna była przytłoczona siłą przeciwnika, a ostrza niebezpiecznie zbliżyły się do jej ciała tylko po to, by napięte mięśnie mężczyzny wyprowadziły cięcie w dół, zupełnie zbijając miecz Kajitsushu na ziemie i otwierając śmiertelną lukę na jej klatce piersiowej, która nigdy jednak nie została wykorzystana ze względu na potężne uderzenie głową w głowę, które cofnęło chwiejącego się, trzymającego za czoło przeciwnika kilka kroków do tyłu, który spojrzał na atakującą i cierpiącą na chwilowe kręcenie w głowie dziewczynę z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy.
-Co to miało być?!
Biorącą głęboki oddech Kajitsushu, podnoszącą miecz do bojowej pozycji z zacięciem nawiedził Widzę, że w końcu zaczęłaś pracować głową roześmiany, odbijający się niczym echo w głowie kobiecy głos, któremu odpowiedziała, robiąc jednocześnie krótki wypad do przodu połączony z pchnięciem w serce przeciwnika, który jednak zbił je w bok.
-Bardzo kurcze śmieszne...Kapitanów pan Panie nie unikniesz, Panie...?
Zamiast odpowiedzieć na pytanie, zapytany odpowiedział tylko dziwnym wyrazem twarzy, podpowiadającym, że jest zdegustowany tym, iż ktoś właśnie zmienia jego plany. Obrócił się w stronę Soyera
-Weź ją tam
By wyciągnąć zza pasa bardzo długi pergamin, rozwijając go w powietrzu bardzo silnym szarpnięciem. Dokładnie w tej chwili zaczęło się kręcić w głowie Tsu, której obraz obracał się wokół niej samej, coraz szybciej i szybciej. Błędnik złotookiej zaczął szaleć, sama zaś upadła na kolana. Ogromne ciśnienie naciskało na jej głowę, sprawiając wrażenie, iż zaraz eksploduje. Nastąpił ogromny huk.
I błoga cisza.
Kaji zorientowała się, iż teraz znajdują się na jakieś łące, pod sobą poczuła miękką trawę, a jej uszy odebrały dźwięk płynącego potoku. Tak samo jak w Seireitei, tutaj panowała noc, a księżyc pięknie rozświetlał niebo. Dziewczyna rozejrzała się, zauważając potok i parę drzewek. Nic więcej. Gdyby nie czerwonowłosy, byłoby to świetne miejsce na jej nocną zabawę z butelką czegoś lepszego pod pachą i tekstami kilku piosenek w pamięci, a łzami na policzku.
Teraz jednak jedyne łzy jakie mogły się pojawić, to łzy krwawe. Jej albo jego.
Jego, który właśnie najwyraźniej z rozbawieniem oglądał komplikacje z powrotem do pełnej funkcjonalności Tsuchan.
-A teraz powiedz mi, Nobu Kajitsushu, jakim cudem powróciłaś do życia zza grobu.
Ta wstała powoli opierając się na swoim mieczu, rzucając rozmówcy spojrzenie, w którym przez krótką chwilę błyszczała czysta agresja, która prawie nigdy nie pojawiała się na wierzchu powierzchowności Kajitsushu, ukryta pod jedną z licznych masek. Tym razem przykryła to zawiadackim uśmiechem.
-A skąd wiesz o mojej wyprawie tam i z powrotem do Piekła, czerwonołby?
***

Obudziła się.
Było to jakieś pomieszczenie. Szpitalne?
Sama. Była sama. Leżała w samym jego rogu, ubrana w jakąś koszulkę należącą do tutejszego wyposażenia. Poza nią, było jeszcze pięć stołów, z ciałami przykrytymi białymi płachtami.
Mrugnęła kilka razy oczyma. Nie czuła bólu. To było dziwne. Spróbowała się poruszyć. Nic. Powoli testowała wszystkie partie swojej fizycznej powłoki, próbując odnaleźć jakiś defekt, który udowodni, że wciąż coś jest niesprawne. Nic. Powoli przejeżdzała dłońmi po swoim ciele, sprawdzając, czy wszystko było na swoim miejscu. Było. W idealnym stanie. Nie było nawet żadnych bandaży. Jedyne, co jej towarzyszyło, to minimalne swędzenie. Wyciągnęła przed siebie swoje ręce, obserwując je ze wszystkich kątów. Tak.
To były jej ręce.
Wstała powoli.
Pomieszczenie było w kształcie prostokąta, pozbawione okien, z rzędem pięciu łóżek ustawionych pod ścianami, pomalowanymi do połowy na niebiesko, a wyżej na biało. Sufit był trochę popękany, przyozdobiony świecącą żarówką. Naprzeciwko łóżka Kajitsushu znajdowały się drzwi. Przeszła kilka kroków, podchodząc do łóżka obok. Towarzyszyło jej dziwne, paranoiczne przeświadczenie o jakimś niebezpieczeństwie. O tym, że coś jest nie tak. Odsłoniła kawałek kredowobiałej dłoni, a następnie powoli odsłaniała całe ramie, takie same jak dłoń. W końcu zrzuciła narzutę całkowicie tylko po to, by wyrzucić z ust odrobinę śliny na podłogę. Normalni ludzie by tego nie zrobili. Ale Kaji była diabelsko ciekawska. Momentami zbyt ciekawska. Gdyby kiedyś została naukowcem byłaby jednym z tych, którzy tną zwłoki, żeby zobaczyć co jest w ich środku. Wszystkie kończyny martwego były w porządku, problem stanowiła jego twarz. A raczej to, co nią było. Ta przypalona, przysmażona, nie podobna do niczego porozrywana breja. Klatka piersiowa zmarłego przypominała jego twarz, tylko ona była dodatkowo otwarta, a wszystkie narządy było doskonale widać.
Prawie jak ona niedawno.
Podeszła do drzwi. Nacisnęła na klamkę. Zamknięte. Nie było zamka. Próbowała je otworzyć siłą. Również nic. Wpadła na pomysł. Jeśli ktoś przyjdzie tutaj i chociażby będzie chciał ją dobić-po co innego zamykać drzwi?-zrobi mu małą niespodziankę. Podmieniła niedawno sprawdzone zwłoki na swoje miejsce. Jeśli usłyszy kroki, schowa się tam gdzie był trup. Podejrzliwość miała ją w swoich szponach.
Mimo sprzeciwu jej żołądka, sprawdziła pozostałe ciała.
Spotkała mężczyznę o ranach ciętych brzucha, przystojną twarzą i wbitym w nią stalowym odłamkiem. Następna była starsza Shinigami z idealnie zachowanym ciałem. Jedynym problemem były odcięte wszystkie kończyny na poziomie kolan i łokci. Kajitsushu przez chwilę stała w milczeniu, zastanawiając się, czy to elementy tych ludzi posłużyły za elementy wymienne, które wstawiono jej. W ostatnim łóżku leżała ona.
Ona sama.
Nikt inny.
Kajitsushu patrzyła na zwłoki Kajitsushu.
Zakręciło jej się w głowie.
Otwarte złamanie jednej ręki, wykrzywione dziwacznie nogi, pogruchotana twarz, pokryty bliznami brzuch. To było jej ciało. Nie mogła w to uwierzyć. Jej umysł ratował się myślą "przynajmniej niezła ze mnie dupcia", ale był to zwyczajny unik. Uderzyła się otwartą dłoń w twarz. Swoją twarz. Tą, której nie widziała.
Poczuła piekący ból i w dłoni, i w twarzy.
Złapała się za głowę, którą nawiedzały różne myśli i uczucia. Przez naprawdę dobrą chwilę miała ochotę z krzykiem wywrócić łóżko i zdesekrować ciało, udowadniając w ten sposób wszystkiemu i wszystkim, że to ona. I że żyje. Nie zrobiła tego.
Ze strachu.
Mamrotała do siebie coś pod nosem w nieco maniakalny sposób. Obejrzała własną głowę, tą na łóżku. Przez chwilę pojawiła się w głowie Kaji myśl, iż może to w niej tkwi tajemnica, może jej mózg został przeniesiony? Nic jednak na to nie wskazywało. Wtedy uderzyła ciało. Lekko. Żeby sprawdzić, czy to odczuje.
Efekt był zaskakujący.
W momencie zetknięcia się z ciałem, straciła jaźń. Obudziła się na zimnej posadce przed łóżkiem, nie wiedząc, ile czasu minęło. W końcu powstała, mając nadzieje, że coś się zmieniło.
Nic się nie zmieniło. Ciało leżało gdzie leżało.
Zaczęła panikować.
Oczy. Miała nietypowe oczy.
I te tutaj były zamknięte.
Może...
Może to one są kluczem.
Tak!
Chwyciła jedną ze szmat i przez nią spróbowała otworzyć oczy trupa. Jednak gdy jej dłoń przechodziła powietrze, gdy była już tuż tuż, usłyszała kobiecy głos. Roześmiany, delikatny, kobiecy głosik.
-Naprawdę, Twoja niewiedza, brak logicznego rozumowania, drogi twej dedukcji i procesy myślowe są dla mnie wielce zastanawiające. Napawa mnie to lekką empatią, wiesz? Głęboko zastanawiam sie nad poziomem twojej ogólnie pojętej wiedzy i zastosowaniu jej w życie. Jednym słowem, reasumując - ale z Ciebie idiotka.
***

Mężczyzna spojrzał na dziewczynę z góry w sposób przywołujący sylwetkę kapitana Kuchiki.
-Nie mam czasu na rozmowy. Raz wróciłaś z grobu, drugi raz ci się nie uda. .
Sięgnął po swoje Zanpakutou, wyciągając je. Jednak w inny sposób niż wcześniej. W sposób bardzo powolny, wręcz namaszczony. I wtedy Tsu przeżyła wstrząs.
Odbijające blade światło księżyca dodało dostojeństwa broni, która była mieczem kobiety, która dowodziła ich ostatnią misją. Mężczyzna podniósł ją prawą ręką, po czym przemówił spokojnym głosem.
-Płyń, Rejivaaka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nemo dnia Sob 19:31, 12 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nemo
Anna Maria Wesołowska



Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: SSVD

PostWysłany: Sob 12:22, 19 Kwi 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

-Niesłychane! To TY byłeś tym, który zapytał, tak w ogóle....inna sprawa, że nie odpowiada się na pytanie pytaniem, no ale JA mogę, yhym...
To, ze Kajitsushu w momencie przyjmowania postawy bojowej było przyozdobione uniesieniem lewej wargi, skutkując półuśmiechem, mogło być albo pewnością siebie, albo równie dobrze robieniem dobrej miny do zlej gry.
-Nadchodzę!
Chwyciła pewniej swój Zan, kierując go skosem ku ziemi, a następnie rozpoczęła bieg ku swojemu przeciwnikowi, ustawiając się tak, by po ewentualnym cięciu móc kontynuować sprint ku drzewom, bez tracenia czasu na skręcanie. Mężczyzna słuchał jej z kamienną miną, z podniesionym wzrokiem, spoglądając z góry na kobietę. Ostrze jego Zanpoaktou zaczęło się falować, po czym stało się niemal zupełnie przeźroczyste. Stal w pewnym momencie znikła zupełnie, pozostawiając w ręku czerwonowłosego mężczyzny jedynie błyszczącą, bogato zdobioną klingę.
Gdy Nobu zaczęła na niego szarżować, mężczyzna nadal stał w miejscu, opuścił jedynie pustą rękojeść broni, po czym włożył ją w jedną z wewnętrznych kieszeni swojego kimono. Młoda Shinigami była coraz bliżej przeciwnika, kiedy poczuła, że wokół niej zaczęło narastać kolosalne stężenie duchowych cząsteczek. W jednym momencie ziemia po obu stronach Shinigami niemal eksplodowała, odrzucając drobne kawałki brązowej ziemi na boki. Po lewej, jak i po prawej stronie Nobu pojawiły się dwie ogromne macki. Najdziwniejsza była ich konsystencja, nie wyglądały bowiem ani jak ciało stałe, ani jak gaz, wydawało się być czymś pomiędzy, dowolnie zmieniającym się tworem, w zależności od wykonywanych ruchów. Lewa macka popędziła z zawrotną szybkością w kierunku dziewczyny, a była naprawdę ogromnych rozmiarów. Najprościej było ją porównać kilku wagonów pociągu – ogromna masa wciąż zbliżała się w kierunku biednej ofiary, ryjąc przy tym ogromny lej w ziemi, co zdawało się nie być żadną przeszkodą, żadnym spowolnieniem dla gigantycznej macki.
-Hoh...
Nie wyglądało to najlepiej.
-...ta mrukliwość, to spojrzenie, to Shikai.
Jej oponent należał do dość wysokiej klasy, trzeba było mu to przyznać.
-Dziwie sie, ze Kuchiki jeszcze nie wyrwał od Ciebie ostatniego grosza w sadzie za łamanie praw autorskich.
Prawa macka była pewnie po to, by capnąć ja, gdy spróbuje umknąć lewej. To było klasyczne.
Klasycznie skuteczne, niestety. Jak sobie z tym poradzić? Gah...Próba zderzenia ich ze sobą raczej nic by nie dała. Równie dobrze trzecia może być tuż pod nią. Co z ich zwrotnością?
Hm.
Młoda Shnigami oderwała się od ziemi, tuż nad powierzchnią macki, która, częściowo ryjąc w ziemi, częściowo będąc na powierzchni przeleciała pod nią z ogromną szybkością. Dziewczyna poczuła ogromny chłód, który dotknął jej stóp, będących najbliżej zabójczej materii pod nią. Będąc w powietrzu, korzystając z księżyca rozświetlającego wszystko pod nimi, chwyciła ostrze swego Zanpaktou w obie ręce. Sztuczka była bardzo prosta, jednak miała szanse odnieść powodzenie. Posługując się blaskiem stali, chciała oślepić swojego przeciwnika. Łapiąc promienie ogromnego księżyca nad ich głowami, skierowała odbicie prosto w twarz przeciwnika. Ten odruchowo podniósł dłoń do góry, aby chronić swoje oczy, jednocześnie widząc przebieg całej walki. Młoda Shinigami wylądowała w dosyć pokaźnym leju, który pozostawiła po sobie gigantyczna macka. W momencie styku jej stop z rozoraną ziemią spostrzegła ogromny cień rozprzestrzeniający się nad nią. Pozostała macka znajdowała się w dominującej, pionowej pozycji, po czym nagle, impulsywnie opuściła się w dół, lecąc całym swoim impetem prosto w kierunku Nobu.
-To nie ja je kontroluje, Shinigami. Są po prostu posłuszne mojej woli. . Pomimo ogromnej maci, która z szokującym impetem leciała na spotkanie z ziemią, młoda dziewczyna wyłowiła spokojne słowa jej przeciwnika, stojącego wciąż w tym samym miejscu, wciąż w tej samej pozycji. Nie był zbyt przejęty potyczką.
-Uh-oh.

Cały świat zamigał przed jej oczami, gdy nagle straciła czucie we własnym ciele. Odczuła jedynie szarpnięcie, potem drugie i trzecie, kiedy nagle znalazła się w powietrzu, obserwując łąkę pod sobą ze zbyt wysokiego, aby można poważyć o bezpieczeństwie, pułapu. Potem było tylko uderzenie, gruchnięcie. Chwilkę potem poczuła ból, wszystkie kończyny, każdy skrawek jej ciała dał o sobie znać w miej lub bardziej bolesny sposób, ale najmniej miło zapamięta chyba plecy. Bez jej woli, bez jej wiedzy stróżka krwi poleciała jej z ust. Odzyskując sprawność umysłu doszła do wniosku, że przeleciała ładne paręnaście metrów, jeżeli nie więcej. Nie taki daleko obok znajdowała się ogromna kałuża lodowatej, stało-gazowej materii, co było najlepszym świadectwem na siłę, z jaką coś, co jeszcze nie tak dawno temu przypominało mackę, uderzyło w ziemię. Wstając na chwiejne nogi zobaczyła, że pozostała macka już gna w jej stronę, tak samo jak poprzednia, żłobiąc w ziemi ogromny lej, rozsypując za boki grudy ziemi.
-Poddanie się będzie brane pod rozwagę. – doleciał do niej głos mężczyzny, który tym razem uśmiechnął się w jej stronę, chociaż ona była zbyt zajęta, aby to zobaczyć. Najwyraźniej brał jednak przyjemność z tej walki. Wyciągnął z kieszeni paczkę własnoręcznie robionych skrętów, po czym zapalił jednego, używając malutkiego płomyczka, który pojawił się przez chwilę na jego wskazującym palcu.
-Swoją drogą, co sądzisz o waszej przywódczyni, Harace? . Ciężko było stwierdzić, czy osobnik naprawdę oczekiwał odpowiedzi, czy spodziewał się, że następne uderzenie doszczętnie zmiażdży jego przeciwniczkę.
To było odrobinę, odrobinę, ale to naprawdę odrobinę bolesne. Za to dużo bardziej było dystyrbujące. O tak. Nie wiedziała, co właściwie się stało. Była zakręcona. A praktycznie, już niedługo, zapewne wykręcona.
Znowu.
Skupiła mniej więcej wzrok, gdy jej przeciwnik zaczął coś tam mówić. Uśmiechnęła się połową twarzy.
-Haraka?
Jeśli poprzednie sytuacje nie wyglądały dobrze, to brakowało już jej słów by określić aktualną.
-Robi wokół siebie więcej szumu...niż zasługuje. I od...a raczej, DO kiedy była moją, naszą przywódczynią?
Powstrzymanie tego nie było zbyt możliwe. Heh. A może wykorzystać to...? Ale to nie byłoby takie łatwe, plus nie wiedziała czy jej ciało da radę...bah.
-Poddanie sie? Moje, czy Twoje?
Cóż miała do wyboru?...
Kamikadze. Tia.
-Chociaż ja chętnie skorzystałabym z pięciominutowego odpoczynku.
Młoda Shigami zaczęła biec w kierunku swojego przeciwnika, pociągając za sobą ogromną mackę, która podążała za nią, tworząc ogromne wyrwy w ziemi. Nobu biegła ile sił w nogach, lecz ogromne skupisko dziwnej materii było o wiele szybsze. Na plecach poczuła lodowate zimno, które z każdą sekundą stawało się coraz większe, coraz bardziej bolesne, gdy przywierało do jej skóry. Mimo wszystko czerwonowłosy mężczyzna również był coraz bliżej, dzieliło ich raptem kilkanaście metrów, była już niemal przy nim, widziała dokładnie jego całego.

Z papierosem ustach, spoglądając na młodą Shinigami spod byka, jak gdyby poważnie zastanawiając się, co chce teraz zrobić, mężczyzna wciąż stał w miejscu. Nagle jego twarz rozpromieniła się, widząc Nobu biegnącą w jego stronę. Wyciągnął przed siebie ręce, w geście przyjaźni, jak gdyby oczekując uścisku od przyjaciółki, która biegła w jego stronę. Minę miał wtedy naprawdę parszywą – malowało się na niej prawdziwe rozbawienie, zachwycenie widowiskiem. Mężczyzna widział, jak ogromna macka niemal dotykała jego przeciwniczki, zamieniając wszystko pod jej stopami w pył, będąc raptem kilkanaście centymetrów od jej pleców. Niemniej ona biegła dalej, z determinacją w oczach, starając się jak to tylko możliwe. Godne podziwu?

Młoda dziewczyna minęła go, pociągając za sobą ogromną masę materii, rozpędzoną, destrukcyjną i niszczącą wszystko na swojej drodze. A on stał tam dalej, z wyciągniętymi dłońmi w geście przywitania.

Materia rozszczepiła się na dwie części, dwie mniejsze macki, które ominęły swojego pana z lewej i prawej strony, po czym, tuż za jego plecami ponownie zaplatały się w jedną całość. Czerwonowłosy odwrócił się, szukając wzrokiem młodej Nobu. Ogromna macka zatrzymała się, poruszając się falowo w jego pobliżu, niczym piesek w nogach swojego pana.
-Naprawdę sądziłaś, że będziesz w stanie wykorzystać moją broń przeciwko mnie samemu? – na twarzy mężczyzny malował się triumfalny uśmiech, który znikł jednak bardzo szybko, zamieniony na minę świadczącą o pewnej dozie rozczarowania.
-Przypominasz mi teraz zaszczute zwierze, nic więcej. Nawet nie wiesz, jak komicznie wyglądasz, uciekając przed Rejivaaką. – mówiąc to poklepał kilka razy larwę obok siebie. Pozostała pojawiła się chwilę potem, zajmując swoje miejsce po przeciwnej stronie.
-Czyżby twój strach o życie był większy niż wola do walki? Jeżeli tak, uciekaj w takim razie. Z chęcią to zobaczę…
Ziemia zaczęła drżeć, aby po chwili odsłonić pierwsze pęknięcia. W jednej sekundzie, w tym samym momencie z pęknięć wydobyło się coś na kształt pary, która w błyskawicznym tempie otoczyła cały teren, zaczęła gęstnieć, formując świetnie znane Nobu kształty. Kolejne macki. Była okrążona przez siedem kolejnych, kołyszących się na boki, długich, grubych i giętkich skupisk zabójczej materii.
-Skup się idiotko i zacznij walczyć! Mogłabyś czasem polegać również na mnie. On ma racje, jesteś jak zaszczuty szczur!
Tym razem głos nie wydobył się z ust jej przeciwnika, lecz odbił się echem po jej własnej głowie. Słyszała ten głos już o wiele wcześniej.
***
To było...surrealistyczno psychodeliczno niezwykłe.
Czyli ujmując prościej, dużo prościej i jakże bardziej ekspresywnie, dziadowsko nienormalne. Kajitsushu była przez chwile zupełnie zbita z tropu, a w nagłym przypływie irytacji i agresji, spośród jej zaciśniętych warg wymknęło się mrukliwe, niezbyt przemyślane i ogólnie zasłaniające fakt, iż jest zupełnie wytrącona z równowagi., stwierdzenie
-...to były cztery słowa, wiesz?
W sali zapanowała grobowa cisza, dokładnie tak jak przed chwilą. Nic, zupełnie nic nie wydawało żadnego dźwięku. Nie dało się usłyszeć dźwięków z zewnątrz, żadnego stąpania po posadzce, hałasów dobiegających z niższych kondygnacji, nic z tego. Nagle, bez jakichkolwiek dźwięków, wszystkie sześć łóżek zaczęło lekko drżeć, jak gdyby poruszane delikatną siłą, oddziaływującą na nie jedynie w niewielkim stopniu. Łóżka zaczęły ruszać się coraz gwałtowniej, powodując również ruch zwłok na nich położonych. Młoda Shinigami poczuła, jak głos, dokładnie ten sam, co przedtem zaczął coś mówić, jednak urwał w pół słowa, dało się odnieść wrażenie, jak gdyby dziwaczny, wewnętrzny głos został przez coś zdławiony, zablokowany.
Zamiast tego młoda Shinigami poczuła ogromny nacisk na swoją głowę, ponownie poczuła zawroty. Ból z okamgnieniu stał się nie do wytrzymania, jak gdyby kryło się za nim coś więcej niż tylko fizyczna powłoka. Ponownie usłyszała jakiś dźwięk, jakieś niewyraźne słowo, które błyskawicznie zostało przytłumione. Ból był coraz silniejszy. Nobu upadła na kolana, tracąc ostrość przed oczami. Białe plamki pojawiły sięprzed jej oczami, obraz zaczął się rozmazywać i wirować.
Nagle wszystko ucichło.
Stała na dachu jakiegoś budynku, obserwowała ogromny cień pod sobą. Poruszał się w dziwny, powolny sposób, poruszając swoim bezkształtnym, owalnym cielskiem na wszystkie kierunki, najwyraźniej się rozglądając. Tylko czym, istota nie miała żadnych kończyn, oczu ani innych cech szczególnych. Właściwie, nie miała żadnych cech. Jeszcze niżej spostrzegła jakiś kształt, osobę w szatach Shinigami, która biegła przed siebie. Nagle ziemia pod jej stopami się rozstąpiła, wypełzły z nich dziwaczne, powykrzywiane i powybijane w stawach i brakach ręce, które błyskawicznie złapały ją za kostki. Chwilę potem gigantyczny cień runął na nią całym swoim impetem. Ona, obserwując wszystko z dachu budynku nie była w stanie nic zrobić, była sparaliżowana, czując silne mrowienie.

Ponownie obudziła się na posadzce, na której leżała jeszcze nie tak dawno temu. Znajoma sala po raz kolejny wyglądała tak samo, nie było w niej żadnych różnic, przynajmniej widocznych po pobierzenym rozejrzeniu. No, może poza jedną. Na jednej z prycz siedziały jej zwłoki, podparte dłońmi na kolanach, wpatrujące się w nią świdrującym spojrzeniem, czarnymi jak noc oczami, widocznymi nawet pomimo wielu złamań, stłuczeń i ran twarzy.
Co to miało być? Ktoś, coś, wyraźnie się nią bawiło. I robiło to w irytujący sposób. To znaczy...
Nie było to wcale takie pewne, ale lepsza taka myśl niż przypuszczenia, że naprawdę jest już martwa, prawda?
Gorzej, że ten ktoś mógł z nią tutaj robić, co chciał. Drań. Albo drańka.
W końcu wylądowała znowu w tym "szpitalnym" pomieszczeniu, tylko po to, by zostać skonfrontowana z sama sobą w wersji undead. Ukrywając zmieszanie, uśmiechnęła się, i mruknęła, przyglądając się z ukrytą w duszy niepewnością truposzowi.
-A jednak miałam racje. Takie brzydkie oczy nie mogą być moje.
Co mogła symbolizować scena z tym dziwnym cieniem? Miała dziwne, niefajne skojarzenia, że mogło się to odnosić do jej spotkania z Menosem. Well, hell...Cero happens. Mimo wszystko, to wszystko wywoływała u niej nieprzyjemny dreszcz.
Jej ciało, siedzące naprzeciw niej, nagie i połamane, wciąż wpatrywało się w nią, świecąc swoimi dużymi czarnymi oczami. W głosie Nobu po raz kolejny zabrzmiał dziwny dźwięk, który znikł tak szybko, jak się pojawił, tym razem był tylko nieco bardziej rozciągnięty. Ciało, przekrzywiając głowę nieco na bok, zaczęło mówić, a raczej wylewać z siebie słowa. To był jej głos, tego była pewna, ale nie była w stanie zrozumieć ani jednego słowa. Ostre końcówki, poszarpana mowa, pierwszy raz słyszała coś takiego.
-e daj s dot !
Echo dziwnego zdania przeleciało przez jej głowę. W dziwacznym głosie wewnątrz siebie poczuła… panikę? Ciało powoli wstało, wciąż wpatrując się w Nobu, po czym ruszyło w jej stronę powolnym krokiem, używając nienaturalnie powyginanych oraz połamanych nóg. Powoli wyciągnęło jedną rękę w jej stronę w czułym geście. Na twarzy zwłok pojawił się szczery, radosny, nawet promienisty uśmiech.
-Poszukujesz miłości i czułości, eh...?
Lubiła dodawać sobie odwagi, zgrywając przed sobą fajną, opanowaną osobę, dodawało jej to pewności siebie w trudnych sytuacjach, co pozwalało jej być nieco bardziej opanowaną niż jej bardziej normalne i mniej obyte z piciem, siekaniem i okłamywaniem, koleżanki.
-Wybacz, ale nie mam NAJMNIEJSZECH ochoty na zasmakowanie nekrofilii. Może kiedy indziej?
Miała dziwne wrażenie, poparte niedawnymi doświadczeniami, ze dotykanie tego czegoś nie skończy się najlepiej. Gorzej, ze najbliższe łóżko było jakieś cztery metry z tylu. Heh. A ona leżała. Uśmiechając się troszkę niepewnie, nie spuszczając truposza z oka, powróciła do pozycji czegoś będącego skrzyżowania przysiadu z klęczkami. Kiedy Nobu wykonała sprężysty przewrót w tył, po czym wróciła ponownie do wyprostowanej pozycji, chwytając za jedno z łóżek, dziwacznego, poskręcanego i połamanego ciała już nie było. Zamiast tego, tam, gdzie przed chwilą się znajdowało, posadzka była dziwnie porysowana, jak gdyby zdarta jakimś twardym i ostrym materiałem.
Silny ucisk nagle zacisnął się na jej ramieniu, posłał ją na ziemie, przewracają ją na zimną posadzkę, plecami do dołu. Chwyt zdawał się być tytanicznie mocny, nie do wyswobodzenia. To jej ciało, teraz górujące nad nią, wpatrujące się w jej twarz swoimi ogromnymi, błyszczącymi, czarnymi oczami. Ich głowy, oddalone od siebie raptem o kilkanaście centymetrów były teraz tak różne od siebie, ale tak naprawdę zupełnie podobne. Ciało ponownie się uśmiechnęło, drugą, wolną ręką dotykając delikatnie jej włosów, głaszcząc ją po czole, zakładając kosmyk za jej ucho. Nobu, po raz pierwszy od kiedy odzyskała świadomość, poczuła bicie serca, choć i to doznanie nie wydawało się być zwyczajne. Dziewczyna miała wrażenie, że jej klatka piersiowa zaraz pęknie, rozsadzona od środka. Puls serca czuła nawet w uszach, ogromne dudnienie, które odczuwała na swoim całym ciele. Czarne oczy, dokładnie nad jej własnymi, wciąż patrzały na nią wesołym spojrzeniem. Po głowie Nobu poraz kolejny przelał się dziwny, zduszony dźwięk, tak jak już kilka razy. Po sekundzie zdał się jednak ponownie atakować jej czaszkę, tym razem ze zdwojoną siłą.
-Nie daj się mu dotknąć! – Kobiecy głos krzyczał… Nie, on wrzeszczał w jej głowie, niemal palił jej czaszkę od środka.
Wtedy Nobu poczuła na swoim ustach usta zwłok. Zimne, suche i pękające, chwilę potem szorstki język. Choć może to się jej tylko wydawało? Percepcja zaczęła nagle wirować. Po raz kolejny straciła świadomość, w momencie, kiedy poczuła na swoim ciele inne, chłodne i kościste.
***

-No więc jak będzie? Bawimy się w kotka i myszkę, czy mam cię zgnieść od razu, Myszko ? Czerwonowłosy mężczyzna stał przed nią, z rękoma splecionymi na kaltce piersiowej. Wyraźnie triumfował, co zradzał jego szeroki od ucha do ucha uśmiech. Między zębami przytrzymywał wciąż jeszcze tlącego się papierosa, którego delikatnie obracał językiem to w lewo, to w prawo.
-Widzisz, walka zdaje się być już przesądzona. Zastanawiam się tylko, jak cię wykończyć, żeby bolało jak najbardziej. – wysoki, stosunkowo chudy mężczyzna poprawił kosmyk swoich włosów, po czym popatrzył na swoją „ofiarę” tym samym władczym spojrzeniem, co poprzednio.
-Myszko? .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Henshu




Dołączył: 15 Lis 2006
Posty: 130
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 12:56, 19 Kwi 2008    Temat postu:

Soyer w ciszy skakał po kolejnych dachach. To działo się dla niego za szybko. Zbyt szybko, niemal mimowolnie…. Nieprawda. Chciał tego. Pożądał takiego rozwoju sytuacji niemal od samego początku. Sprawy się nieco komplikowały. Spojrzał na ciało zgięte w pół, które jego towarzysz miał przełożone w świetle księżyca. Uśpił ją, zrobił to jednym ruchem. Był świetnie przygotowany do tej akcji. Dał mu mały odłamek jakiegoś dziwnego minerału. „Będziemy niewyczuwalni dla innych….”. Skąd oni mieli takie zabawki ?! Soyer nie pomyślał o jednej, dosyć poważnej sprawie. Nawet, jeżeli wszedłby w posiadanie pudełka z Shaolem, nie byłby w stanie go otworzyć. Zamiast tego miałby na karku całe Społeczeństwo. To nie skończyłoby się za dobrze. Ponownie spojrzał w bok, najpierw na śpiącą Harakę. W świetle księżyca również wydawała się bardzo ładna. Żałował, że sprawy potoczyły się właśnie tak, w innym wypadku mógłby wyciągnąć z tego znacznie więcej korzyści. Choć… być może byłby teraz wypatroszonym trupem, jakim niemal na pewno stał się Shidehara. Potem jego wzrok przeniósł się na mężczyznę obok. Długie, czerwone włosy, blizna na oku, jasna karnacja, szczupła sylwetka i strój Shinigami. Nigdy nikogo takiego nie widział w całej Społeczności, a za sprawą bruzdy na twarzy na pewno zapamiętałby go na nieco dłużej. Kim on był? Działał z sojusznikiem, był świetnie przygotowany, miał różnego rodzaju zabaweczki, które pierwszy raz widział na oczy…

Nagle mężczyzna pokazał ręką, aby się zatrzymali. Położył delikatnie ciało kobiety na dachu zaraz obok siebie. Soyer zwrócił uwagę na tą delikatność. O ile w stosunku do niego samego był skłonny zabić go jednym, niechlujnym ciosem, z nią obchodził się jak z największym skarbem. Dziwne…

Czerwonowłosy mężczyzna odwrócił się i chwycił za rękojeść Zanpaktou Haraki. Dopiero teraz Soyer zdał sobie sprawę, że wcześniej mężczyzna najprawdopodobniej nie miał żadnej broni. Soyer powędrował za wzrokiem swojego towarzysza. Ktoś ich jednak śledził… Jego serce uderzyło szybciej, gdy rozpoznał, kto to taki. Ale przecież… ona nie żyje!

Dziewczyna, która wykonywała z nimi dzisiejszą misję, została zmasakrowana przez Menosa. Nie był w stanie wyczuć jej reiatsu, nie znaleźli nawet jej ciała. Jak, do cholery, ona się tutaj znalazła. No cóż… kolejna przeszkoda na jego drodze. Mężczyzna obok zniknął, a zanim Soyer zdał sobie z tego sprawę, kilka budynków dalej walka trwała już w najlepsze. Snopy iskier rozświetlały nocne niebo, gdy Zanpaktou dwóch Shinigami się ze sobą zderzały. Coś tutaj nie grało… od kiedy tamta suka była taka dobra? Uderzenie, błyskawiczna kontra, piruet, unik, uderzenie, uderzenie… była szybka, cholernie szybka. Soyer przełknął ślinę. Ich walka przypominała raczej błyskawiczny, nieco makabryczny taniec. Ich ruchy niemal się rozmazywały. Niemal. Nie było to jednak nic, co przerastałoby Soyera. Znał się na tym lepiej, niż ktokolwiek inny z jego rocznika. Czerwonowłosy miał przewagę, chociaż mogło wydawać się inaczej. On… walczył się dla zabawy? Nie potrafił tego określić, w każdym razie nie nie używał całej swojej siły. Jedno nie przestawało dziwić Soyera. Jakim cudem z taką precyzją posługuje się mieczem obcego Shinigami...

Cóż, nie było czasu do stracenia. Kucnął nad śpiącym ciałem Haraki. Była jak zabita, zdradzały ją tylko jej krągłe piersi, wskazując na aktywny oddech. Chwycił naukowiec za ramiona, po czym niedbale przerzucił przez ramię. Była leciutka. Wiedział, gdzie miał się udać, pamiętał rozmowę z czerwonowłosym. Tereny Rokungai były już w zasięgu jego wzroku. A tam znajdowała się istota, która potrafiła otworzyć Shaola… zwierzęcy uśmiech pojawił się na jego twarzy.

-Zabawimy się, gdy się obudzisz! – powiedział do śpiącej kobiety, którą niósł przewieszoną przez ramię. Nie żartował. Wyciągnął język na myśl o przyszłych zabawach, po czym po raz ostatni spojrzał za siebie, na walczącą parę. Właśnie szarżowali na siebie z ogromnym impetem, zderzając się i powodując wybuch pyłu pod ich nogami.

-Proszę, proszę. Ta mała kurewka jest całkiem niezła… – powiedział do siebie, po czym ruszył w kierunku Rokungai.

Czuł dreszcz podniecenia. Miał przy sobie Shaola, niedługo będzie w jego posiadaniu. Zadziwiające… gdyby od samego początku wiedział, czym jest Shaol zabiłby Harakę o wiele, wiele wcześniej. Suka nie powiedziała im wszystkiego. W zasadzie, nie powiedziała najważniejszej rzeczy o tym artefakcie. A miała co ukrywać… Soyer nigdy nie sądził, że Shaol naprawdę był tym, co powiedział mu czerwonowłosy. Gra była kurewsko warta świeczki. Ponownie uśmiechnął się do księżyca, odsłaniając rząd ostrych, trójkątnych zębów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Henshu dnia Sob 12:57, 19 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
famir




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Sob 14:10, 19 Kwi 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Obudził się nagle zlany potem. Znowu miał ten koszmar... uciekał przed czymś, ale nie był do końca co to dokładnie było. To tak jakbyś czuł ogromny strach, któy przejmuje nad tobą kontrolę i każe Ci uciekać jak najdalej. Czuł jednak że to "coś" nie jest mu wrogie... i to było dziwne i najbardziej przerażajace z tego wszystkiego. Uspokoił się i zauważył na stoliku koło łóżka dziwną kopertę. Zdziwiony otworzył ją i wysunął podłużny kawałek papieru na którym była zapisana wiadomość: "Masz narysować coś wesołego Jin-chan, albo napuszcze na Ciebie Ken-chana Razz" Rysunek miny z wystawionym językiem jak i ogólna treść sprawiły, że strach spowodowany koszmarem zniknął jakby nigdy nic dając zapowiedź nadchodzącej irytacji. Haishiro przewrócił na bok oczami.
-Przeklęta mała smarkula....
Powiedział myśląc z lekkim zniesmaczeniem o swojej "pani porucznik". Powoli wstał, ubrał się w uniform, przełożył flet przez pas, zanpaktou na plecy by na końcu wyjść ze swojego pokoju-pracowni. Zaczął spacerować po Społeczności Dusz nieświadomy tych dziwnych zdarzeń, które miały w tej chwili miejsce. Nagle usłyszał dzwon bijący na alarm.
-Co się...
Nie dopowiedział pytania retorycznego ponieważ obok niego przebiegło kilku shinigami zmierzających do jakiegoś miejsca. Znał procedury i regulaminy a szczególnie te, które dotyczyły jego dywizji więc ruszył za resztą mając nadzieję, że tym razem to fałszywy alarm.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez famir dnia Sob 22:22, 19 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sierak




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: D.G.

PostWysłany: Nie 13:27, 20 Kwi 2008    Temat postu:

Shideharu poczuł jakiś ruch za swoimi plecami. Otry świst przeciął powietrze za nim, w tym samym momencie poczuł delikatny, miły dla nosa zapach fiołków. Sekundę potem cały teren, każdy dach baraków został otoczony przez Shinigami w charakterystycznych, czarnych strojach zabójców. Pojawili się zupełnie znikąd, tak samo jak postać za jego plecami.

-Co się tutaj stało, szeregowy?

Do jego uszu doszedł delikatny, ale lodowaty ton. Soi Fon przeszła obok niego, roznosząc jeszcze więcej subtelnego zapachu. Najwyraźniej była podczas brania kapieli, bowiem jej włosy wciąż były jeszcze wilgotne i posklejane. Można powiedzieć, że wyglądała naprawdę słodko i seksowanie, gdyby nie jej lodowate spojrzenie, którym na chwilę rzuciła w stronę Shinigami. Gdyby lodowate oczy mogły zabijać, Shideharu już dawno by nie żył. Szczupła kobieta rozejrzała się, przyglądając się śladom walki. Podparła się pod biodra, najwyraźniej oceniając, co mogło się tutaj stać.
Białowłosy spojrzał się na kapitan. Ciarki przeszły mu po plecach, kiedy poczuł jej lodowate spojrzenie na sobie. Odpowiedział.

-Nie wiadomo. Intruzi, shinigami, co najmniej jeden, miał wbudowane w rękę... oko, które pochłaniało każde Kidou, które skierowałem w jego stronę. Przed chwilą uciekł, więc może uda się jeszcze go dorwać.-

Soi Fon odwróciła się w jego kierunku, oczy miała zwężone niemal w szparki. Cisi zabójcy wokół nie ruszyli się nawet o centymetr, stali na swoich pozycjach, trzymając dłonie na rękojeściach swoich małych sztyletów.

-Oko? O czym ty mówisz, szeregowy?

Nagle, nie dając wejść w słowo Shideharu, między dwójką Shinigami pojawił się posłaniec. Shuppo, oni byli w tym bardzo dobrzy. Mężczyzna sprawiał wrażenie bardzo zmęczonego, najwyraźniej zależało mu na szybkim spotkaniu.

-Pani kapitan!

Mężczyzna złapał kilka oddechów. Naukowcy ze skrzydła wykryli jakieś dziwne punkty na skanerach.

-Dziwne punkty?

Soi Fon spojrzała na niego z lekkim podirytowaniem.

-Mów dokładniej….-

Mężczyzna najwyraźniej sam wiedział niewiele więcej. Zakłopotany, ze wzrokiem wbitym w podłogę wykrzyczał.

-Skrzydło laboratoryjne nie ma pojęcia, chyba nigdy nie zetknęło się z czymś takim, z takimi falami. Jest ich kilkanaście i co chwila pojawiają się nowe. Mamy intruzów, coraz to kolejne sygnały pojawiają się na Pograniczu. Od momentu pojawienia się pierwszego punktu jest ich już kilkanaście. Dodatkowo… rozpoznajemy tylko jeden z nich. Bez problemu udało nam się ustalić tożsamość tej jednostki. Niejaka Nobu Kajitsushu, szeregowa ósmego oddziału.

Soi Fon po raz kolejny zmarszczyła brwi. Z błyszczącymi włosami od wody, szczupłą posturą i rumieńcami od ciepłej pary na policzkach zupełnie nie wyglądała na bezwzględną kapitan, jak czasem o niej mawiali.

-Co ona robi w tamtym miejscu?

-Nie wiemy, pani kapitan!-
mężczyzna ukłonił się służalczo.

-Co najdziwniejsze… skrzydło szpitalne oficjalnie potwierdziło jej zgon, ponad trzy godziny temu…-

-NOBU!?-

Wyrwało się Shideharu. Co Ona mogła tam robić!? Uspokoił się jednak i odpowiedział kapitan.

-Oko, dokładnie. Przeciwnik sam w sobie wyglądał dziwnie, był niesamowicie blady, miał podkrążone oczy zupełnie jakby sam nie żył. W dodatku wyglądał na psychicznego, a w dłoni miał dokładnie oko, każde Hadou, czy Bakudou które posłałem w jego stronę zostało dosłownie wchłonięte, czyli Kidou w jego przypadku będzie totalnie bezużyteczne.-

Kapitan była wyraźnie zszokowana wypowiedzią posłańca. Po chwili jej twarz ponownie stała się jednak skoncentrowana. Odprawiła mężczyznę ręką, który znikł tak szybko, jak się pojawił.

-Wystarczy. Jesteśmy w stanie poradzić sobie z każdym przeciwnikiem, niezależnie, jakimi sztuczkami dysponuje. Oddział…
Soi Fon spojrzała po wszystkich szczupłych sylwetkach rozlokowanych na otaczających ich dachach.

-…do Pogranicza, ruszać!
Każdy z zabójców zniknął w tym samym czasie, wzniecając mały tabun kurzu. Kobieta w tym czasie ponownie przyjrzała się Shideharu. Dopiero teraz zwróciła uwagę na pospiesznie, nie do końca poprawnie ubrany strój.

-Jaki interes miała ta istota napadając cię we własnych barakach, szeregowy? I… zdaje mi się, że znasz jedną z podejrzanych… Nobu. Czy może jednak się mylę?

Kapitan podeszła bliżej mężczyzny, ponownie dało się poczuć przyjemny zapach fiołków. Spojrzała na niego wzrokiem nieufnym, niemal oskarżycielskim.
Białowłosy czując na sobie oskarżycielski wzrok kapitan, szybkim ruchem nogi w tył, właściwie to kopnięciem w pelerynkę zrzucił ją z ramion (całe szczęście nosił płaszcz narzucony na nie), a następnie odkopnął lekko w tył.

-Nie napadła mnie. Będąc w baraku poczułem przed drzwiami dwa źródła reiatsu, z racji że jedno było mężczyzny z którym byłem na ostatniej misji, a który eh... nie lubił mnie zbytnio przeniosłem się na dach kilka metrów dalej. Tam zobaczyłem wiszącego nad drzwiami trupa i mężczyznę celującego mieczem w kark Soyera. Wywiązała się walka, a potem przybyliście Wy. A Nobu? Była z nami na ostatniej misji ale... zginęła od cero menosa... to nie może być Ona...-

Szczupła, młoda i ładna kobieta spojrzała wzrokiem za słowami Shideharu, dostrzegając wiszącego do góry nogami, będącego w nieustannym, pośmiertnym krzyku mężczyznę. Podniosła nieco brew do góry, najwyraźniej oceniając zdolność swojego przeciwnika do oprawiania ofiar.

-Czy to wszystko, co powinnam wiedzieć? .

Soi Fon rozejrzała się wokół, szukając kolejnych poszlak.
Białowłosy zaczerwienił się lekko, co idealnie kontrastowało z kolorem Jego włosów. A jebać, co ma do stracenia, a może dorwią tego skurwysyna.

-No, tego... byłem z kobietą z dwunastego oddziału i... o kurwa!-

Wyrwało mu się, kiedy zdał sobie sprawę, że nie czuje reiatsu Haraki. Podbiegł do drzwi swojego baraku i spojrzał na łóżko. Puste!

-Porwali ją! To już wiem, dlaczego tutaj przyszedł. Abi Haraka, dwunasty oddział została uprowadzona.-

Położył dłoń na swoim zanpakutou, był niesamowicie wręcz wkurwiony, to po to tutaj przylazł. Ale walczył z Nim. Soyer do chuja pana!

-Zabije... skurwysyna... jakkolwiek nie znam się na walce mieczem... to poszatkuje skurwysyna!-

Można powiedzieć, że stracił nad sobą panowanie, gdyż całe Jego zwyczajne opanowanie poszło się jebać. Właśnie poprzysiągł Soyerowi śmierć z Jego własnych rąk, jakkolwiek miałby to zrobić.

-Soyer, Soyer Blowloom. Jedenasty oddział, tylko On mógł ją uprowadzić w czasie, gdy walczyłem z tym trupim kolesiem. Pani kapitan, proszę o jakiekolwiek przydzielenie mnie do poszukiwań, cokolwiek, jeżeli każesz mi siedzieć tutaj, pójdę ich szukać na własną rękę.-

Powiedział niesamowicie spokojnym głosem, niemalże bez emocji.
Soi Fon spojrzała na niego beznamiętnym spojrzeniem.

-Soyer Blowloom powiadasz...

Kobieta najwyraźniej zanotowała to w pamięci, po czym pstryknęła palcem. Chwilę potem pojawił się piękny, czarny motyl. Ruszając swoimi skrzydłami powodował pojawianie się małych, błyszczących drobinek pyłu. Usiadł na dłoni Soi Fon, która, przystawiając go do ucha coś zaszeptała. Motyl odleciał, podążając tylko sobie i kapitan znaną ścieżką.

-Nie, nie przydzielę Cię do żadnej grupy. Szeregowiec nie będzie mieszał się w sprawy, które przekraczają jego kompetencje. Masz zostać w swoich barakach i nigdzie nie wychodzić, to rozkaz. Nie jako dowódcy jednego z oddziałów obronnych, ale jako dowódcy oddziałów szybkiej reakcji. To ostateczne zdanie. Nie będę Cię pilnowała, nie teraz, kiedy całe Społeczeństwo jest postawione na nogi. Pamiętaj jednak, że gdy wejdziesz nam w drogę, że jeżeli dowiem się, że zrobiłeś inaczej, niż ci rozkazałam, będziesz to traktowane jako niesubordynacja oraz… utrudnianie pojmania porywaczy.

Soi Fon spojrzała na niego obojętnym wzrokiem.

-A wtedy wiesz, co może cię czekać, szeregowy.

Kobieta zniknęła na jego oczach, pozostawiając po sobie jedynie lekki, wciąż fiołkowy zapach. Na miejsce przybiegli właśnie pierwsi shinigami, część w szlafrokach, część w pospiesznie ubranych kimono. Każdy spoglądał na Shideharu z pytaniem w oczach. „Co się stało?” „ Co to za facet?” „Widzicie ślady walki?” „Co wywołało alarm?” „Sprowadźcie jakiegoś kapitana!” – tłum przekrzykiwał samego siebie, spoglądając to na Shideharu, to rozglądając się po otoczeniu. Wśród głosów mężczyzna usłyszał również nieco bardziej znajomy. Szczupła, bardzo młoda dziewczyna w koszuli nocnej na ramiączkach i szlafroku przedzierała się przez zaciekawiony tłum, z irytacją i lekkim obrzydzeniem mijając kolejnych, nieraz śmierdzących alkoholem Shinigami. Trzeba było przyznać, że Lina bez dziwnego makijażu, z którego słynął naukowy oddział była niemal nie do poznania.
Białowłosy dostrzegł wśród tłumu Linę. Właściwie to ledwo dostrzegł, gdyż bez makijażu wyglądała zupełnie inaczej.

-W takim razie, następnym razem spotkamy się, jak będzie mnie oskarżać, czy chuj wie co innego robić, pani kapitan. Wy! Mości zgraja, wypierdalać, nic się nie stało, a przynajmniej nic, co powinno was obchodzić. Lina, możesz podejść? Musimy porozmawiać...-

Powiedział najpierw do zgromadzonych, a potem do Liny, zupełnie niepodobnym do Niego tonem nie wyrażającym żadnych emocji. [/i]


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
famir




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:41, 20 Kwi 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

Jin miał bardzo złe przeczucia względem... kurde - względem wszystkiego. Chyba stał się pesymistą a może to po prostu taki dzień był... kto wie, kto wie. Biegł jak najszybciej w stronę baraków i to co zastał go co najmniej zdziwiło.
"2th Dywizja? No to się porobiło..."
Sschował się... nie to złe określenie... stanął za pobliskim murem jakby nigdy nic i przysłuchał się jakże ciekawym wypowiedziom swojego znajomego i pani kapitan. Słuchał i słuchał... a kiedy rozmowa się skończyła z wrażenia aż usiadł na ziemie tępo gapiąc się przed siebie zatłoczony natłokiem nowych danych.
"WTF?"
Ponoć co za dużo to nie zdrowo... Jin przetwarzał po koleji dane - Abi porwana... Shideharu walczył z gościem co miał w dłoni oko zżerajace kidou... Społeczność Dusz była atakowana... Soyer był zdrajcą... a Nobu zmartwychwstała! Przez chwilę się zastnawiał czy trafił do domu wariatów czy tylko śni mu się to wszystko
"-Ja pierd... co za dzień..."
Westchnał wstając powoli i klepiąc się po policzku - niewiedział czemu, ale jakoś mu to pomagało w trudnych sytuacjach. Poczekał aż 2th sobie pójdzie po czym wielkim - no może nie tak bardzo - wejściem wkroczył na "scenę".
-Jeśli to choć w połowie wygląda jak brzmi to jest co najmniej nieciekawie. Co zamierzasz Shidehara-chan?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez famir dnia Nie 20:50, 20 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freak




Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 0:52, 22 Kwi 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Leżenie nigdy nie należało do najmocniejszych stron Hageshiego. Jedną z lepszych stron spania było to, że nie należało dokładnie opanowywać tej umiejętności. Dobre i to. Jednak nieznośnym było, że czasami można było zostać przeniesionym (na jakiś czas) do świata bez zasad, reguł, czy innych takich. Za długie przebywanie w filmie (śnie) zawsze kończyło się tak samo. Trudno się było połapać które jest które i co tak naprawdę teraz jest prawdziwe. Normalnie chce się żyć.
Miał sen. A w tym śnie, wszyscy byli różni, bo tak też jest normalnie. Ciężko było cokolwiek powiedzieć o tym, na jakiej planecie wylądował. Wiedział tylko, że oglądał dziwne twarze - znajome i nieznajome. Czuł się jak postać z kiepskiej kreskówki. Co najgorsze - jak mysz laboratoryjna. Biała. Nieważne, bo i tak zaraz poczuł się jakby był dwoma takimi myszami. Zaraz potem film zmienił kadr i przeniósł się gdzieś poza układ normalnego pojmowania, tylko po to, by pojawić się w międzygwiezdnej mgławicy Nonsensus. Aby nikt się nie czepiał szybko znalazł sobie miejsce w pozostałych 1% całego obiektu i usiadł sobie. Coś szarpnęło i Hageshi, który do tej pory nigdy nie doświadczył większych prędkości niż jazda motocyklem oglądał rozmyty obraz wszechświata. Dziwnie przypominał kapitana Zarakiego. Gdzieś obok różnobarwne gazy uformowały się w słowa, których ni jak nie mógł wypowiedzieć na głos, ale był pewien, że je słyszał. O dziwo wcale nie był w stanie sobie przypomnieć skąd, aż ogromny Gwiezdny Zaraki Kenpachi nie zamachnie się mieczem złożonym w gruncie rzeczy z kilku galaktyk. Trochę zresztą już tępawych.
-Spierdolicie... to ja was spierdolę.
Coś podobnego gdzieś słyszał. Niestety, ułamki sekund - niezliczone w czasie maleńkie odrobinki ziaren piasku w klepsydrze sprawiły, że zanim przypomniał sobie dokładną sentencję - już leciał. Bóg jeden wiedział jak bardzo szarpało. Tym razem jednak zrobiło się ciemno, a różnobarwne świetliki, których nie było, przestały błyskać wesoło. Wszystko sprawiało wrażenie lekko spłaszczonego. Zapanowała cisza. W sumie wcześniej był to świst i jakieśtam pojedyncze słowa. Naprawdę, teraz choćby miał krzyczeć, wyklnąłby te pieprzone sny. Z ziemi, o której istnieniu właśnie się dowiedział, wyrosła góra. Tak szybko jak się pojawiła - zniknęła. Nie dokładnie zniknęła - raczej się zapadła. Depresja ? Może góry też mają uczucia, kto je tam wie. Pal licho góry. Gór się nie da palić. To niech licho góry weźmie. Licho nie ma zamiaru się trudzić tylko po to, by podnosić góry. Błędne koło.
To wszystko jakieś... chore.
Nie było tu widać ani nieba, ani słońca. Nie było nawet pieprzonej latarki, co by się rozejrzeć po okolicy. Zapadlina (kiedyś: góra) przesunęła się po ziemi. Prosto pod biednego Shinigami, który z należnym brakiem zdziwienia obserwował delikatne sunięcie szczeliny. Z jaką gracją one potrafią się poruszać wiedział tylko on, właśnie teraz. By za chwilę zapomnieć o wszystkim. Trudno zapamiętywać naprawdę fascynujące ruchy byłych gór, kiedy się spada. Na samo dno. Prosto do piekła, ktoś by powiedział. Piekło jednak się uparło i z każdą chwilą było coraz głębiej. W pewnym momencie dla spadającego zabrakło tchu. Spróbował się czegoś złapać. I w tym też samym momencie w głowie zahuczało mu od dzwonów. Dokładnie. Coś biło na alarm. Może nie coś, a ktoś? Moment. Coś tu nie gra.
-Brawo, Szerloku. - nawet nie wiedział, skąd przyszła mu do głowy taka myśl, ale odczuł niebywałą chęć mruknięcia tego do siebie.
No tak, odgłos szurania palców bo bliżej nieopisanym, stromym zboczu góry, która nie istniała i istnieć nie mogła, na pewno nie był bliski biciu dzwonów.
Jak tylko to sobie uświadomił, był już całkiem pewien, że wszystko wróciło do "normalności". Otworzył szybko oczy i usiadł na łóżku. Dzwony faktycznie biły. Na alarm. Stało się z pewnością coś ważnego. Nie trudno było sobie przypomnieć przepisy, które regulowały zachowanie w przypadku usłyszenia alarmu. Należało niezwłocznie sprawę wybadać. W głowie wirowało mu lekko od fragmentów, jeszcze pamiętanego, snu. Nie było jednak zbytnio czasu na kontemplacje, które przecież można było odbyć w drodze. Nałożył szybko swoje wytarte kimono bez rękawów. Fajki... gdzie te fajki ? Na szukanie fajek też nie było czasu. Westchnął ciężko. Dawno nie miał żadnych przy sobie, a dzień zapowiadał się naprawdę interesująco. Przynajmniej mogło by się znaleźć coś do roboty. Jeszcze jednym powodem było to nieznośne swędzenie/pieczenie w opatrzonych miejscach. Dostarczone medykamenty chyba działały, ale niezwykle natarczywie. Może to one wywoływały te wszystkie dziwne wizje ? Z drugiej strony wolał jednak nie dociekać, co w niego wtarli, grunt, że działało. Chwycił Zana jedną ręką i ruszył ku wyjściu, jednocześnie ważąc go, zupełnie jakby trzymał całkiem nowy miecz. Wszystko jednak było w należytym porządku. Pozwolił sobie na lekki uśmiech. Kto wie, może już wkrótce będzie miał okazję, by przepaść - tutaj trochę zwolnił kroku, niepewnie wykonując następne - zmniejszyć. Zniwelować dystans między nim samym, a całą resztą. W ten sposób przynajmniej będzie mógł sobie zapewnić spokój. Może nie. Nie zaszkodziło jednak spróbować. Krótki sen jednak miał działanie pobudzające. Ruszył w stronę wybitnie głośnego dźwięku alarmu. Po drodze miał nadzieję napotkać grupki, za którymi mógłby dotrzeć do źródła tego całego rabanu.
-W gruncie rzeczy - przyśpieszył - ciekawe ile jeszcze może się wydarzyć, zanim spotkają się z Yamamoto.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lina
Pokaż zdjęcie



Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie

PostWysłany: Wto 15:03, 22 Kwi 2008    Temat postu:

Lina przedzierała się przez tłum zaciekawionych Shinigami. Jedni mieli miny groźne,
napinali muskuły i rozglądali się dookoła, najwyraźniej zapewniając siebie samych oraz pobliskich towarzyszy o swojej gotowości do walki. Inni byli zdezorientowani, stali w szlafrokach, bądź w bieliźnie (kobiety na całe szczęście były na tyle przyzwoite, że zdążyły wcześniej coś na siebie założyć). Musiała ocierać się o każdego z podchmielonych palantów z trzynastego oddziału, zanim dokładnie ujrzała Shideharę. Ci przy tym uśmiechali się chamsko, parszywie i szeroko, według nich najwyraźniej miało to być zaproszenie do czegoś więcej. W zasadzie, było to dla Liny novum. Czyżby wpływ alkoholu miał aż tak silne oddziaływanie na tych palantów, że zainteresowali się groteskową kobietą z naukowego oddziału? Nagle jej gałki nieco się rozszerzyła. No tak, już zupełnie zapomniała, że gdy obudziła się w szpitalu, wszystkie runy zostały z niej zmazane, a jej spojówka wróciła do wcześniejszego stanu… Była teraz ubrana jedynie w koszulkę na ramiączkach oraz rozpięty szlafrok. Wszystko przez ten pośpiech. No tak, to było takie oczywiste, teraz wydawała im się atrakcyjna…

Wbiła łokieć w brzuch jednego z pijanych palantów, gdy zauważyła, że jego brudna, najprawdopodobniej śmierdząca i sucha dłoń wędrowała w stronę jej bioder. Chwilę potem zrobiła to trzeciemu i czwartemu, przedzierając się coraz bliżej swojego nie tak dawnego towarzysza.
Przypomniała sobie o Shideharze. Alkoholik rzucający wulgarnymi, przyziemnymi tekstami. Nie liczący się z nikim ani niczym, totalny luzak, a przynajmniej na takiego się kreował. Nie miała pojęcia, dlaczego dywizja Zarakiego się o niego nie upomniała…

-Hej! Shide… – Jakiś wielkolud (a przynajmniej gigant z jej perspektywy) zasłonił jej drogę. Ponownie przepchała się, walcząc o każdy centymetr, po czym, będąc już niemal przy samym mężczyźnie powiedziała.

-Shidehara, zgadza się? O ile dobrze pamiętam… Co się tutaj stało? Jesteś cały? W ogóle… co z resztą?


Białowłosy gapił się tępym wzrokiem w niebo, zastanawiając się co On może w ogóle zrobić z tym wszystkim. Nie miał w sumie żadnego punktu zaczepienia, już miał odchodzić, gdy usłyszał znajomy głos. Odwrócił się i spojrzał na przybyłą kobietę, początkowo Jej nie poznając.

~A to, kurwa kto znowu jest...?~
Zapadło niezręczne milczenie. Shigekazu tępo gapił się na nią, próbując przypomnieć sobie kto do do diabła jest. W chwili, gdy Jego usta otwierały się w celu zadania oczywistego pytania, przypomniał sobie.

-Eee... Lina, tak? Wyglądasz zupełnie inaczej bez makijażu i w ogóle. Co się stało? Soyer zdradził i porwał Abi, jakoś się trzymam, a z resztą nie mam pojęcia co się dzieje oprócz tego, że Nobu zauważono w pobliżu tego dupka i kolesia, który mu pomagał. Szczerze mówiąc, Twoja pomoc by się przydała. Potrzebuję informacji i khem... pomocy.-
Ostatnie słowo ledwo przeszło mu przez gardło.


Lina podniosła do góry brwi, patrząc z niedowierzaniem na mężczyznę przed sobą. Nie, żeby mu nie wierzyła, bo coś stało się na pewno, ale żeby…

-Powoli, powoli. Jak to Soyer nas zdradził? I jak to porwał Harkę? Porwał?! Przecież to jedna z najsilniejszych członków naszego oddziału. Takich jednostek…
Lina rozłożyła ręce w geście niedowierzania, w geście bezradności.

-takich ludzi nie da się po prostu od tak, porwać! To tak, jak gdyby ktoś porwał kapitana… To jest po prostu niemożliwe. I w dodatku Soyer? Przecież to zwyczajny szeregowiec, zostałby obezwładniony przez panią Abi zanim zdążyłby w ogóle spróbować jej coś zrobić!
Twarz Liny była ścięta grymasem złości. Dziewczyna poprawiła ramiączko swojej nocnej koszuli, po czym skrzyżowała ręce na piersiach, z oczami zwężonymi w szparki spoglądając na Shideharu. Coś tu było nie tak…


Shigekazu spojrzał na Linę beznamiętnym wzrokiem.

-Dokładnie to, co słyszałaś. Abi spała, ja walczyłem z tym gościem, który mu pomagał bo myślałem, że ten chce zabić nas oboje, a ten skurwysyn wykorzystał to i nie wiem jak, zupełnie nie mam pojęcia bo walczyłem wtedy o swoje życie, ale ani ja, ani Ty nie czujemy teraz jej reiatsu, a tym bardziej nie widzimy jej tam.-
Wskazał palcem wejście do swoich koszar.


Haraka ze zdumieniem, ale i jeszcze większą podejrzliwością spojrzała na młodego Shinigami przed sobą. Jej usta zwinęły się w kąciki, gdy wycedziła po cichu…

-Jak to spała? Co ona w ogóle tutaj robiła? I gdzie jest teraz!?


-Spała, no coś, co robisz jak jesteś zmęczona, śpiąca, pijana i nie masz sił już spać i w ogóle. Zaprosiłem ją, a no chyba nie prosiłbym Cię o pomoc, gdybym wiedział gdzie się teraz znajduje, no nie?-


Nie wiedziała, jak zareagować na butę tego mężczyzny. Nigdy nie była dobra w stosunkach z innymi, ale nie przepadała za udawaniem bycia miłą dla osób, które na to nie zasługują. Ten bydlak najprawdopodobniej upił panią Harakę. Cóż, zresztą, czego można było się po nim spodziewać… Jak gdyby dla pewności dziewczyna poprawiła płaszcz na sobie, po czym spojrzała mu w oczy, przygryzając przy tym wargę, najwyraźniej się nad czymś zastanawiając.

-Był z nim ktoś jeszcz?...
Poczuła na plecach nacisk zaciekawionych szeregowców, starających się usłyszeć co takiego ciekawego się tutaj stało. Niemal przyprawiło ją to o napad szału, podobnie jak nieustający alarm, który wciąż grał jej na nerwach.

-Jeżeli to tyczy się tylko i wyłącznie naszej grupy, nie sądzę, aby było to najlepsze miejsce do rozmów, nie sądzisz?
Z odrazą spojrzała na zaciekawionego mężczyznę, który właśnie pojawił się za jej plecami. Ten wycofał się pokornie, choć nie omieszkał rzucić w nią tym znanym wzrokiem męskiej wyższości.


-No mówię, że był jeszcze jeden gość, ale tamten też zwiał. Za to ten drugi był na moje stopnia co najmniej porucznika. Przez całe starcie górował nade mną, a miałem wrażenie, że on nawet się nie męczy.-
Spojrzał na stojących z tyłu innych shinigami.

-No chyba kurwa wasza jebana w dupę mać, mówiłem, żeby stąd wypierdalać! Wasze koszary? Nie, więc długa stąd!-
Ponownie wrócił do słuchania Liny. Wskazał Jej wejście do Jego własnych koszar, i tak nie miał lepszego pomysłu, gdzie indziej można porozmawiać.

-Wejdź.-


Lina minęła wiszące zwłoki nad wejściem do niskiego budynku. Nie robiło to już na niej wrażenia, widziała w życiu tyle zwłok, że przyzwyczaiła się do tego widoku. Ba, połowę widzianych sama kroiła, nieraz na części pierwsze. Ciekawy mógł się wydawać jedynie wieczny krzyk wydobywający się z przestraszonej, wykrzywionej w bólu twarzy. Nie znała go, i dobrze. Nie ma nic gorszego, niż kroić własnych znajomych… Ech, jak to mówią, naukowy oddział naprawdę zmienia człowieka. Z przyzwyczajenia dotknęła wiszącego ciała. Nie czuła żadnego obrzydzenia. Duchowa materia, prawdziwe ciało… wszystko dla niej było takie same. Zwłoki były jeszcze cieplutkie, co świadczyło o naprawdę niedawnym zabójstwie. Ciekawiło ją tylko, kiedy to zdejmą. Pochylając się pod wiszącym trupem weszła do środka. Z dala dało się wyczuć woń alkoholu, prześcieradło na łóżku było całe wygniecione, zmięte i pomarszczone… Nie była idiotką, potrafiła połączyć fakty. Dupek. Odetchnęła, po czym powoli usiadła na skraju łóżka, odsuwając od siebie butelkę z winem. Nie pachniało zbyt przyjemnie, zresztą, jak większość alkoholi.

-Jak wyglądał tamten „drugi?”. I gdzie go spotkałeś, co się właściwie wydarzyło? Bo naprawdę mało co rozumiem z Twojej opowieści. Haraka jakimś cudem spała u ciebie, nagle pojawia się Soyer wraz z jakąś drugą postacią, ten drugi walczy z Tobą, Soyer bierze Abi i ucieka? Musisz się ze mną zgodzić, że to brzmi nieprawdopodobnie. Nasze skanery od razu wychwyciłyby Soyera, tak samo, jak Harakę!


Widok prześcieradeł i rozwalonej kołdry nie zrobił na białowłosym wrażenia. Niech sobie myśli co chce, ale bądź co bądź, to Haraka zaczęła go rozbierać, On chciał tylko pocałunku.

-Nie gap się na mnie, jak na skończonego dupka. Gówno wiesz o tym co się tutaj stało, więc proszę Cię, zostaw swoje naukowe osądy na potem, dla kogoś, kogo one ruszą.-
Z jednej strony guzik go obchodziła reakcja Liny na taką uwagę, a jednak z drugiej właśnie rozgryzł w jaki sposób Aizen był w stanie tak wszystkich omotać. Bądź co bądź, Shigekazu robił dokładnie to samo, tyle że w drugą stronę. To On udawał dupka tylko po to, aby nikt nie posądził go czasem o uczucia.

-Tamten drugi? Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, był trupio blady, miał cienie pod oczami, a w dłoni... miał wbudowane żółte oko pochłaniające Kidou. Nie martw się, kapitan drugiego oddziału też nie mogła w to uwierzyć. Domyśl się, czemu pojawił się tutaj Soyer. Mieliśmy iść wszyscy upić się w trupa w rukongai, a ja zamiast tego zaproponowałem jej przyjście tutaj i napicie się dobrego wina w miłym towarzystwie, nie brudasów z rukongai. Sytuacja wyglądała tak. Wyczułem reiatsu Soyera i jeszcze kogoś przed drzwiami, poszedłem sprawdzić, okazało się, że gość trzyma miecz na karku Soyera, pomogłem mu a ten w tym czasie w jakiś sposób ją uprowadził. Nie wiem jak i czemu. A co do wyczuwanie czegokolwiek kapitan drugiego oddziału też chyba ich nie czuła, bo rozesłała swój oddział na poszukiwania, ale jeden z nich coś mówił o intruzach w rukongai bodajże...-


Lina spojrzała na Shideharu lodowatym wzrokiem. Prawdziwy, bezuczuciowy dupek. Nie rozumiała, co takie jednostki robiły w Społeczności Dusz. Czasami bywały gorsze, niż sami Puści.

-W takim razie nie wiemy, czy Soyer uprowadził Harakę… może po prostu uciekł z nią w bezpieczne miejsce… Nie mam pojęcia, o co tutaj chodzi, ale skoro tamten drugi przystawiał mu ostrze do ciała, nie mogą współpracować ze sobą. Czyli każdy działa na własną rękę…
Lina spojrzała na swoje nogi, poprawiła rąbek swojej nocnej sukienki po czym kontynuowała dalej.

-Nie mam pojęcia, co dzieje się w Rokungai. Pierwsze słyszę o jakichś intruzach. Ale sprawdzę to…
Lina odgarnęła kosmyk włosów, po czym położyła wskazujący palec na uchu.

-Tak, 53, podaj mi koordynaty Soyera. Tak wiem, że to niemożliwe. Tak, wiem, że przekracza to moje prawa i kompetencje. Tak, to też wiem do cholery! A teraz to zrób! Co? Szlag by cię, chyba chcesz, żeby szefostwo dowiedziało się o twoich wnioskach na temat tamtej transfuzji…
Twarz Liny w okamgnieniu rozpromieniła się, choć wyglądało to co najmniej dziwnie, gdy tak rozmawiała „sama ze sobą”. Uśmiech triumfu znikł z jej twarzy jednak jeszcze szybciej, niż się pojawił.

-Jak to nie macie na skanerach pozycji Soyera Blowlooma? Przecież nikt nie potrafi zniknąć od tak! Tak, ja wiem, że skaner pokazuje wszystkie jednostki! W takim razie co dzieje się z Soyerem? Może utworzył jakąś Bramę, sprawdź wszystkie wylotowe! Nah, sprawdzałeś już trzy razy? Co? No przecież… przecież to nie możliwe…
Lina zaklęła pod nosem, na chwilę odrywając palec od ucha, po czym spojrzała na Shideharu. Jej słowa były ciche, na jej twarzy pojawił się grymas niepewności.

-Soyera nie ma w Społeczności Dusz. Nie jesteśmy w stanie wykryć jego fal, żadnego śladu reiatsu, po prostu niczego!
Kobieta ponowie położyła palec na koniuszku swoje ucha, po czym kontynuowała rozmowę.

-53, sprawdź Harakę Abi. Od wieczora nie potrafię nawiązać z nią kontaktu. Sprawdź zarówno ślady reiatsu, jak również fale łączności naszej komunikacji!
Nastąpiła chwila ciszy, którą szybko przerwało przekleństwo Liny.

-Znowu nic?! To… jesteś pewien, że wszystko działa poprawnie? Tak, wiem wiem, ta aparatura nigdy się nie myli. W takim razie, jesteś w stanie sprawdzić, kiedy reiatsu Soyera było wyczuwalne po raz ostatni? Dzięki, jestem Twoją dłużniczką!
Haraka ponownie opuściła dłoń, wpatrując się w mężczyznę przed sobą.

-Zdaje się, że potrzebowałeś mojej pomocy, prawda? .


Wyraz twarzy Shigekazu nie zmienił się. Wiedział, że to całe poszukiwanie guzik da.

-Tak, potrzebowałem. Jedna sprawa na początek, skończysz gapić się na mnie jak na totalnego dupka? To nie moja wina, do cholery że ją porwali, a teraz narażam się kapitan drugiego oddziału organizując poszukiwania na własną rękę... a Soyera zatłukę osobiście... gołymi rękami.-


-Skończ! – przerwała mu Lina, gdy usłyszała o dupku.

-Nie to jest teraz ważne. . W powietrzu dało się usłyszeć dziwne, delikatnie buczenie.

-Słucham Cię! – Lina powiedziała z ożywieniem, dotykając swego ucha. Jej twarz szybko zmieniła jednak wyraz.

-Chcesz powiedzieć, że reiatsu Soyera urywa się dokładnie w miejscu, w którym siedzę? No żartujesz? Jak to „co do centymetra? . Lina ponownie opuściła palec, rozglądając się dookoła.

-Właśnie w tym miejscu siedział Soyer, zanim nie znikł z radarów Społeczności. – powiedziała przytłumionym głosem Lina, gładząc dłonią zmarszczki na prześcieradle, jak gdyby szukając jakichś poszlak. Niestety, nie mogła trafić na nic ciekawego. Łóżko, butelki po alkoholu, szklanki. Zaraz! Młoda Shinigami sięgnęła po jedną z butelek. Powąchała. Nic. To samo zrobiła z drugim naczyniem, zawierającym wino. Pokręciła nosem, przetarła go ręką, po czym zrobiła to po raz drugi. Potem ponownie chwyciła pierwszą butelkę i znowu powąchała. Jej twarz stała się nagle bardzo strapiona.

-W butelce z winem znajduje się związek…
Na jej twarzy pojawiły się kropelki potu.
-Związek stworzony nie tak dawno temu w jednym z naszych laboratoriów chemicznych. .
Przez chwilę nastąpiła głucha cisza. Lina spojrzała w ziemię, nie rozumiała z tego nic, zupełnie nic. Po chwili odezwała się cichym, zdezorientowanym głosem.
-Sam związek nie robi nic. Jednak w zestawieniu z Shinigami, który bez problemu potrafi manipulować cząstkami takich związków… Jest w stanie uśpić, sparaliżować a nawet zabić zainfekowany, bezbronny organizm. Jest tylko jedno ale… Manipulatorami takich związków mogą zostać jedynie członkowie naszego oddziału…
Lina spojrzała z dezorientacją, rozgoryczeniem i skrytą złością w dużych, brązowych i błyszczących oczach.
-Co się tutaj dzieje? – zapytała szeptem, sama nie do końca pewna, czy do siebie, czy do Shidehary.


-Co?-
Zapytał zdezorientowany białowłosy.

-Przecież to niemożliwe. Piwniczka była cały czas zamknięta, jeżeli ktoś nie potrafił się teleportować albo otwierać kłódek bez zamka nie mógł się tam dostać! Przecież sama Abi widziała jak schodziłem po to na dół...-
Rozejrzał się po łóżkach należących do Jego współlokatorów. Nie, oni byli za głupi na takie coś.

-Widzisz? To był Soyer. Słuchaj, naprawdę nie mam żadnych złych intencji, Haraka nie jest dla mnie kobietą, którą chciałem przeleciać, a potem o niej zapomnieć, dlatego tak bardzo zależy mi na odnalezieniu jej, rozumiesz?-
Odezwał się w czasie, kiedy wstawał.

-Masz jakiś pomysł, od czego można zacząć poszukiwania? Może zapytaj kogoś od siebie o to całe oko w dłoni, które wchłaniało Kidou?-


Lina oparła ręce w łokciach na kolanach, po czym schowała głowę, zastanawiając się nad tym.

-Zdaje się, że nie rozumiesz. Zostaliśmy wystawieni przez mój oddział. Nie ma innego wyjścia. Dostać się do głupiej piwniczki z głupim alkoholem to dla nich żaden problem. Przenikanie przez materię, mieszanie cząsteczek.. to przecież banały!
Lina kręciła głową z niedowierzaniem. Nie mogła przecież zostać zdradzona przez własny oddział… Naukowy znany był z radykalnych środków, ale… nie aż tak! Była pełna złości, którą musiała wyładować.

-Nikt „ode mnie” nam nie pomoże, rozumiesz?! Jeżeli to ich sparwka… jeżeli to sprawka mojego oddziału, węszeniem możemy tylko sobie zaszkodzić.
Lina sama już nie wiedziała, co ma robić.Z głową miedzy rękoma, z dłońmi zaciśniętymi na swoich długim włosach spoglądała w ziemię, zastanawiając się, co właściwie miała zrobić. Udawać, że nic się nie stało?


Białowłosy położył dłoń na ramieniu kobiety.

-Czyli siedzimy w tym oboje, ale dlaczego Twój oddział miałby wystawiać Abi? Przecież bądź co bądź należy do dwunastki...-
Sam zastanawiał się co zrobić, mieli teraz przeciw sobie dwunasty oddział i w dodatku tamtych dziwaków.

-Musimy zebrać jak najwięcej ludzi, którym możemy zaufać. Jin i Haishiro wydają się być oczywistym wyborem, a im nas będzie więcej, tym lepiej. Masz może kogoś jeszcze, kto może nam pomóc? Pójście z tym do kapitana nic nie da, w końcu mamy przeciw sobie cały oddział...-




Lina wzdrygnęła się, gdy poczuła na sobie jego dłoń. Nie wiedziała, czy bardziej jest to wywołane niechęcią do mężczyzny, czy może, co zdaje się być bardziej prawdopodobne, brakiem kontaktu z kimkolwiek. Czyjś obcy dotyk wydawał się… naprawdę dziwny, co samo w sobie przez moment wydało się jej straszne.

-Nie, nikt taki nie przychodzi mi do głowy. Jin, Haishiro, Serito… tylko oni. Siedzą w tym od samego początku tak samo, jak my.
Lina podniosła swoją głowę i spojrzała na mężczyznę. Jej włosy były w nieładzie, miała wypieki złości na policzkach, ale wcale jej to nie przeszkadzało. Nigdy nie zwracała zbyt dużej uwagi na swój wygląd.

-Ale… nawet, jeżeli odnajdziemy pozostałych…. Co nam to da? Co właściwie chcemy zrobić? Odpowiednie służby pewnie i tak się już tym zajęły. Nie mamy żadnych poszlak, a chyba nie chcesz iść w kierunku tamtego dziwnego skraju Rokungai. Nie chcesz, prawda?


Czując dziwne wzdrygnięcie się ciała kobiety, trzymał dłoń dalej, zdejmując ją dopiero, gdy się uspokoiła.

-Da Nam dużo. W końcu zawsze to lepiej być w piątkę, niż we dwoje racja? A przynajmniej w poszukiwaniach. W razie konfrontacji mamy większe szanse na przeżycie. Nie zostawie tego oddziałom poszukiwawczym, bo już jeden oddział... można powiedzieć, że wyruchał nas bez mydła. Poza tym, chyba mówiłem Ci już, że Abi jest dla mnie ważna i nie zostawię jej?-


Lina westchnęła. Sama nie wiedziała, co takiego ją motywuje. Była rozdarta. Ślady jasno wskazywały na jej oddział, choć jej serce mówiło jej co innego. Musiała się przekonać jak najszybciej.

-Znajdź więc całą resztę, proszę Cię. Nie mamy czasu do stracenia. Oddział interwencyjny już tam na pewno jest, a jeżeli nie, będzie lada chwila. Nie mamy zbyt wiele czasu do stracenia!
Lina spojrzała na siebie, po czym, nieco niezręcznie, zadała cicho pytanie.

-Sądzisz, że jakaś koleżanka z Twojego oddziału miałaby pożyczyć jakieś kimono? Jak widzisz, jestem nieco nieprzygotowana.
Lina podrapała się niepewnie po szyi, czekając na reakcję mężczyzny.


Shigekazu spojrzał się na Linę z niewielkim rozbawieniem, starał się jednak kryć to jak najlepiej.

-Coś się znajdzie, koszary kobiet są dziesięć metrów stąd na lewo, a póki co masz jedno z moich, w sumie ja sam mam dość wątłą budowę...-
Powiedział podając jej jedno ze swoich kimono, po czym wyszedł z pomieszczenia dając Jej czas na przebranie się.

-Bądź za dwie minuty przy południowej bramie, ja zbiorę pozostałych.-
Po czym wyszedł.


Lina oglądała się za wychodzącym mężczyzną. Przetarła oczy dłonią, sen zaczynał się na nią czaić, czuła jednak, że to będzie naprawdę męcząca noc. Wyczekując zamknięcia drzwi płaszcz zsunął się z jej ramion, potem to samo stało się z jej nocną sukienką.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freak




Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 23:23, 22 Kwi 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Szedł przez znane ulice i uliczki. Miał dość kiepską orientację w terenie, ale pamiętał drogę. Ciężko było zapomnieć, skoro tędy szedł niemal codziennie, nieraz kilkakrotnie. Wszystko wskazywało na to, że sytuacja była dość poważna. Zapewne coś wymknęło się spod kontroli... "jak zwykle" aż cisnęło się na usta. Jednak obowiązek stawienia się na alarm nie był trudny do obejścia. Wystarczyło się gdzieś zaszyć, a i tak w razie czego nikt nie sprawdza listy obecności. Tym razem Hageshiego prowadziła zwyczajna ciekawość. W sumie mógł się nie zrywać z łóżka, ale nie ufał już tym maściom. Przypomniał sobie ich podejrzaną konsystencję, a potem sny, jakie sprowadziły. Miał ogromną ochotę zerwać to wszystko, ale w porę się opanował. Przecież zależy mu również na tym, by rana się zagoiła. Albo jedno, albo drugie. Przynajmniej w tym momencie nie musiał podjąć ostatecznej decyzji. Snuł się alejkami, mijając nieregularne grupy rozpędzonych Shinigami. W sumie nie musiał się już podczepiać na ogon do nikogo, bo zewsząd nadciągali kolejni, także z poczucia obowiązku. Lub ciekawości. Co kto wolał. Właściwie to Hageshii zastanawiał się dlaczego potrzebni są wszyscy. Jeśli ktoś był na tyle odważny otwarcie wystąpić przeciw Shinigami w samym środku Społeczeństwa Dusz, to na pewno nie wróżyło to słabego przeciwnika. Tym lepiej. Wolał sprawdzić się z kimś silniejszym, nie rozumiał satysfakcji, jaką niektórzy mogli czerpać z prostego pokonywania przeciwników. Czekał na wyzwanie od jakiegoś czasu, ale nie spodziewał się Menosa. Mimo wszystko trzeba również zachować ostrożność, rozsądek. Inaczej - przyszłość w postaci dnia następnego, w którym jeszcze będzie żył, była bardzo niepewna. Postanowił jednak już się nie cofać. Wiedział, że brak doświadczenia w walce mógł zgubić na przykład Soyera, który miotał się jak oszalały, by tylko ranić ogromnego Pustego. Nie tędy droga. Mimo wszystko nie było mowy o tym, by następnym razem zwlekał. To prawie grzech przeciwko samej naturze. W końcu był już całko niedaleko miejsca, do którego wszyscy się zbiegali. Ruszył nieco wolniej. Dzięki temu mógł przez moment oceniać sytuację na swój sposób. Wyglądało na to, że sprawcy zbiegli z miejsca zdarzenia. Nie dziwne. Komu brakuje mocy, ten uderza i ucieka. Byle przeżyć. Teoria potężnego przeciwnika nieco padała. Trochę pożałował, że się ruszył z łóżka. Jeśli to wszystko, to ruszanie się było bez sensu. Westchnął lekko, idąc ciągle naprzód.
-Oby było warto.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Nemo
Anna Maria Wesołowska



Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 449
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: SSVD

PostWysłany: Śro 18:43, 23 Kwi 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
-Ponoć najbardziej boli konieczność życia ze świadomością porażki, Kotku.
Hah, zaszczuty szczur? Dużo bardziej wolała pieszczotliwą "Zagubioną Myszkę". Macki mogły bez większego problemu podróżować pod ziemią, gdyby była na jego miejscu...oj, jak chciałaby być na jego miejscu! Ilość macek zwiększała się, czyżby mógł mnożyć je wedle życzenia? A może po prostu z czasem same z siebie dochodziły? Jeśli tak, to miała, lekko mówiąc, przesrane, bo gra na czas odpadała. Ale musiała być jakaś wada takiej kupy macek! Chociażby, no, gorsza ich kontrola lub cokolwiek. Drań z niego, wredny Tentacle Rapist...
Przestąpiła z nogi na nogę, poprawiając sposób chwytania miecza, podejrzliwym wzrokiem sunąc po otaczających ją wrogach. Niech to. Wstyd jej było przyznać się przed samą sobą, ale była zaszczuta. Odrobinkę. Pot spływał po jej pięknym czole. Przynajmniej chciała by był to pot, a nie krew. Złote oczy przewierciły ziemię w poszukiwaniu jakiegoś sympatycznego kamyka, ale, jasna ciasna, ktoś tutaj dbał o to, by ich nie było. Niech to. Irytujące...
Wzruszyła ramionami, próbując uśmiechnąć się beztrosko. Z naciskiem na próbując.
-A co tam.
Gdy Shinigami rozpoczęła swoją szarżę, mężczyzna podniósł brwi, nieco zdumiony śmiałością dziewczyny. Przez moment zdawało się mu, że chce się poddać, zdaje sobie pełną powagę ze swojej krytycznej sytuacji. Wtedy ona zaczęła na niego biec, ściskając mocniej swojego Zanpaktou w dłoni. Cóż, samobójca, ale przynajmniej honorowy. Chociaż dzieliły ich jedynie sekundy, dla niego mogło się to wydawać całą wiecznością. Zmysły czerwonowłosego były wyostrzone ponad wszelką miarę. Czuł każde źdźbło gęstej, wysokiej trawy. Rozpoznawał przeciwnika przed sobą, niemal czuł jej charakterystyczne reiatsu jak swoje własne. Czuł też istoty, masę istot, które spoglądały na niego z ciemnych zakamarków polany. Dopiero teraz zaczynał dostrzegać żółte, okrągłe punkciki pomiędzy wysokimi trawami. Wciąż szły za nimi. Tym razem jednak podeszły nieco zbyt blisko, stały się śmielsze, niż zwykle.
Wystarczyła jedna myśl. Macka, z niesamowitym, szybszym niż wszystko, co dotychczas widziała jego przeciwnika tempem poszybowała jej na spotkanie. Rejivaaka była przedłużeniem jego myśli, nie musiał wysilać się za bardzo, żeby nią manipulować. Jedna z ogromnych macek po jego lewej ruszyła w stronę przeciwniczki, zupełnie wytrącając ją z tempa szarży, które sobie narzuciła.
Dziewczyna rzuciła się gwałtownie w bok. Wiedział, że mógł ja dosięgnąć, ale chciał się jeszcze trochę zabawić. Ona poleciała w jedną stronę, jego macka w drugą, dezorientując przeciwniczkę. W tym samym czasie druga macka była już kilka metrów nad jej głową. Uśmiechnął się do siebie. Nie powinien tego robić. Ale czy to jego wina, że czuł się tak świetnie po odzyskaniu zanpaktou? Musiał na nowo to wypróbować, tak dawno nie działali już razem…
Jego myśli przez chwilę znalazły się przy Harace. Ten mały… nie będzie wpływał na decyzję Iana. Nie teraz, kiedy w końcu mają to, po co przyszli. Poza tym… tamten mały miał potencjał.
Z rozmyślań wyrwał go impuls jednej z jego macek. Najwyraźniej chciała zmiażdżyć przeciwnika, ale czekała na rozkaz do ataku. Ogromna masa szarej materii zaczęła spadać w kierunku Nobu.
-Uh-oh.
Który raz miano zamiar zrobić z niej marmoladę?
-Tak bardzo chcesz by na Tobie polegać...proszę bardzo!
Wyprostowała nogi, stawiając pomiędzy sobą a pędzącą masą swoją stal.
Czerwonowłosy obserwował, jak ogromna, masywna macka pikuje w dół, uderzając w wątłe ciało kobiety. Odruchowo wciągnął powietrze, współczując biednej Shinigami. W końcu Rejivaaka ją dorwała. Chociaż on dopiero zaczynał się bawić. Dopiero zaczynał męczyć swoją ofiarę.
-Zdaje się, że wracamy do bazy.
Powiedział bardziej do siebie, niż do swojego zanpaktou. Ogromna macka cofnęła się, po czym powróciła na swoje miejsce w zamkniętym okręgu. Mężczyzna podniósł brwi ze zdziwienia. Chwycił papieros, po czym rzucił go na ziemię i przygasił butem.
-Jesteś twarda, myszko.
Czeronowłosy spojrzał na nią chłodnym wzrokiem. Przed nim kucała dysząca kobieta. Jej kimono było podarte w kilku miejscach, włosy rozwiane we wszystkie strony, krew ciekła po jej lewym ramieniu. Żyła, tego się nie spodziewał. Po raz pierwszy przyjrzał się Shinigami przed nim. Wyglądała tak młodo. Najwyraźniej musiała mieć silną motywację do życia. Z predyspozycjami do walki było u niej bowiem krucho.
-Widzę, że kurczowo trzymasz się życia…
Wszystkie macki wystrzeliły w górę. Było ich jeszcze więcej niż za pierwszy razem. Zawisły nad Nobu, w gotowości do ataku.
-Po raz ostatni zadam Ci pytanie. Jak wróciłaś do żywych, Nobu Kajitsushu.
Łapczywie i zachłannie chwytała kolejne porcje powietrza, tak, jakby każdy oddech był jej ostatnim. Bo prawdę mówiąc, była spora szansa na to, że tak będzie w istocie. Opuściła ciążące ramię, które dzierżyło miecz, do tej pory znajdujący się tuż nad jej głową. Mogła bardziej pracować nad swoją kondycją. Mogła bardziej się starać. Mogła...wtedy wyglądałby to inaczej. Tak. Wtedy to wszystko byłoby inne! Mężczyzna zaczął do niej mówić, słuchała go, nie patrząc na niego, wbijając wzrok w ziemię.
-Jak? Nie wiem. Śmierć chyba mnie nie lubi...odpuściła raz kapitanowi, któremu pomogłam, odpuściła raz mi. Może teraz tez zrobi sobie wolne? A Ty, czemu zależy Ci na mojej śmierci, co?
Próbowała być zadziorna. W końcu, ładnie to wyglądało w ostatnich chwilach życia.
Mężczyzna spojrzał na kobietę chłodnym spojrzeniem. Jego usta otwarły się, lecz nie zostało wypowiedziane z nich żadne słowo. Czeronowłosy dopiero po chwili się odezwał.
- Nobu Kajitsushu. Uwierz mi, Twoja śmierć była planowana już o wiele wcześniej. Niestety, pewne wypadki potoczyły się źle dla nas obu…
Jej przeciwnik sięgnął do kieszeni, po czym zapalił kolejnego papierosa, używając tej samej sztuczki z płomieniem na końcu palca wskazującego. Zaciągając się gęstym smogiem odetchnął głęboko, po czym wypuścił powietrze.
-Nie zależy mi na twojej śmierci. Niestety, to nie ja podjąłem wyrok. A teraz, jeżeli pozwolisz, dokończmy tą zabawę, zanim będzie za późno.
Czerwonowłosy rozejrzał się dookoła. Żałował, że jego towarzyszka nie mogła tego widzieć. Dziesiątki, o ile nie setki par okrągłych, jaśniejących szparek były wpatrzone w nich, przyciśnięte do ziemi, wystające spomiędzy gęstych, długich źdźbeł.
Mężczyzna ponownie odwrócił się w kierunku Nobu. Zamknął oczy, kiedy wszystkie macki, a było ich więcej niż dziesięć, popędziły z ogromną prędkością do dołu. Dziewczynie zdawało się nawet, że usłyszała przytłumiony krzyk jakiejś bestii. Nobu chciała podnieść rękę. Chciała coś zrobić, ruszyć się, uciekać, cokolwiek…
Jej ciało odmówiło posłuszeństwo. Każda kończyna była zdrętwiała, każdy mięsień zwiotczały. Nawet nie czuła swojego ciała… Widziała jedynie, jak ogromna masa zwala się na nią, do jej uszu doszedł głośny ryk. W locie wszystkie macki połączyły się jedno, przypominając po prostu ogromną, gigantyczną masę.
Jej ciało drgnęło. Mogła się podnieść. Kilka mięśni nóg zadrżało, po czym znowu się poddało, powodując ponowny upadek do ziemi. Nie czuła już nic, poza reiatsu nad jej głową. Czuła, jak coś opada na jej plecy, jak coś ogromnego nagle zasłoniło jej pole widzenia. Potem nie widziała już nic.
Gdy otworzyła oczy jaśniejący płatek unosił się przed jej twarzą, ruszając się pod wpływem delikatnego, nocnego wietrzyku. Poczuła pod rękoma i nogami tą samą bujną trawę. Nad sobą zobaczyła ten sam ogromny i jasny księżyc. Jedyne, co się zmieniło, to otoczenie wokół niej. Setki… tysiące… nie. Miliony jaskrawych płatków wirowały wokół niej, zasłaniając jej widok. Były to nader małe płatki, przepełnione subtelnym, delikatnym reiatsu. Były różowego koloru, łącząc się w powietrzu w większe skupiska i ponownie rozdzielając. Szybowały leniwie w nocnym powietrzu, jaśniejąc jak nic wokół. Nagle opadły na ziemie, stając się przez chwilę ciemniejsze, po czym znikły zupełnie, jak gdyby rozwiane przez wiatr.
Przed nią, drżącą i znajdującą się na czworakach stał ten sam czerwonowłosy mężczyzna. Ręce trzymał w kieszeniach, patrząc w kierunku Nobu w tym samym, chłodnym spojrzeniem. Tym razem było w nim jednak coś więcej. Wyrzut?
-Odejdź do tyłu…
Usłyszała za sobą spokojny, cierpki i lakoniczny głos. Mężczyzna w długich, czarnych i słyszących włosach oraz jaśniejącym płaszczu minął ją, idąc spokojnym krokiem w kierunku jej przeciwnika. Rozpoznała numer na jego płaszczu. Szósta dywizja.
- Hitsugaya, wróć z nią w głąb Społeczności…
-Jesteś pewien? – za sobą usłyszała długi głos, nieco żywszy, choć tak samo lakoniczny. Kolejny kapitan minął ją, po czym stanął naprzeciwko przeciwnika Nobu.
-Już powiedziałem.

Czerwonowłosy mężczyzna wyjął papierosa z ust, po czym rzucił go niedbale w bok.
-Co jest, Byakuya, dawno się nie widzieliśmy, nie sądzisz?! A pamiętam, jak dawniej spotykaliśmy się niemal codziennie, siostrzeńcu!
Kapitan szóstego oddziału wciąż stał przed nim, nie ruszając się nawet o centymetr. Spojrzał na niego tylko swoim chłodnym spojrzeniem. Jedno trzeba było przyznać – obaj mieli podobne, niemal identyczne spojrzenie.
-Już dawno przestałeś być częścią klanu Kuchiki, bękarcie. – jego głos idealnie spokojny.
Ostrze zabłysnęło, odbijając się od światła księżyca. Nie była w stanie stwierdzić czyje, wszystko stało się zbyt szybko. Silna eksplozja odrzuciła ją do tyłu, jednak momentalnie znalazła się w rękach kapitana Toshiro.
-Zdaje się, że to ponad twoje siły…
Poczuła, jak obraz się rozmywa. Chwilę potem straciła przytomność.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Nemo dnia Śro 18:50, 23 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sierak




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: D.G.

PostWysłany: Sob 10:47, 26 Kwi 2008    Temat postu:

Shidehara Shigekazu

Białowłosy wyszedł z budynku koszar, z miejsca kierując się w stronę dzielnicy oddziału jedenastego.
-Jeśli to choć w połowie wygląda jak brzmi to jest co najmniej nieciekawie. Co zamierzasz Shidehara-chan?-
Obejrzał się w kierunku, z którego dochodził głos, oprócz tałatajstwa, które zrażone Jego okrzykiem zaczynało się powoli zbierać do swoich kwater, stał tam też Jin. Jedna osoba do szukania mniej, odwrócił się w Jego kierunku i odpowiedział.
-To nie jest oczywiste? Zabić tego skurwysyna Soyera. Idziesz też? Zamierzałem właśnie się udać po Hageshiego i Serito, więc jak chcesz, to spotkamy się przy bramie, jak z resztą słyszałeś.-
Jakkolwiek było to pytanie dość bezpośrednie, to akurat Jin był jedną z niewielu osób, do których taka poufałość była dozwolona, w końcu trochę się tam znali. Dziwnym objawem dla Shigekazu było to, że nie miał przy sobie ani jednej butelki alkoholowego trunku, zaś Jego twarzy nie wyrażała typowego dla Niego "mam Was wszystkich i tak w dupie", przeciwnie, Jego twarz wyrażała teraz kompletną pustkę z jakimś szaleństwem w środku, które tylko czeka aż by je uwolnić. Tym szaleństwem była chęć tego, co miał zamiar zrobić Soyerowi jak już go znajdzie.
-Prosisz mnie o złamanie regulaminu, sprzeciwienie się rozkazom i pójście na samobójczą misje? Jak dla mnie brzmi nieźle... eh... chyba nie ma szans by ten dzień się skończył spokojnie, będę czekał przy bramie.
Odpowiedział Haishiro. Jego zaletą było akurat niewątpliwie to, że można było na Niego liczyć. Czyli były już trzy osoby: Lina, Jin i On sam, teraz po Hageshiego.
Członek jedenastego oddziału udał się w kierunku bramy, gdzie wszyscy mieli się spotkać, Shidehara zaś udał się w kierunku kwater jedenastkowców.

Shigekazu wbiegł pędem do kwater jedenastego oddziału. Widział już na sobie gniewne spojrzenia jedenastkowiczów, jednak nie przejmował się tym wcale... no prawie. Rozejrzał się wokół, ni wała nie było tam Hageshiego. Podrapał się po głowie, jednocześnie wybywając z baraków zanim ktokolwiek wpadnie na pomysł obicia mu ryja. Przecież Jikyuu miał własne mieszkanie!
Po chwili poszukiwań znalazł Jikyuu.
-Hej, eee... tego, mam nadzieję, że nie przeszkadzam?-
Hageshii przystanął na moment zdezorientowany. Poznawał owego jegomościa. Przez moment jednak był bliski stwierdzenia, że to musi być kolejny sen, w którym nic nie można brać na poważnie. To wszystko było jakieś chore. Po jaką cholerę ktoś miał go zaczepiać ? Najwidoczniej z momentem końca misji wszyscy pozapominali, że oficjalnie się nie znają. W takim razie ujmując rzecz prosto - jebać to. Został tylko jeden, naprawdę mały detal. Czego mógł chcieć?
-Nie. -
Stwierdził dobitnie członek jedenastego oddziału. Chyba więcej nie było potrzebne. Przecież jeśli to coś ważnego, to na pewno za chwilę się dowie. Bądź co bądź - najprawdopodobniej ma to związek z alarmem.
-To zajebiście. Masz chwilę? Jest ważna sprawa dotycząca Soyera...-
Hageshii zawahał się. Soyer. Kojarzył go i wydawać by się mogło, że jego wcześniejsze przypuszczenia nie były bezpodstawne. Uśmiechnął się do swoich myśli.
-W sumie jest alarm -
Zauważył
-To znaczy, że mam chwilę. Jak się nie będziemy zbytnio pokazywać, jak bardzo nas to rusza. Właściwie to nie wiem o co się rozchodzi.
-Już Ci wyjaśniam. Ten skurwiel porwał Abi. To jest cała sprawa w uproszczeniu, pomagał mu jakiś inny chuj poziomu co najmniej porucznika. Jak znam życie oddział pościgowy chuja zdziała, więc z Liną organizujemy swoje poszukiwania, a w całą sprawę możemy wtajemniczyć tylko ludzi z ostatniej misji. Wchodzisz w to?-
Teraz był najwyższy czas na moment zastanowienia. Po ostatniej misji nie byli wypoczęci. Wręcz przeciwnie. Byli ranni, zmęczeni. A szykowało się starcie z conajmniej Soyerem, który niewiele ucierpiał. I porucznikiem. Czy rozsądnym było przyłączyć się do szaleńców ? Ciągle czuł na sobie specyficzny medykament. Drażniło go to pieczenie niepomiernie. W końcu przyszedł czas na podjęcie decyzji. Wykonał jeden zręczny, energiczny ruch, dzięki któremu pozbył się tych wszystkich bandaży i usztywniaczy. Nareszcie.
-Oby było warto.
-Będzie, uwierz mi.-
Po czym oboje skierowali się w stronę bramy. Białowłosy zauważył, że przeklinał jeszcze bardziej niż zwykle, stres robi swoje...

DODANE NA PROŚBE SERITO:

- Yoo. Widzę, że szykuje się coś więcej niż wyprawa ratunkowa po księżniczkę ... Tak by the way, wybaczcie spóźnienie. Ciężko jest was znaleźć po raietsu, gdy po ulicach krążą całe patrole zbrojnych ...
Przed dwójką Shinigami pojawił się nagle ich kompan z ostatniej misji, Serito Kaishi. Kropelki potu na czole świadczyły, że podróży nie odbył spacerkiem. Rozejrzał się po reszcie towarzyszy. Na ich twarzach zauważał Sprawy zaczęły przybierać nareszcie pozytywny obrót. We czwórkę mogli już coś zdziałać, przynajmniej mieli na to większe szanse.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez sierak dnia Nie 10:40, 27 Kwi 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Lina
Pokaż zdjęcie



Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 123
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Jastrzębie

PostWysłany: Czw 14:51, 01 Maj 2008    Temat postu:

Rękawy były nieco za duże, tak samo jak nogawki. Ale w tym momencie nie było to dla niej wielkim problemem. Podwinęła je, po czym spięła spinkami. Może wyglądało to nieco dziwnie, ale w obliczu aktualnych wydarzeń nie było to ważne. Dalej nie wiedziała, co się dzieje. Czuła się rozdarta. Czy naprawdę będzie działać przeciwko własnej dywizji? Czy to w ogóle prawda, że jej dywizja mogła robić takie rzeczy? Gęsia skórka ponownie pojawiła się na jej szyi, przez chwilę zrobiło jej się chłodniej. Nagle sobie przypomniała. Powinna być już przed budynkiem, kiedy ona się zasiedziała, wciąż wpatrując się w drewnianą, gładką ziemię pod
swoimi nogami. Wybiegła z koszarów nie swojego oddziału, po czym rozejrzała się dookoła. Tłum się rozrzedził, teraz zostali na miejscu już tylko najwięksi plotkarze, spokojnie rozmawiając ze sobą, spekulując, co może powodować alarm, który wciąż brzmiał w jej uszach. W końcu zauważyło białowłosy czerep tego buca. „Zależy mi na niej” – zobaczymy, zobaczymy. Od samego początku był wygadany, najprawdopodobniej po prostu musiał chwilowo zyskać w niej sojusznika. Obok niego dostrzegła dwóch innych Shinigami – obu pobieżnie znała. Pozostała dwójka również brała udział w misji, z której niedawno powróciła. Nieświadoma i poobijana. Jeden był dosyć duży, muskularny i posiadał ogromnego Zanpaktou, drugi wyglądał natomiast… ciężko było jej sprecyzować tego drugiego. Z pozoru wyglądał zupełnie normalnie, dziwaczny był tylko kolor jego włosów. Był idealnym przeciwieństwem swojego ogromnego kompana.
Spinając włosy z tyłu głowy ostatnią spinką w coś na kształt koka, ruszyła w ich stronę. Spojrzała w kierunku Jina i Hageshiego, po czym pospiesznie przywitała się ukłonami. Musieli być nieco zdziwieni, widząc ją bez tego całego „makijażu”. Jej wzrok powędrował w kierunku masywnego wojownika. Nie wyglądał zbyt dobrze.

-Jesteś cały, Hageshi?


Nieco zaspany posiadacz Zanpakuto, który był nieco większy od niego samego (wyglądało to trochę cudacznie) wyglądał na kogoś, kto został pośpiesznie wyrwany z głębokiego snu. W tym właśnie momencie. A skończył podobno spać jakiś czas temu. Trochę się zdziwił, że takie pytanie zadaje ktoś, kogo prawie nie znał. Siłą rzeczy musiał być zaskoczony. Przynajmniej jednak postanowił nie dać tego po sobie poznać. A tak. Pytanie. Czy jest cały. Zlustrował się od stóp do, nie głowy - ramion. Był raczej w jednym kawałku, toteż geneza pytania była owiana tajemnicą. Dlaczego... a zresztą.

-Raczej - zdał sobie sprawę, że jest nieco zakłopotany - Dzięki - dodał po chwili. Co teraz? Wypadałoby coś... doznał przebłysku geniuszu.

-A Ty?


Lina podniosła nieco brwi. Czyżby było coś nie tak w jej wyglądzie?

-A wyglądam, jak gdyby było ze mną coś nie tak?
Czyżby jej wygląd był aż tak zły? Może wyglądała w tym stroju, z przydługimi rękawami nieco komicznie. A może to przez brak jej makijażu… cóż, w każdym razie poczuła się lekko zbita z tropu.

-Okej, gdy już się zebraliśmy, gdy jesteśmy w komplecie, może powie mi teraz ktoś, co właściwie macie zamiar zrobić?


Sytuacja nieco się skomplikowała. Jak wytłumaczyć kobiecie, że nie w tym rzecz ? Rozmowa była rzeczą bardzo skomplikowaną, w której niestety, nie miał talentu. Przynamniej w drodze miał spokój. Doskonale mógł się skupić wtedy, gdy nie było elementu rozmowy. Bo myślenie o kilku rzeczach naraz było trochę problematyczne. Zwłaszcza, jak dochodził ten jeden najtrudniejszy element i trzeba było coś powiedzieć. Przez moment poczuł się równie skonsternowany, co wcześniej. To nie tak...

-To nie tak... Wyglądasz lepiej bez tego... tamtych... nieważne. - postarał się uśmiechnąć, co wychodziło mu równie kiepsko.
Dlaczego nic nie jest takie proste jak walka i spokój? Ten świat jest najwyraźniej o wiele bardziej pokręcony, niż to wynikałoby z lat obserwacji...


Ach, więc o to chodziło. No tak, przecież to było oczywiste. Lina spojrzała ponownie na wielkiego mężczyznę. Potem jej wzrok powędrował na Shideharu, aby na samym końcu wylądować na Jinie. Czy oni w ogóle mają jakiś plan działania? W ich oczach go nie dostrzegła, poza płomieniami nienawiści w źrenicach białowłosego. Westchnęła, po czym powiedziała w kierunku mężczyzn:

-Dobrze, zdaje się, że powinniśmy udać się teraz w kierunku Pograniczu. Rozumiem też, ze to, co robimy, jest zupełnie niezgodne z prawem Społeczności, bo działamy na własną rękę. Czy jesteście pewni, że chcemy to zrobić? Jeżeli prawdą jest to, czego się dowiedziałam, w tamtych rejonach aż mnoży się od… nieznanych intruzów – Lina zaakcentowała ostatnie dwa słowa w dosyć nieprzyjemny sposób. Nienawidziła być nieprzygotowana.

-W takim razie, każdy gotowy? Pamiętajcie, gdy teraz się zgodzicie, nie będzie już odwrotu.


Właściwie to Hageshii miał niewiele wspólnego z całą tą sprawą. Białowłosy jednak mówił, że w końcu się opłaci. Może. Może nie. Przynajmniej to będzie lepsze niż nuda. Tak właściwie to zastanawiał się, czy jest sens ciągnąć to dalej. Jednakże dał swoje słowo. Nie zwykł czegoś cofać. Jednakże bez planu równie dobrze mogli iść po prosto w łapy wroga. Tym razem konsekwencje mogły być o wiele bardziej poważne. Znalazłby się znowu gdzieś poza wszystkimi. Gdzieś, gdzie był już wcześniej. Zastanawiał się, czy dla tej garstki ludzi, dla ambicji jednego warto ryzykować. Swoją rolę wypełnił w poprzedniej misji. Teraz byłoby to duże wykroczenie poza nie tylko swoją rolę. A jednak. Słowo się rzekło. Zwłaszcza, jeśli zrobiłby wszystko, by przepaść zmalała. A nie ma innego sposobu, jak tylko wspinać się gołymi rękoma.
Hageshii powoli kiwnął głową.



- Yoo. Widzę, że szykuje się coś więcej niż wyprawa ratunkowa po księżniczkę ... Tak by the way, wybaczcie spóźnienie. Ciężko jest was znaleźć po raietsu, gdy po ulicach krążą całe patrole zbrojnych ...
Przed dwójką Shinigami pojawił się nagle ich kompan z ostatniej misji, Serito Kaishi. Kropelki potu na czole świadczyły, że podróży nie odbył spacerkiem. Rozejrzał się po reszcie towarzyszy. Na ich twarzach zauważał Sprawy zaczęły przybierać nareszcie pozytywny obrót. We czwórkę mogli już coś zdziałać, przynajmniej mieli na to większe szanse.

Cóż, zdaje się, że teraz naprawdę byli w komplecie.

-Ruszamy...
Pięć sylwetek zaczęło biec w kierunku bramy prowadzącej do Rokungai.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------




Spojrzał na kobietę przed sobą. Jej wzrok był zdeterminowany, dawno już nie widział takich ogników w jej oczach. A szkoda, bo wtedy wyglądała naprawdę przepięknie.

-Jesteś pewna, że to oni?

-Jestem absolutnie pewna… - dostał w odpowiedzi. Jej głos był cichy i oschły, jednak pod spodem wyczuł nutkę podniecenia. Wciąż nie znał jej do końca… prawdę mówiąc, chyba nikt jej nie znał tak naprawdę. Była zamknięta w sobie, od kiedy tylko pamiętał. Prawdę mówiąc, nawet nie znał jej motywacji. Dopóki jednak była użytecznym narzędziem, nie musiał się jej jeszcze spodziewać.

-Więc co zamierzasz zrobić? – musiał zadać to pytanie. Choć czekali tak długo, nie mógł sobie teraz pozwolić na zmiany i komplikacje. Zwłaszcza spowodowane przez osoby, które były po jego stronie. Wszystkie komplikacje musiał eliminować w zarodku. Niezależnie, jakimi środkami.

- To oczywiste. Rozmawialiśmy o tym wiele razy. Możesz być spokojny. Będę postępowała według planu.

-W takim razie rób, co powinnaś.
Odwróciła się do niego plecami, po czym zaczęła maszerować w kierunku wyjścia. Ach, jakże ona była ładna, jakże piękna! Jej ciało, jak i dusza. Szkoda, naprawdę szkoda, że tak wspaniała istota, taki cudny anioł miał taką misję do spełnienia… Szkoda jej duszy. Ale teraz już nic na to nie poradzi. Już dawno to wszystko potoczyło się zbyt daleko, by dało się cokolwiek cofnąć.
Drzwi za drobną, kobiecą sylwetką zamknęły się z sykiem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Lina dnia Czw 14:54, 01 Maj 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sierak




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 279
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: D.G.

PostWysłany: Czw 15:37, 01 Maj 2008    Temat postu:

Shidehara Shigekazu

-Dobrze, zdaje się, że powinniśmy udać się teraz w kierunku Pogranicza. Rozumiem też, ze to, co robimy, jest zupełnie niezgodne z prawem Społeczności, bo działamy na własną rękę. Czy jesteście pewni, że chcemy to zrobić? Jeżeli prawdą jest to, czego się dowiedziałam, w tamtych rejonach aż mnoży się od… nieznanych intruzów.–
Białowłosy odwrócił się w kierunku kobiety, w Jego oczach dalej nie dało się do końca wypatrzeć jakichś większych uczuć niźli prymitywnego szału, złości i chęci mordu.
Jego usta otwarły się, po czym znów się zamknęły. Stał tak chwilę kontemplując, po czym w końcu się odezwał.
-Jestem pewien. Na coś w końcu trzeba umrzeć, wolę zginąć ratując Harakę od kogoś rangi kapitańskiej, niż być rozszarpany przez pierdolonego hollow na misji. Co do Was, zebrałem Was tutaj ale... po głębszym namyśle nie chcę mieć Was na sumieniu, więc jeżeli chcecie albo macie wątpliwości, to wracajcie do swoich kwater bo... bądźmy szczerzy, ale ja nie spodziewam się wrócić z tej wycieczki, nie po tym co widziałem, że potrafił tamten koleś.-
Po czym bez słowa ruszył przed siebie. W zależności od tego, kto poszedł za Nim lub nie poszedł szli i tak w małej grupce.

Pierwsze dzielnice Rukongai wyglądały na poruszone, widać doszło do nich co się wyprawiało w Seireitei. Czasami można było dojść do tego, że im bliżej Seireitei, tym mniej bezpiecznie, w końcu co jakiś czas ktoś robił sobie wjazd i wyjazd z siedziby Shinigami. Dopiero niedawno ci Ryoka, teraz tamto towarzystwo. Im dalej od pierwszej dzielnicy, tym spokojniej, przynajmniej do czasu dojścia do tych ostatnich. Widział jak ludzie gapią się na nich, jednak nikt nie odważył się rzucać z motyką na słoń... na grupę shinigami.
Wkrótce mieli za sobą ostatnią dzielnice. Teraz czekała ich przeprawa dalej, Shigekazu nigdy tutaj jeszcze nie był, lasy, rzeczka, cóż trzeba iść wzdłuż rzeczki.
Po dłuższym marszu wyszli z zarośniętego lasu i dotarli do czegoś na wzór polanki. Wysokie trawy, poruszające się wraz z wiatrem. Nagle dostrzegł coś, nienaturalne poruszenie w przeciwnym kierunku, niż wiał wiatr. Odwrócił się i spojrzał na resztę, dając im znak, że coś jest nie tak. Nie wiedział kto to jest, jednak wolał być przezorny, wyciągnął zanpakutou z pochwy. Z jednej strony pamiętał, że za grosz nie ma talentu do walki wręcz, jednak teraz kierowany prymitywnym instynktem zabijania nie myślał o tym. Myślenie jednak wciąż pozostawało, kucnął tak, by wysokie trawy zasłoniły go całkowicie, po czym zaczął szeptać wpatrując się w swój cień.

-Władco Cienia. Ty, któryś ojcem dla bytów znanych nam jakie Cienie. Wszędobylskie, znajdziesz je praktycznie wszędzie. Składam prośbę do Ciebie, byś swoją łaską mnie obdarzył i przysłał do obcego królestwa sługi swoje, które mają mi pomóc w walce z naszymi wspólnymi wrogami. Ty, którego imię się nawet boję wypowiedzieć, pokornie składam swój los w twoje ręce, a twoja wola oraz ciało, które uległo przekształceniu przybyło do mnie i pomogło mi w walce z wszelkim, plugawym szkaradztwem. Ty, którego sługi będą młotem na wszelkie trudności oraz wrogów ! Niech przybędą, by stały się moimi przyjaciółmi, ale zarazem strażnikami.-

Dłońmi i umysłem kształtował materię wokół Niego. Tym razem nie były to istoty Jego wzrostu, wyglądające jak ludzie. Tym razem było to stwory wzrostu nieco mniejszego, niż wysokość do której sięgały trawy tak, by łatwiej im było zabijać tutaj. Ich ciało całe pokryte było wystającymi, pozakrzywianymi kolcami między którymi z łatwością mogło utkwić ostrze, nie mieli dłoni. Zamiast dłoni mieli długie, proste ostrza służące do cichego zabijania.

-Strzeżcie mnie.-

Wydał im proste polecenie, pamiętając że nie może zbytnio przeciążać ich umysłów (!?). Samemu pozostał w przykucu i przypomniał sobie kilka najprzydatniejszych w obecnej sytuacji zaklęć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Freak




Dołączył: 25 Lut 2008
Posty: 61
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 21:51, 01 Maj 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]

Shinigami cieszył się, że w końcu ruszyli. Zastanawiającym było jak to wszystko się potoczy. Sama czysta ciekawość z powodzeniem mogła być teraz motorem napędowym jego działań. Chociaż z drugiej strony... czy ryzyko było tego warte ? To pytanie odstawił, jak wiele innych pytań - na później. W końcu będzie mógł na to odpowiedzieć dopiero po tym, jak cała sytuacja się wyjaśni, nie wcześniej. Nie istotne w tym momencie. Wszystko, byle tylko być trochę bliżej. O ten jeden krok. To wystarczyło w zupełności. Zdawał sobie sprawę, że taka determinacja bardzo blisko idzie z czystym szaleństwem. Z pasją, której trudno było się potem pozbyć. Mimo wszystko brnął dalej w to bagno. Szkoda, że tylko niedosłownie. Szli przez całe Społeczeństwo Dusz. Mijali grupy ciekawskich i tych ciekawych mniej, jak to zwykle bywa. Prawdopodobnie nie byli jedyną grupą, która tędy przechodziła. Prawdopodobnie również nie byli ostatnią. I na pewno nie najmniej ciekawą.

Czuł się trochę nieswojo będąc najwyższym, bo to na nim spoczywały pierwsze spojrzenia. Bardzo irytujące, jednak jakoś to przeżył. Przebrnęli w końcu przez ten cały tłok, im dalej tym robiło się zdecydowanie spokojniej, ale też Hageshii nabierał dziwnego przekonania, że coś tu jest nie tak. Trochę to wszystko było dziwne, ale postanowił zachować to dla siebie. Może to tylko jego mała paranoja, a może to dlatego, że nie lubił tłoków, bo miał to nieznośne uczucie, że ktoś się na niego gapi. Obie te możliwości stały się trochę mniej istotne, kiedy wreszcie wyszli z terenów bardziej zabudowanych. Lubił tu przebywać. Tu były lasy, tu był spokój. Powitał to miejsce z niemałą ulgą, mimo rosnącego napięcia. Jednak to napięcie było bardzo pozytywne. Są potencjalnie coraz bliżej walki. Nie trudno było poczuć się lepiej, gdy tylko się walczyło. To było naturalne. Wyszli na polankopodobną przestrzeń. Tutaj raczej nie bywał. Tego terenu nie pamiętał, albo też nie poznawał. Zauważył to samo, co zauważył Shidehara. Jednak zareagował bardziej na jego znak, niż na poruszenie. Obserwował z uwagą okolicę, podczas gdy usłyszał delikatny dźwięk wyjmowanego z pochwy Zana Shigekazu. Potem jego inkantacje. Sam wolał inne metody.

Ściągnął swoje Zanpakuto z pleców. Jeszcze raz dokładnie obejrzał się po okolicy. Z jego rozmiarami skradanie się raczej nie wchodziło w grę. Na pewno nie mógł poruszać się w nawet wysokiej trawie, to by wyglądało nieco komicznie. Z drugiej zaś strony pozostawało mu jedynie poruszanie się lasem na około polanki. Tak mógł w razie czego zawsze interweniować. Starał się, by wykonywane przez niego ruchy nie były zbyt gwałtowne, a miecz przypadkiem nie zalśnił odbitym światłem. W miarę możliwości. Tej części nienawidził ze wszystkich sił. Rzucanie się naprzód było czystą głupotą, ale skradanie się było po prostu żałosne. Wybrał mniejsze zło. Nie, żeby był z tego powodu jakkolwiek zadowolony. Rzucił jeszcze ostatnie spojrzenie na resztę. Poradzą sobie. Muszą. Innej opcji raczej nie było, chociaż z drugiej strony... przypomniał sobie pokrótce pogrom, jakiego doświadczyli na misji, która była zaledwie wczoraj. Perspektywa wybitnie nie była zbyt malownicza. Nie chciał bawić się w przewidywanie jakie szanse mają, albo jakich nie mają. Liczyła się sama walka i to, jak szybko opłacić się może to wyjście. Czekał na ten moment. Ten jeden, w którym będzie już pewny, że to wszystko miało swoisty sens. Aż się do siebie uśmiechnął. Wystarczyła jedna chwila. Będzie warto, czuł to. Gorzej, jakby eksperymentalnie stwierdził, że jego intuicja jest tak naprawdę nic nie warta. Hmpf.

Dla pewności rzucał podejrzliwe spojrzenia na cały dostępny teren. Ruch był tam, ale to wcale nie oznaczało, że nie ma możliwości, że to pułapka. Gdyby tylko posiadał więcej mocy. Gdyby mógł nie być tak zażenowany tą całą skradanką... z chęcią by na to przystał. Cóż. Wspinanie się swoje trwa. Pozostawała tylko kwestia tego... ile będzie mógł się wspinać, zanim nie padnie ? Hah, przynajmniej w tym momencie, już poza misją, która zakończyła się sukcesem, nie groziło mu jedno. A raczej jeden. Kapitan.
Prawie się zaśmiał z tego, jak bardzo żywa może być jedna groźba. Cóż, widać kapitan Zaraki miał niezwykły urok osobisty.
-... albo ja spierdolę was.

Trzeba przyznać, że na swój sposób polubił tą kwestię.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Freak dnia Czw 22:12, 01 Maj 2008, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
famir




Dołączył: 26 Lut 2008
Posty: 225
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 22:12, 01 Maj 2008    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych]
[link widoczny dla zalogowanych]

I wesoła gromadka ruszyła ze swych spokojnych ciepłych domów by w porywie nienawiści dokonać zemsty na byłym towarzyszu przy okazji ratując piękną - czyt. niezwykle hojnie obdarzoną przez naturę - księżniczkę. Był nawet książę, który zamiast białego konia miał białe włosy. A książę miał swoich rycerzy/giermków/pomagierów, którzy ruszyli za nim do boju. Całość prezentowała się jak jedna z ziemskich bajek, które opowiada się nieukształtowanym mentalnie i fizycznie osobnikom, na które potocznie mówi się "dzieci". Problemy jednak były dwa: jak książe stwierdził nie zapowiadało się na charakterystyczny dla tego gatunku literackiego "happy end", a po drugie... Jin nie przepadał za bajkami. Chociaż jak teraz o tym myślał to całe te przemowy... oddanie dla sprawy jak i pościg sam w sobie oraz zapowiedź pzyszłych wydarzeń zamiast do bajki można było przypasować pod epicką powieść. Ale Jin epickich powieści także za bardzo nie lubił bo w jej trakcie dobrzy zarzynali się ze złymi... to raz... to dwa... i tak dalej aż do zasranej śmierci obu stron konflików chyba, że pojawiłby się jakiś hobbit z magicznym pier.. WRÓĆ!!!! - to nie ta bajka...
"Jeśli przeżyjemy to będzie dobrze..."
Haishiro postanowił się trzymać tej myśli cały czas. Osobiście wolał by owe zdarzenia nie miały miejsca, ale przeznaczenia jak rodziny się niestety nie wybiera. Po chwili jego zmysły tak jak innych wyczuły coś dziwnego. Wylądował dosłownie tuż obok Shigekazu w wysokiej trawie. Wiedział, że ten specjalizuje się w Kidou więc w razie zagrożenia mógł zająć oponentów pozwalając mu rzucić swoje czary. Osobiście nie wyjmował Zanpaktou z saya... bardzo lubił zaczynać walkę techniką Iai, która przy odrobinie szczęścia mogła ją zakończyć w jednym ruchu ostrza. Pozostało czekać i nasłuchiwać...


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum BleachFiction Strona Główna -> SESJE Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Soft.
Regulamin